Kościół nie jest jakimś monolitem, gdzie wszystko musi być „pod linijkę” - identyczne, jednorodne
Co niedzielę, w mszalnym wyznaniu wiary, recytujemy, iż wierzymy w jeden Kościół. Nie trzeba jednak zbyt długo się nad Kościołem zastanawiać, by odkryć, jak bardzo jest on zróżnicowany. Przecież nawet w naszym kraju, są różne lokalne zwyczaje i jadąc z wizytą do rodziny z dalszych stron, dziwimy się, jak „inaczej" jest uw parafii. Przecież poza prostym podziałem na diecezje i parafie są najróżniejsze zakony, ruchy, stowarzyszenia. Nawet wsłuchując się w głos biskupów nieraz łatwo spos-trzec, że różnią się opiniami i osądami dotyczącymi aktualnych zagadnień. W tym momencie łatwo już oę: Czemu tak się dzieje? Czy nie lepiej byłoby, gdyby wszystko wszędzie było tak samo?
Otóż nie. W Kościele od samego początku występowały różnice. Owe odmienności możemy znaleźć już na kartach Pisma Świętego. Inaczej wyglądała opisana w Dziejach Apostolskich pierwsza wspólnota chrześcijańska w Jerozolimie, złożona głównie z nawróconych Żydów, a inaczej wspólnoty opisane w listach św. Pawła, złożone głównie z na-wróconych Greków. Wraz z rozwojem Kościoła szybko owa różnorodność narastała. Nakładały się na nią różnice języka, kultur, zwyczajów. Katechizm Kościoła poucza nas jasno: Od początku ten jeden Kościół ukazuje się jednak w wielkiej różnorodności, która pochodzi zarówno z rozmaitości darów Bożych, jak i wielości otrzymujących je osób. W jedności Ludu Bożego gromadzi się różnorodność narodów i kultur. Wśród członków Kościoła istnieje różnorodność darów, zadań, sytuacji iów życia (KKK 814).
Skąd się bierze owa różnorodność w Kościele? Do Kościoła są powołani wszyscy ludzie, bez względu na to, z jakiego kraju czy kultury się wywodzą. Już w starożytności powstały różne formy sprawowania Mszy św. Pamiętamy pewnie z zeszłego roku, z pogrzebu Ojca Świętego obecność patriarchów katolickich kościołów wschodnich. Są to wspólnoty będące integralną częścią Kościoła Katolickiego, posiadające pełną łączność ze Stolicą Apostolską, ale zarazem mają one swoją własną, zupełnie inną liturgię, prawo czy zwy-czaje. Niektóre z nich odwołują się do tradycji apostolskiej. Są to kościoły: chaldejski, koptyjski, syryjski, maronicki, melchicki, syromalabarski, syromalankarski czy greckoka-tolicki. W Polsce w praktyce możemy spotkać tylko kościół greckokatolicki, który pow-stał w wyniku Unii Brzeskiej. Zachowując liturgię bizantyjską, uznał on zarazem zwierzch-ność papieży, a wierni tego obrządku wydali przez wieki wspaniałe przykłady świętości. Grekokatolicy są obecni w Polsce wschodniej, ale też - w wyniku przesiedleń po II wojnie światowej - część z nich znalazła się na tzw. ziemiach odzyskanych.
Owa różnorodność Kościoła dotyczy jednak nie tylko kościołów wschodnich, choć tam najlepiej ją widać, ale występuje także w obrębie kościoła zachodniego, łacińskiego. Pewnie mało kto zdaje sobie sprawę, że poza rytem rzymskim, tym najlepiej nam znanym, istnieje jeszcze liturgia ambrozjańska sprawowana w archidiecezji mediolańskiej iłoskojęzycznej części Szwajcarii czy liturgia mozarabska kultywowana jeszcze gdzieniegdzie w Hiszpanii.
Znacznie bardziej jednak owo bogactwo widać w różnych duchowościach, które poprzez wieki powstały w Kościele. Najwyraźniej dostrzegamy je w dziedzictwie różnych zakonów. Ich założyciele, odpowiadając na potrzeby czasów tworzyli wspólnoty, które ożywiały Kościół. Klasyczny przykład, to początek XIII w. Kościół przeżywa ewidentny kryzys, targają nim herezje, życie duchowieństwa pozostawia wiele do życzenia, a zarazem społeczeństwo Europy ulega znacznym przekształceniom. Odpowiedzią na problemy czasu są dominikanie i franciszkanie - dwa zakony, zupełnie różne, na raz. Dominikanie to korporacja uczonych, związanych z uniwersytetami, mających wielkie możliwości intelektualne, a powołana do głoszenia Słowa Bożego. W tym samym czasie św. Franciszek chce po prostu żyć ubogo Ewangelią, a jego bracia świadczą prostotą życia we wspólno-cie. Dwa zakony zupełnie różne, a oba bardzo szybko się rozrastały i bardzo szybko ro-zeszły się po całej Europie przeprowadzając niejako od wewnątrz konieczne reformy Kościoła. Owych zakonów, które pojawiały się w trudnych dla Kościoła czasach można wskazać więcej. Już wcześniej, od schyłku starożytności, swoją rolę odegrali benedyktyni, w XI/XII w. cystersi, w XVI w. po reformacji jezuici. A można by wyliczać różne mniejsze zgromadzenia, często o lokalnym zasięgu, których ilość jest aż ciężka do ogarnięcia. Iowych różnorodnych zakonów po dziś dzień jest miejsce w Kościele, a ciągle powstają nowe zgromadzenia, aby podjąć nowe dzieła i odpowiedzieć na wyzwania nowych czasów. Bogactwo Bożego Ducha, który je wszystkie wzbudza i inspiruje jest dla nas wprost zadziwiające.
Owo bogactwo zakonów, w XX w. w pewnym stopniu zostało uzupełnione bogactwem ruchów katolickich. Wraz z dowartościowaniem laikatu, powstają już nie tylko zgromadzenia, ale najróżniejsze ruchy i wspólnoty w Kościele. Znamy dobrze najbliższy nam Ruch Światło-Życie, spotykamy pewnie grupy Odnowy w Duchu Świętym, Szkoły Nowej Ewangelizacji, Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży, Akcję Katolicką czy Neokatechumenat. Jest to jednak tylko kilka najbardziej znanych ruchów; z Ogólnopolską Radą Ruchów Katolickich współpracuje obecnie ponad 140 ruchów i stowarzyszeń. A to tylko Polska, w skali całego Kościoła jest to zapewne liczba bez porównania większa.
Skąd taka różnorodność? Ano stąd, że Kościół jest powszechny. Powszechny, czyli otwarty na wszystkich. Znajdują w nim swe miejsce ludzie o różnej osobowości, różnym charakterze, w różnym wieku, różniący się wykształ-ceniem, zainteresowaniami, poglądami, rozumie-niem wielu spraw. Kościół nie jest jakimś monoli-tem, gdzie wszystko musi być „pod linijkę" - iden-tyczne, jednorodne. Co więc łączy tych wszystkich różnorodnych ludzi? Odpowiedź jest oczywista: Je-den jest Pan, jedna wiara, jeden chrzest. Jeden jest Bóg i Ojciec wszystkich, który jest i działa po-nad wszystkimi, przez wszystkich i we wszystkich. (Ef 4,5-6). Przecież taka różnorodność ludzi to dzie-ło Stwórcy, a każdego z nich Bóg jest w stanie pro-wadzić do siebie inną, jemu właściwą drogą. I nie ma drogi lepszej lub gorszej, nie ma wspólnoty czy ruchu lepszego czy gorszego. Owa wielość i różno-rodność jest bogactwem Kościoła, w którym każdy może znaleźć swoje miejsce, pozostając sobą. I we wszystkich tych najróżniejszych formach działa ten sam Duch Święty, wszyscy wierzą w tego samego Boga w Trójcy, wszyscy idą za głosem tej samej hierarchii, która ma służyć jedności i budowaniu wspólnoty Kościoła, wszystkich ma łączyć ta sama miłość Boga i bliźniego, o którą przez całe życie za-biegamy.
W praktyce jednak, odrębność, inność drugiego człowieka często rodzi w nas sprzeciw czy wprost rozdrażnienie. Skłonność, by wszystkich do siebie upodobnić, lub odrzucić i potępić. Nic bardziej błędnego. W parafii jest miejsce i dla grup charyzmatycznych, które chciałyby jak najwięcej modlić się językami, ale też dla osób starszych, które przesuwając wciąż różańcowe paciorki są w stanie wybłagać w niebie prawdziwe skarbnice łask. Jest miejsce dla osób pielęgnujących liturgię w pięknej oprawie, zchorałowymi śpiewami, ale też i dla zespołów młodzieżowych, które wprowadzają, w ramach dozwolonych na liturgii, współczesne rytmy. Są też i różne formy pobożności. Czcimy różnych świętych, mamy do wyboru najróżniejsze formy modlitwy, każdy z wielkiego bogactwa Kościoła może odnaleźć coś dla siebie szczególnie bliskiego.
Jednak warto zapytać się ile razy na parafiach jest tak, że zamiast współpracy grup izaangażowanych w życie Kościoła, rodzą się uprzedzenia, niezdrowa rywalizacja, licytowanie się, kto jest lepszy. Taka postawa jest już iście szatańska. Duch Boży tworzy jedność w wielości, a nie rywalizację. Trzeba ciągłego wysiłku, aby usuwać z samego siebie postawę antypatii, niezrozumienia, odrzucenia, aby umieć doceniać wartości, które inne grupy i wspólnoty wnoszą w parafię, szukać pola dla współpracy. Teologia posoborowa mocno akcentuje Kościół jako wspólnotę wspólnot. Dotyczy to w pierwszym rzędzie parafii. To właśnie tam jest miejsce, gdzie spotykają się ludzie różnie myślący i będący w różnych grupach czy wspólnotach. To właśnie do parafii każdy wnosi swoje bogactwo, swoje uzdolnienia, charyzmaty, swoją duchowość. Dla każdej grupy i duchowości jest w parafii miejsce. Każda wspólnota czy grupa ludzi inaczej przeżywających swoją wiarę jest ubogaceniem dla innych. Ideałem byłoby, gdyby każdy potrafił docenić wartości wnoszone przez tych „innych", docenić bogactwo, jakie stanowi dla parafii owa różnorodność, a jednocześnie był gotowym do współpracy, dla dobra wiary. Współpracy, arywalizacji, zawiści, sporów czy jakichś fałszywych ambicji. Owa współpraca, wzajemne otwarcie się na siebie różnych duchowości, jest tym bardziej aktualna dziś, gdy obserwujemy oziębłość wiary i powolne odchodzenie całych rzesz ludzkich od Kościoła. Brak jedności jest w tym kontekście tym większym zgorszeniem. Jednocześnie zgodna współpraca i zrozumienie różnych grup, będzie czytelnym znakiem dla owych odchodzących, że dla każdego jest miejsce w Kościele. Będzie znakiem, że bez względu na to, jakie ma zapatrywania na kwestie społeczne, czy jaki ma styl bycia, to miejsce w Kościele jest i dla niego.
Skończmy nasze rozważanie słowami św. Augustyna: „W tym, co konieczne - jed-ność; w tym, co budzi wątpliwości - wolność; we wszystkim jednak - miłość". Oby zawsze i w nas przeważała miłość, do tych, którzy będąc w jednym Kościele, myślą inaczej.