Animator

(174 -wrzesień -październik2010)

KODA

Wojciech Duchant

Boimy się, ze jadąc na KODA zostaniemy przypięci tytanowymi łańcuchami do Kopiej Górki, a krzyż animatora, który wcisną nam siłą na szyję będzie cięższy niż kula u nogi i jeszcze bardziej ograniczający

Dlaczego warto pojechać na KODA? Na to pytanie powinien odpowiedzieć sobie każdy z uczestników po trzecim stopniu ONŻ, a czasem nawet i wcześniej. Kurs Oazowy dla Animatorów nie jest kolejnym etapem formacji podstawowej, nie jest kolejną odznaką, czy zdobytą sprawnością. Gdybyśmy tak patrzyli, te rekolekcje nic by właściwie nam nowego nie dawały, ani też nie wnosiły.

Wydaje się, że jest to kolejny etap formacji na drodze do bycia animatorem, ale to nie tylko to. Nie jest też to tylko kurs, jak wskazuje nazwa. KODA to przede wszystkim rekolekcje. Rekolekcje przeżywane głębią charyzmatu Ruchu. Modlitwa, wspólnota, poznawanie wizji, struktury Ruchu, przygotowanie do prowadzenia grupy, czy cały wachlarz metod do spotkań. Posługa w oazie wielkiej, rozeznanie własnej drogi patrząc na całość Ruchu a nie tylko na skrawek. Czas KODA jest niepowtarzalny, głęboki i bardzo, ale to bardzo bogaty.

Wiele młodych osób kończąc formację podstawową chce żyć we wspólnocie. Mało tego, osoby te chcą zazwyczaj posługiwać (co oczywiście jest piękne, dobre i naturalnie powinno wypływać) i posługują, ale… No właśnie zawsze musi być jakieś „ale”. Ale nie chcę jechać na KODA, bo jest potrzeba posługi na letnich rekolekcjach, ale nie chcę jechać na KODA, bo nie chcę wchodzić w pełni w Ruch – wolę się ślizgać po powierzchni, ale nie chcę uczestniczyć KODA, bo właściwie na nic mi się to nie przyda. Rozważmy te trzy wymienione postawy.

Często zdarza się, a właściwie jest to powszechne, że w danej diecezji, czy oazowej wspólnocie zakonnej brakuje animatorów gotowych do posługi na letnich rekolekcjach. Przez ten permanentny brak posługujących coraz to młodsze osoby muszą jeździć na rekolekcje. Gdzieniegdzie nawet osoby po pierwszym stopniu ONŻ jeżdżą już posługiwać – oczywiście na niższe stopnie, czy pełniąc funkcję tak zwanego „animatora pomocniczego”, ale jeżdżą, bo jest potrzeba. Z czego wynika ten ciągły brak ludzi odpowiadających na wezwanie do posługi na rekolekcjach? Dlaczego ci, którzy jechali w zeszłym roku, w tym już tego nie robią, dlaczego się wypalają? Myślę, że jedną z przyczyn jest to, że i oni często nie otrzymali wszystkiego, co Ruch ma dla tych, którzy mają dawać. Często ci, którzy byli naszymi animatorami, nie brali ze źródła i w efekcie powoli zaczynało brakować im tego, co mogli by dawać i wysuszali się duchowo… I taka ciągła potrzeba sama się napędza. Nie widać tego końca, bo przecież mało kto jest w stanie fizycznie wyjechać na dwa turnusy – by posługiwać i by uczestniczyć w KODA. Mało kto mając pragnienie posługi wybiera najpierw pełne się do niej przygotowanie wobec tak naglącej potrzeby. Myślę jednak, że zależy to przede wszystkim od naszej decyzji.

Spotkać możemy także osoby, które po formacji podstawowej nie chcą wejść głębiej. Prowadzą grupy, żyją we wspólnotach, działają na różnych chrześcijańskich frontach, lecz zamiast pójść głębiej pozostają na płyciźnie. Czerpią z najróżniejszych źródeł, ale kiedy mają zaczerpnąć od korzeni, a charyzmatu, który ich ukształtował, zatrzymują się. Wydaje mi się, ze główną tego przyczyną jest lęk przed oficjalnym zaangażowaniem się. Jest to lęk przed zakotwiczeniem się. Lęk przed zdeklarowaniem się. Boimy się, że jadąc na KODA zostaniemy przypięci tytanowymi łańcuchami do Kopiej Górki, a krzyż animatora, który wcisną nam siłą na szyję będzie cięższy niż kula u nogi i jeszcze bardziej ograniczający. Współczesny świat tępi wszystko, co tylko wiąże się z jakąkolwiek stałością. Dziś zawiera się nieformalne związki, nie małżeństwa, buduje się domy, które postoją maksymalnie 20 lat, a nawet kupując cokolwiek mamy pewność, że za kilka lat to się popsuje, bo tak właśnie zostało zaprojektowane. Świat nie znosi stałości i wszelkich wiążących słów. Lęk przed stałością powstrzymuje nas przed działaniem. Jeśli strach ma nas powstrzymywać przed pojechaniem na KODA to jest to zła motywacja.

No i trzecia grupa – osoby, które wątpią w przydatność KODA. Formując się przez wiele lat, samemu prowadząc grupę przez długi czas, czytając mnóstwo książek o Ruchu i jego wizji często popaść możemy w przeświadczenie, że nam już nic więcej nie potrzeba, bo ten obraz już mamy. Nic bardziej mylnego. Równie dobrze można poczytać świadectwa z rekolekcji zamiast na nie jechać. Równie dobrze można nauczyć się chodzić na szczudłach bez asekuracji nauczyciela – jest to możliwe, ale możemy na tym mocno ucierpieć. Poznanie intelektualne wizji i charyzmatu Ruchu jest dobre, ale to nie wystarczy. By chcieć w tym trwać, by mieć do tego motywacje, by wiedzieć co się daje, trzeba tego doświadczyć. Takie doświadczenie jest bezcenne. Takim doświadczeniem Ruchu, jego charyzmatu jest właśnie KODA. Nie bez powodu rekolekcje oazowe są rekolekcjami przeżyciowymi.

Oczywiście KODA nie jest ani ostatecznym końcem formowania animatora. Rekolekcje te są podstawą do wzrostu animatora w Ruchu. Są podstawą do dalszego formowania się i życia na tej właśnie drodze, która przecież może wieść przez wiele dolin i szczytów.

Ciekawym jest porównanie drogi w Ruchu Światło-Życie z chodzeniem po górach. Każdy kolejny stopień to kolejny etap tej wędrówki. Kończąc formację podstawową znajdujemy się na przepięknej polanie, położonej 500 metrów pod szczytem, widok zapiera dech. Dziesiątki ścieżek, które rozchodzą się różne strony zielonej doliny otoczonej koroną gór. Opodal wartki strumień obmywa skały. Widzimy stąd wszystkie miejsca, które przeszliśmy, w których się zatrzymywaliśmy, ale tylko te nasze. Stoimy i możemy wybrać każdą ze ścieżek. Każda prowadzi w inną stronę. Jedne na inne szczyty, inne z powrotem do miejsca z którego zaczynaliśmy. Jeszcze inne urywają się nad skalnym urwiskiem. Ale jest taka jedna prowadząca nas tym samym szlakiem, którym weszliśmy, lecz jeszcze dalej, na szczyt. Z tego szczytu widać dopiero zarówno te ścieżki, którymi szliśmy sami, jak i te, którymi wędrują inni. Widać całe podnóże tej góry. Na tym szczycie spotykamy ludzi, którzy weszli szlakami z innych stron, choć tym samym rytmem. Takim szczytem jest właśnie KODA.

 

I jeszcze dodajmy, że nie jest to szczyt ostatni – bo po nim są jeszcze inne (ORD, formacja diakonijna itd.). Ale to już osobny temat.