Kopia Górka latem przypomina pracowity ul. Takie nasuwa mi się spontaniczne skojarzenie, choć oczywiście każda analogia ma jakieś słabe punktu. Dlaczego ul? Dlatego, że rośnie kilkakrotnie liczba mieszkańców Centrum – oprócz osób mieszkających tu przez cały rok (a nawet czasem zamiast, bo niektórzy mają zasłużony urlop) pojawiają się liczni wolontariusze. Potrzebna jest pomoc w sekretariacie (czynnym w „szczycie sezonu” od 7 rano do 11 wieczorem), w zakrystii (zarówno w kaplicy Chrystusa Sługi, jak i w przeraźliwie zimnym mimo letnich upałów dolnym kościele, gdzie znajduje się grób ks. Franciszka), w kuchni (a w II turnusie nawet w trzech kuch-niach!), w diakonii świadectwa (oprowadzanie grup po Cen-trum), w diakonii słowa. Do dyspozycji grup oazowych są osoby z diakonii wyzwolenia i diakonii życia – spędzające czas w nieustannych rozjazdach, za-praszane przez oazy z Podhala, Spisza i nawet Orawy (nie mó-wiąc już o dolinie Popradu). Oprócz tych „sezonowych” mieszkańców, przez Centrum przechodzi codziennie spora liczba odwiedzających gości (głównie grup oazowych), no i są na miejscu uczestnicy odbywających się w Centrum rekolekcji. Tętniący życiem, brzęczący ul – tak, to jest to.
Oprócz skojarzenia z ulem budzi się drugie skojarzenie – z precyzyjnie skonstruowanym przedsiębiorstwem, gdzie każdy ma wyznaczone rozliczne zadania, ale jednocześnie nie ma przesadnie wąskich specjalizacji i nikt nie wymawia się od nawet najprostszych i najbrudniejszych posług – wiadomo, że to też samo się nie zrobi. Utrzymanie porządku, precyzyjne rozdzielenie kto, kiedy, gdzie – Eucharystia, herbata, zwiedzanie… To wymaga nieraz silnych nerwów i zdolności do ekwilibrystyki :). Szczególnie kiedy zdarzają się niespodziewani goście, przekonani (słusznie!), że będą mile widziani. Czasem tylko trudno podjąć decyzję, czy dołączyć 20 osób do grupy uczestniczącej we mszy św. w kaplicy (strop wytrzyma, ale będzie jeszcze bardziej duszno,) czy też czy do tej w Namiocie Światła…
Co jeszcze jest charakterystyczne dla Kopiej Górki latem? Nieprzewidywalność – a raczej konieczność bycia gotowym na wszystko. Przebieranie w wolnym czasie jabłek czy czereśni albo inne podobne prace – zawsze mogą się zdarzyć – choćby trzeba naprawić odkurzacz. Goście z Ameryki, wizyta przewodniczącego Episkopatu Polski, wpadający na chwilę znany kaznodzieja, niezapowiedziana 80-
-osobowa grupa, ksiądz szukający pomocy medycznej dla uczestnika wycieczki w sobotnie popołudnie, zbłąkany turysta („tu gdzieś podobno idzie szlak na Lubań”), kapłan na wakacjach szukający noclegu późnym wieczorem, oazowicze przebywający na urlopie wpadający na chwilę by zapytać co słychać – to w sumie standard, niemal codzienność. Przywitani będą z uśmiechem. Warto pamiętać, że ten uśmiech to czasem małe bohaterstwo – bo zamiast skorzystać z zaplanowanego wolnego dnia (nikt przez 10 dni nie zgłosił się na ten dzień) trzeba zająć się niespodziewanie zjawiającą się grupą. Ale nie ma skarg – to przecież służba, diakonia – podejmowana z ochotą i radością.
Radość – to kolejny, może nawet najważniejszy, element wakacyjnego posługiwania na Kopiej. Służba dla innych daje radość. Jasne – czasem ma się po prostu dość, męczą nie tylko rozliczne obowiązki, ale i zwykle ludzkie słabości – ale jednak radość jest dla mnie podstawową cechą charakterystyczną wo-lontariatu w Krościenku. Myślę, że nie tylko dla mnie – w końcu szereg osób wraca tu każdego roku…
Wolontariusze na Kopiej to też pierwsze „pogotowie modlitewne”. Nierzadko sekretariat na Kopiej odbiera telefony z prośbą o modlitwę w nagłych wypadkach. Znamienna sytuacja z agapy podczas I turnusu – późny wieczór, jedna z pań schodzi z góry z informacją, że potrzebna jest modlitwa. Rozbawione towarzystwo poważnieje w ułamku sekundy, po chwili zaczyna się modlitwa za wstawiennictwem Ojca.
Szczerze podziwiam ludzi, którzy z chęcią ofiarowują swój urlop (czasem jedyny) na posługę w Centrum. Podziwiam ich pracowitość, ofiarność, dobry humor, cierpliwość. Nie jest łatwo budować wspólnotę w rozbieganiu, mnóstwie obowiązków. A jednak – wspólne nieszpory, adoracja, dzielenie się posługami, wzajemna troska („to zejdź na obiad, ja tu posiedzę”) owocuje tworzeniem się cennej więzi. Nawet jeśli nie ma czasu na wspólne ognisko czy wy-prawę w góry.
Na Kopiej Górce znajdzie się praca przez cały rok. Jest jeszcze przecież ogromny ogród :)...
Darmo otrzymaliście – darmo dawajcie. A dając – otrzyma się o wiele więcej.