Zainteresowaniem historią wojskowości zaraziłem się od mojego sporo starszego brata, choć i średni z nas, jak i mój już nieżyjący Tata też się nią interesowali.
Pasja rozpoczęła się jeszcze w przedszkolu. Wychowany byłem na słuchaniu ścieżki dźwiękowej do takich hitów, jak „Złoto dla zuchwałych”, „Bitwa o Midway”, „Czterej pancerni i pies” czy „Jak rozpętałem II wojnęświatową”. Zanim nauczyłem się czytać, to oglądałem książki mojego brata, zwłaszcza plany okrętów, samolotów i czołgów. Pierwszą samodzielnie przeczytaną książką była szkolna lektura „Filip i jego załoga na kółkach” traktująca o II wojnie światowej. Potem już poszło z górki. Pod koniec drugiej klasy czytałem już monografię II wojny światowej na Pacyfiku.
Potem doszło zwiedzanie muzeów i miejsc związanych z historią. Najpierw fascynacja była niezwykle szeroka – starożytność (zwłaszcza rzymskie legiony), średniowiecze (zwłaszcza Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim oraz zakony rycerskie), XVII w. (czas chwały husarii), I wojna światowa na morzu i w powietrzu, no i współczesne zagadnienia z wojskowości. Później bardziej skoncentrowałem się na II wojnie światowej, choć pod koniec podstawówki w dość dziwnych okolicznościach zainteresowałem się epoką napoleońską. Mianowicie starszy brat studiujący w tym czasie historię we Wrocławiu umożliwił mi zobaczenie Panoramy Racławickiej. Po powrocie, na półce w bibliotece publicznej znalazłem monografię tej bitwy, a obok była pozycja o bitwie pod Waterloo. Po przeczytaniu stwierdziłem, że to ciekawy czas i rozpocząłem moje poszukiwania kolejnych pozycji. Wspaniałym wydarzeniem w moim nastoletnim życiu była wizyta w Ossolineum, gdzie mój brat wypożyczył w czytelni kilka wspaniałych, wręcz legendarnych pozycji (np. „Polskie Siły Zbrojne” wydane w Londynie). Pamiętam jak cały dzień, bez jedzenia i picia, siedziałem w czytelni i robiłem notatki w zeszycie (wiele takich zeszytów z notatkami mam do dnia dzisiejszego). Już w czasach podstawówki większość moich skromnych oszczędności przeznaczałem na książki, one też były najcenniejszymi prezentami dla mnie.
Kiedy podrosłem, ruszyłem na zwiedzanie muzeów i miejsc związanych z wojskowością. Pomocny w tym był mój harcerski etap życiowy (z tych racji do dnia dzisiejszego interesuję się Polskim Państwem Podziemnym i Powstaniem Warszawskim, a zwłaszcza Szarymi Szeregami i ich powstańczymi jednostkami), a także rodzina w Gdańsku (częste wizyty na Westerplatte, w Muzeum Marynarki Wojennej, czy na ORP „Błyskawica”). To akurat pozostało mi do dnia dzisiejszego. Przy okazji rekolekcji zwiedzam i dziś takie miejsca (np. Wizna, muzea w Warszawie, Londynie, Wiedniu, Brukseli, Dreźnie, Krakowie, Poznaniu, pola bitew Austerlitz, Wagram, Waterloo, historyczne okręty HMS „Belfast”, HMS „Victory”, HMS „Warrior”). Jednym z ostatnio odwiedzonych przeze mnie muzeów, przy okazji rekolekcji dla Domowego Kościoła, było Muzeum Czołgów w Bovington (południowa Anglia), jednej z największych na świecie kolekcji czołgów, gdzie spędziłem 6 godzin na oglądaniu i fotografowaniu pojazdów, które dobrze znałem ze zdjęć, planów, opisów i historii powstawania oraz działania. Planując nieliczne wolne dni uwielbiam je spędzać na takich wyprawach, najchętniej w towarzystwie braci i ich synów, też pasjonatów historii. Także teraz przebywając na Gibraltarze najwięcej czasu poświęciłem zwiedzaniu tuneli, baterii przeciwlotniczych i obrony wybrzeża i wszelakich fortyfikacji z różnych okresów burzliwych dziejów tego półwyspu. Oczy-wiście nie zabrakło miejsc związanych ze śmiercią gen. Sikorskiego (co dnia odprawiam mszę w miejscu, gdzie złożono na kilka dni trumnę z jego ciałem).
Co daje mi historia? Wielki relaks (jak nie mogę zasnąć, to – jak śmieją się moim bliscy – liczę dywizje), zwłaszcza po trudach rekolekcji oraz możliwość nabrania dystansu do życia. Poza tym sprawia, że nieustannie mogę poszerzać swoje horyzonty. Czasem, gdy potrzebuję oderwania od rzeczywistości, historia zapewnia mi pewien komfort, bo myśląc o niej wiele i tak nie mogę jej zmienić, czyli nie jestem w stanie zrobić czegoś złego, a poznając ją zawsze mogę pokazać dobre wzorce, lub przestrzec, prze złymi ścieżkami. Bardzo wielką frajdę sprawiają mi dyskusję, zwłaszcza z osobami, które dobrze orientują się w temacie, a nie zawsze zgadzają się z moimi tezami. Wielką frajdą jest zarażanie innych pasją (np. wspólne zwiedzanie muzeów). Cieszę się, że rodzinną pasję kultywuje najstarszy z moich bratanków, który studiując na politechnice poszerza naszą wiedzę z dziedziny techniki (to moja słabsza strona).
Jako ksiądz, często nawiązuję w nauczaniu do wydarzeń z historii i z dziedziny wojskowości. Czasem te nawiązania pozwalają zobaczyć coś więcej, a czasem stają się tylko nieistotnym dodatkiem, takim małym ukłonem w stronę mojej pasji.