Chcę podzielić się refleksjami, które zrodziły się we mnie po przeczytaniu książki ks. Isakowicza-Zaleskiego: Księża wobec bezpieki (Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, 2007). W książce tej znajduje się rozdział poświęcony słudze Bożemu ks. Franciszkowi Blachnickiemu, zatytułowany: Bezpieka przeciwko twórcy oaz (s. 146-157). Rozdział ten został napisany, aby także czytelników spoza Małopolski zainteresować sprawami duchownych, przeciwko którym bezpieka prowadziła działania operacyjne (por. s. 12).
Postanowiłam zakupić i przeczytać książkę ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego tylko dlatego, że już w maju ubiegłego roku zapowiedział on, że będzie w niej pisał o ks. Franciszku Blachnickim. Z tego też powodu, jako pełnomocnik rodziny ks. Blachnickiego, napisałam w maju ub. roku do autora list informujący o tym, że zajmujemy się tą tematyką i w związku z tym proszę go o kontakt. Otrzymałam mailem kilka notatek SB z rozmów z TW „Andrzej” i na tym kontakt z autorem książki się skończył. Byłam więc zainteresowana tym, co ks. Zaleski na temat ks. Blachnickiego napisze, jak zostanie przedstawiona jego postawa względem SB oraz postawa SB względem ks. Blachnickiego. Nie miałam żadnego nastawienia do zapowiadanej publikacji poza ciekawością, jakie to ewentualnie nowe, nieznane nam wcześniej dokumenty, które dotyczą ks. Blachnickiego, otrzymał ks. Isakowicz-Zaleski.. Chcę tu przypomnieć, że 5 czerwca 2003 roku jako pełnomocnik rodziny ks. Blachnickiego1 otrzymałam osiem tomów akt z IPN. Wiadomo było również wtedy, że w trakcie porządkowania zbiorów IPN mogą ujawnić się również inne dokumenty, których w 2003 roku nie dostaliśmy.
Przeczytałam wnikliwie rozdział o ks. Blachnickim, a także inne, szczególnie uważnie te, w których jest mowa o osobach mi znanych. To, co przeczytałam, bardzo mnie zasmuciło, gdyż wydawało mi się, że tak nagłośniona i oczekiwana książka będzie rzetelnie napisana, to znaczy całościowo ukaże bardzo skomplikowaną sytuację Kościoła polskiego w czasach PRL. Nie tylko przedstawi zapiski pracowników SB (bo to jest w stanie zrobić każdy), ale skonfrontuje je z pozytywnymi czy negatywnymi bohaterami tej książki oraz - przede wszystkim - z innymi dokumentami: kościelnymi, z Archiwum Akt Nowych, z urzędów wyznań i innych. Tego, niestety, w tej książce zabrakło. Nie jestem wprawdzie historykiem, ale tak podstawowe zaniedbanie mówi mi o tym, że książka ks. Isakowicza-Zaleskiego nie została napisana poprawnie pod względem metodologicznym (o czym zresztą w sposób bardzo kompetentny pisze ks. prof. Jerzy Myszor w „Gościu Niedzielnym” z dn. 11 marca 2007). Część z opisywanych sytuacji (nie tylko dotyczących ks. Blachnickiego) znam z autopsji, rozmawiałam też ze świadkami tych wydarzeń i dlatego sądzę, że ich opis przestawiony w książce jest zbyt jednostronny, bo powstał jedynie na podstawie akt SB; jest więc nieprawdziwą rekonstrukcją tych wydarzeń. Autor w ogóle nie pokazuje złożoności sytuacji, a jedynie przedstawia relacje SB na ten temat. Nie znam osobiście TW o pseudonimie „Andrzej”, słyszałam o nim będąc w Krościenku. Jednakże przypisywane mu tego, że miał on wpływać na opinię duchowieństwa z okolicy Krościenka, było raczej „pobożnym życzeniem” pracowników SB. Rzeczywistość jednak wyglądała inaczej. Owszem, były opinie negatywne wśród części duchowieństwa na temat ks. Blachnickiego, ale do ich powstania zupełnie nie byli potrzebni pracownicy SB czy księża, którzy rzekomo mieli im służyć. Sam fakt, że ks. Blachnicki wprowadzał odnowę do Kościoła - i to tak jak przystało na „gwałtownika Królestwa Bożego”, jak go nazwał sługa Boży Jan Paweł II - całkowicie wystarczyło, aby nie podobało się to nie tylko ówczesnym władzom PRL, ale również niektórym duchownym w polskim Kościele, zgodnie z zasadą, że „żaden prorok nie jest mile widziany w swojej Ojczyźnie”. Jeśli więc widzę nierzetelność opisu tego, co znam z autopsji (a może nawet nieprawdę, choć pewnie niezamierzoną), to zakładam, że również dotyczy ona innych opisanych, a nieznanych mi z autopsji, przypadków.
Czytając książkę, nie zauważyłam też w niej opisu ani heroizmu ani bohaterstwa. To, że ktoś był prześladowany przez SB (dotyczy to także ks. Blachnickiego) zupełnie nie świadczy, moim zdaniem, o jego wielkości czy heroizmie. Mówi jedynie o tym, jakie stanowisko miało wobec danej osoby SB (w książce nie ma mowy o tym, jaką postawę miał wobec SB opisywany - pozytywnie czy negatywnie - człowiek). O wielkości w sytuacji prześladowania świadczy postawa człowieka - jak z takiej „opresji”, z tak trudnego doświadczenia wychodzi. Jakie są owoce jego postawy. A w przypadku ks. Blachnickiego nie zostało to pokazane, nawet w tym wąskim zakresie, jaki został tam opisany (bynajmniej nie oczekiwałam, że będzie to książka o ks. Blachnickim). Dlatego w wydanym przez odpowiedzialnych Ruchu 4 III 2007 r. oświadczeniu2 (a wcześniej w bardziej szczegółowym liście do ks. Isakowicza-Zaleskiego) chcieliśmy na to zwrócić uwagę, podkreśliliśmy także, że ks. Blachnicki zło przezwyciężał dobrem, miał ogromne zaufanie do ludzi i nie oceniał żadnego człowieka. Nie zajmował się też szukaniem wokół siebie agentów czy TW. Ks. Blachnicki, pomimo tego, że był świadomy, iż jest obiektem zainteresowania nie tylko polskich Służb Bezpieczeństwa, wyraźnie mówił, że nie ma nic do ukrycia, zatem nie ma się czego bać. Miał również nadzieję, że może te treści, które głosi, staną się przedmiotem zainteresowania pracowników SB - nie tylko ze względów zawodowych, ale także egzystencjalnych. Priorytetem było dla niego głoszenie Ewangelii, bo to odkrywał jako swoje podstawowe powołanie. W przyjęciu Ewangelii do swojego życia przez człowieka, w wiernym jego pójściu drogą za Chrystusem widział jego prawdziwą wolność, a przez to także wolność narodu. Tej wizji, tej charakterystyki ewidentnie w tej książce brakuje. Sposób przedstawienia ks. Blachnickiego i jego „prześladowania” przez SB jest więc bardzo powierzchowny i płytki.
Zupełnie nie jestem w stanie zobaczyć dobrych owoców tej publikacji. Nie jest ona książką historyczną, która przybliżałaby te czasy czy sposób działania PRL tym, którzy ich nie znali. Jest ona jedynie pozycją, w której kolejny raz wymienione są - stare lub nowe - nazwiska osób, które zarejestrowało UB, a które stawia się aktualnie pod pręgierzem.
W rozdziale o ks. Blachnickim jest mowa o dwóch kapłanach, z których jeden był blisko związany z Kopią Górką. Doświadczyliśmy od niego wiele dobra, możemy mówić o prawdziwej, konkretnej z nim współpracy w dziedzinie odnowy duszpasterstwa. Jak wyglądały jego kontakty z SB - nikt nie jest w stanie dziś powiedzieć, gdyż kapłan ten nie żyje, a umarł, będąc bardzo szanowanym przez swoich parafian. Może wpisanie go na listę TW jest kolejną mistyfikacją SB? Może gdzieś tam „zaplątał” się w kontakt? Pisząc więc o nim, należało napisać wszystko - jak był odbierany przez parafian, co zrobił dobrego, co dobrego też zrobił dla oaz. Wtedy można się zastanawiać, czy to, co funkcjonariusz SB wpisał jako notatkę ze spotkań z nim, jest prawdziwe czy nie. Jeśli jednak brakuje kontekstu, ukazany opis jest bardzo jednostronny i bardzo krzywdzący. Jakie dobro z tego wynika? Nie wiem. Widzę jedynie krzywdę kolejnego człowieka. Tak można mówić o wielu innych kapłanach opisanych w tej książce; niektórych znam osobiście i widzę, jak cierpią.
Nie przeczę, że byli w Kościele agenci, że szkodzili Kościołowi, itd. To samo można powiedzieć o innych środowiskach, w których byli agenci. Jednak akta SB nie są dobrym i jedynym źródłem do tego, aby ocenić, kto nim był, a kto nie. Posługiwanie się nimi w celu opisania Kościoła jest pomyłką. Akta SB nie są również dobrym źródłem do „lustracji”. Przeglądając i zbierając materiały do procesu beatyfikacyjnego, przeczytałam setki stron dokumentów zawartych w archiwach Ruchu, INMK, a także w archiwach różnych diecezji, Konferencji Episkopatu Polski, sekretariatu Prymasa Polski, Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech i u abpa Sz. Wesołego w Rzymie. Czytałam również akta służb wojskowych, SB i Stasi. Znam relacje świadków, wszystkie pamiętniki ks. Blachnickiego, poza tym noszę w sobie własne doświadczenia. Po tej lekturze mogę stwierdzić, że akta SB czy wywiadu w jakiejś mierze dawały informację na temat ks. Blachnickiego, ale należały do „słabszych” źródeł, czytane w całości uzupełniały niekiedy pewne luki, ale bywały też niespójne z pozostałymi dokumentami. Mam więc generalnie do tych dokumentów bardzo duży dystans nie tylko dlatego, że są pisane przez ludzi, którzy chcieli się „wykazać” przed swymi zwierzchnikami w tym zakłamanym systemie, którym był PRL, więc a priori trudno oczekiwać od tych dokumentów prawdy, ale głównie dlatego, że kilkuletnia praca nad dokumentami ks. Blachnickiego daje mi podstawy do takiej oceny. Jestem przekonana, że dotyczy to także dokumentów SB opisujących inne osoby - jako TW czy jako osoby prześladowane.
Nie umiem się też zgodzić wewnętrznie z takim przedstawianiem Kościoła, którego istotą jest stosunek jego członków do PRL czy SB. Kościół nie jest partią opozycyjną, ale ciałem, którego Głową jest Chrystus i On jedynie jest Święty, a każdy z nas jest grzesznikiem. Gubi się w tym obraz, który był tak bliski ks. Blachnickiemu, Kościoła - wspólnoty, w której każdy znajduje swoje miejsce i znajduje je, będąc grzesznikiem i stale się nawracając; wspólnoty ewangelizacyjnej, która wychodzi szukać zgubionych, głosząc im Dobrą Nowinę i wyciągając rękę do każdego, a nie tylko do doskonałych; wspólnoty, w której każdy służy swoim darem; Kościoła, który jest Oblubienicą Chrystusa i jest domem, szczególnie dla zagubionych. Kościół jest miejscem „dla każdego”, niezależnie od tego czy mało, czy dużo zgrzeszył. „Polityka” Kościoła polega na szukaniu tych, którzy zbłądzili, a nie na stawianiu ich pod murem czy też na stawianiu pod murem każdego, na kogo akta SB wskazują. Doprowadzanie do prawdy jest możliwe, gdy wierzy się w Boże miłosierdzie, a nie gdy się rzuca oskarżeniami.
Kościół, który został zobrazowany w książce ks. Zaleskiego, to wspólnota składająca się z doskonałych, którzy nie ulegli SB i złych, którzy ulegli i których trzeba dziś wskazać palcem i osądzić. Przypomina mi się tu przypowieść o celniku i faryzeuszu (por. Łk 18, 10-14); faryzeusz modli się: „Dobrze, że nie jestem jak ten celnik”... Może warto dziś jeszcze raz zastanowić się nad finałem tej przypowieści...
1Ówczesna odpowiedzialna główna INMK, Zuzanna Podlewska, delegowała mnie do tego, gdyż w latach 1995-1999 byłam wicepostulatorem w procesie beatyfikacyjnym ks. Blachnickiego, w związku z tym znane mi były również inne akta dotyczące Założyciela oaz.
2Oświadczenie dostępne pod adresem http://www.oaza.pl/dokument.php?id=1480