Nie wszystkich potrafię polubić. Niektórzy mnie denerwują. Zbyt łatwo formułują sądy. Uczę się ich znosić, ich odmienność albo gwałtowność i fundamentalizm cierpliwie tolerować. Dziwię się ich zbyt prostemu widzeniu świata i populistycznym rozwiązaniom wszystkich bolączek tego świata.
Staram się nie dominować, lecz z ostatniego miejsca służyć i pomagać. Wzorem Jezusa, który wziął ręcznik i umywał nogi apostołom. Taka służba. Nieustanna, bez ostatecznego zakończenia, bez finału. Ciągle od nowa. Jak w tej piosence o zaczynaniu od nowa. Nie ma przecież procesów ostatecznych. Jesteśmy w drodze. Dajemy cząstkę z. I potem milczymy. Stosuję metodę flisaków, aby rzeka nie płynęła pusto. Rzu-cam kolejne drągi, kloce. W rozmowie. Sporadycznie. Albo i więcej. Niech płyną te sło-wa, myśli pomiędzy ludźmi. Żal, aby rzeka nie pracowała, nie ciągnąc z nurtem drągów. Nie moja rzecz, co będzie u ujś-cia rzeki. Nie do mnie należą suk-cesy.
Najtrudniej rozmawia się i ob.-cuje z takimi, którzy wszędzie węszą wrogów i mają wszystkie-mu za złe - np. negatywne nastawienie do Zachodniej Euro-py, do tamtych obcych... Nie ma-ją nastawienia pozytywnego ku bliźniemu. To jest jakaś wielka choroba, która drąży na-sze społeczeństwo katolickie.
Próbuję nie uprzedzać się. Codziennie kontroluję swoje chcenia i niechcenia pod kątem czy mieszczą się one w Ewangelii Jezusa. Zabieram na spotkania z młodzieżą potężny egzemplarz Pisma św. i mówię, że tam jest nasza mądrość, nasz autorytet, nasze rozwiązywanie sporów i poglądów. Bo o to chodzi czy moje myślenie, to, co mi się wydaje, jest zgodne z ewangelicznym przesłaniem Jezusa. W Ewangeliach są zarysowane różne postawy, różne sytuacje, które Jezus jednoznacznie nazywa. Przypowieści modelują, jak powinno być w życiu, co jest lepsze i słuszniejsze. Ile razy przedstawieni są dwaj bracia jako modelowe przykłady zachowań.
Uświadamiam sobie i innym, jak trudno jest kochać drugiego człowieka. Zwłaszcza jak jest on przedstawicielem jakiegoś urzędu lub władzy. Ale i zwykły obywatel przychodzi z gotową historyjką o tym, że go ktoś okradł, że jest z Wrocławia i potrzebuje pomocy... A dlaczego pan nie udał się do jakiejś parafii w Wrocławiu? - pytam. Albo jest ktoś z mojej parafii i chce jedzenia. Daję mu. I jeszcze parę złotych. I pytam: dlaczego pani nie przyszła pomóc sprzątać kościół? A ty bezrobotny, przyjacielu, mając tyle czasu, nie masz godziny na przybycie do kościoła?
*
Korespondowałem przez wiele lat z publicystą i poetą w Szwecji, który z pochodzenia był polskim Żydem, opuścił Polskę w 1968, wcześniej był w gułagach radzieckich i jadł byle co, ateista, któremu wysłano mój tomik wierszy z Warszawy. Po przeczytaniu uznał te teksty jak gdyby za swoje, własne i od tego zaczęła się między nami korespondencja. Tu ksiądz katolicki, a tam ateista. Tu Polak, tam Żyd. Wspaniała wymiana i głębinowe listy na temat sensu życia, historii, zła, dobroci i miłości, istnienia Boga. Byliśmy odmienni, a jednak bliscy sobie. Szukaliśmy porozumienia i przyjaźni. Próbowaliśmy wczuwać się w kłopoty bliźniego.
Przychodzącemu do mnie esbekowi czytałem fragmenty Lenina o walce z religią, że to jest abecadło komunizmu. - I co pan na to? - pytałem go. - Jak mam się czuć w, skoro czytam takie rzeczy jako ksiądz? Pytającemu, dlaczego mu stawiam ka-wę, dlaczego jestem dla niego dobry, odpowiadałem: może pan jeszcze się nawróci.
Na postawę dobroci wobec innych wskazywał Jan XXIII, odpowiadając na audiencji ambasadorowi radzieckiemu, widzącemu różnice między nimi: to że dzielą nas poglądy, to tak nie-wiele.
Ile razy spotykam się z artystami, malarzami, fotografikami, aktorami, pisarzami, muzykami, nig-dy nie rozmawiamy od razu wprost o Bogu ani o re-ligii. Czasem w ogóle nie dochodzimy do takich os-tatecznych tematów. Rozmawiamy towarzysko, lubi-my się, dzielimy się swoją wrażliwością na coś, na jakieś tematy, na jakieś dobro, na jakąś prawdę i jakieś piękno. Czy to mało, jeżeli nas łączą takie zainteresowania? Czasem się kłócimy, ale pijemy razem colę, herbatę lub kawę. Coś nas łączy, jednoczy i coś dzieli. To fascynujące. Bo tak chcą się zachowywać i zachowują się ludzie otwarci i poszukujący. Ciekawi jesteśmy siebie nawzajem. Zainteresowani drugim człowiekiem. Nie ma czegoś bardziej interesującego niż bliźni. Zwłaszcza taki bliźni, który nie ma jeszcze definicji na wszystko. Wtedy nie jest apodyktyczny. Nie chce być od razu nauczycielem ani kaznodzieją, chociaż czasem - zdarza się - staje się przez chwilę zapalczywy, za coś - przekonany do czegoś - poszedłby w ogień, oddałby życie. Lepiej, jeżeli przede wszystkim nastawiony jest na dialog.
I to jest pierwsza postawa: dialogu z wszystkim ludźmi dobrej woli. Po Soborze Watykańskim II to oficjalna droga Kościoła. Miarodajna tu jest encyklika Pawła VI „Misterium fidei" określająca kręgi dialogu wewnątrz Kościoła, z innymi chrześcijanami, z innymi religiami i z ludźmi dobrej woli. Członkowie Kościoła nie mogą reprezentować nigdy i nigdzie innej drogi (poza dialogiem ani wbrew dialogowi).
**
Jako ksiądz na terenie parafii zajmuję się posłuszeństwem czyli zgodnością życia według nauki Kościoła. Usprawiedliwiam się przed ludźmi, jeśli w rozmowie zahaczam o sprawę wiary, praktyk religijnych i moralności według przykazania miłości Boga i bliźniego. Najczęściej te sprawy poruszam: 1) na kolędzie, gdy odwiedzam rodziny i osoby samotne, bo wtedy wypada wznieść się powyżej poziomu towarzyskiego spotkania 2) kiedy przychodzą parafianie w sprawach chrztów lub ślubów kościelnych.
Chrzest wymaga wiary jednego z rodziców. Próbuję grzecznie i przyjaźnie konfrontować interesanta - parafianina z tekstami liturgicznymi używanymi podczas chrztu. Wspominam wyrzekanie się grzechu i wyznanie wiary, znaczenie białej szaty i odpalonej świecy od paschału tj. od światła Chrystusa. Moim zadaniem jest uświadomienie tego, iż chrzest jest sakramentem warunkującym i zobowiązującym. Mam żal do moich przełożonych, którzy stawiają pierwszeństwo chrztu w każdej sytuacji, zapominając jakie to święte teksty towarzyszą temu sakramentowi. Są tam teksty warunkujące - wymagające czegoś od rodziców i chrzestnych zanim chrzest będzie udzielony. I są słowa zobowiązujące do czegoś po chrzcie. Więc co zrobić w sytuacji tzw. zerowej - całkowicie niezgodnej zą Kościoła? Jeżeli zawsze chrzcić, to należy zmienić rytuał chrztu, bo inaczej jest sytuacja fałszywa, nieautentyczna. Albo - jeżeli chrzest jest podczas mszy - to jak to ma się wobec takich rodziców, którzy nie mogą przystąpić do komunii. Należałoby chrzcić poza mszą. Kiedyś chrzty nie tylko były poza mszą, ale w zakrystii. Niektórzy mogą Boga przyjąć w słowie, ale nie w sakramencie (w komunii).
Ze ślubem kościelnym też nie do końca jest właściwie, bo od dawna para jest ze sobą razem, są właściwie publicznymi grzesznikami, niekiedy mają już dziecko etc. Liturgiczny formularz ślubu zawiera tylko sytuację między osobami ochrzczonymi albo pomiędzy osobą ochrzczoną i nie ochrzczoną. I wtedy pytanie „czy chcecie przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym Bóg was obdarzy?" należałoby zmienić, bo już przyjęli dziecko i jakoś wychowują... No i co...? Wtedy ksiądz uczestniczy wnym układzie liturgicznym.
Jak się zachować wobec takich, którzy nie tylko myślą inaczej i żyją inaczej, ale są inni? Muszę być łagodny i wyrozumiały, chociaż wewnętrznie jestem spięty i niezadowolony. Muszę rezygnować z wymo-gów Kościoła. Widzę pęknięcie, jakąś podwójność, jakąś schizofrenię. Wobec pogrze-bów mam mniejsze opory, bo zmarły już jest w innym świecie. Rodzina chce go godnie pochować. Często rodzina jest poprawna, jedynie zmarły odstawał i zawstydzał swoich. Ale i tutaj modlitwy są „zbyt pobożne" w wielu sytuacjach i zbyt górnolotne. Nie chodzi o zeświecczenie, ale o zasypanie przepaści między świeckim a religijnym.
***
Kieruję się zatem dialogiem, posłuszeństwem i racjonalnością. Rozumność w widzeniu świata i Kościoła nas nie łączy, niestety, lecz dzieli. I księży, i rolników, i całe rodziny dzieli stosunek np. do stanu wojennego, do Radia Maryja, do partii politycznych, wobec Unii Europejskiej i Zachodniej Europy. Nie wiem, dlaczego. Tego dawniej nie było, bo nie było tychże faktów i instytucji, które chcą narzucić, jak i co mamy myśleć.
Moja droga do tworzenia poglądów, stwierdzeń i myśli (po bardzo długim dociekaniu, czytaniu, myśleniu) prowadzi poprzez Tradycję Kościoła, Pismo Święte , Sobór Watykański II i najnowsze wypowiedzi kościelnych autorytetów. Te moje myśli są kruche, niepewne, żmudnie osiągane, ale rozumne. Tymczasem wielu moich sąsiadów, współbraci igów myśli irracjonalnie, nie ma własnego zdania, nie ma czasu i chęci, aby za jakimś autorytetem podążać - pisarza, uczonego, biskupa, papieża - woli korzystać z. szybkiej giełdy (z telewizji „bo tam mówili"), z gotowych recept, z oszołomów umysłowych, których pełno w Polsce. Szkoda, że nie ma już elity intelektualnej, lecz jest echo populistycznych mediów. Nie ma pracy intelektualnej nad budowaniem swego poglądu. Rozum został niejako wycofany z obiegu. Ten irracjonalizm widoczny wszędzie np. jak można bezrozumnie bronić epoki pustych półek w Polsce, że wtedy było lepiej? - pytał wks. bp Jan Tyrawa podczas inauguracji roku akademickiego w Bydgoszczy włym roku. Albo jak starsze panie - emerytki - mogą bronić czekania w kolejce od 4. rano przed sklepem rzeźnickim? Bo mogłyśmy się godzinami nagadać! - odpowiadają, a teraz czują samotność. Gdyby doszło to hamletowskie „być albo nie być", niejeden uciekłby od problemu, nie dałby głowy, bo to nie jest jego problem. On powtarza czyjeś filozofie. Jest krzykaczem. Rozrabiakiem społecznym. Pyskuje. Ulega modzie narzekania i pogardzania światem.
Z tego powodu jest mi trudno współcześnie. Bo ludzie ulegli schematom i gotowym rytmom np., audycjom religijnym, telenowelom. W rytm audycji radiowych żyją. Tymczasem ja chcę być niezależny
i ...zależny od Boga. Urodziłem się wcześniej, kiedy nie było tych innych, inaczej tworzonych haseł i opinii. Nie przyjmuję żadnych nowych propozycji praktyk religijnych ani zobowiązań. Musi mi wystarczyć Ewangelia Jezusa i Jego Światło. „Światło Chrystusa!" - śpiewamy w Wigilię Wielkanocną, wnosząc paschał do ciemnego kościoła. I tym światłem próbuję oświetlać te wszystkie inności, te wszystkie „inaczej" pomiędzy ludźmi.
Dialog, posłuszeństwo, rozumność... Tylko tak. Szanować inaczej myślących i żyjących, ale być wiernym sobie.