Bardzo ciekawa pozycja autorstwa Colina Durieza, na jaką natknąłem się przez przypadek jest jakiegoś rodzaju książką biograficzną. Jest nieco specyficzna z tego powodu, że nie obejmuje całości życia głównego bohatera w sposób wyczerpujący, a tylko akcentuje pewne wydarzenia, okoliczności i postawy oraz dlatego, że mamy dwóch głównych bohaterów. Ich losy najpierw toczą się osobno, następnie splatają się niezwykle mocno i intrygująco by pod koniec życia obojga – znów się nieco rozluźnić.
Historia przyjaźni dwóch mężczyzn. Niezwykłych mężczyzn, więc i niezwykłej przyjaźni. Można się pokusić o stwierdzenie, że to historia dwóch ikon współczesnej fantastyki – ikony te to: John Ronald Reuel Tolkien oraz Clive Staple Lewis. Tych panów raczej nikomu nie trzeba przedstawiać. Rzesze ich fanów są nieprzeliczone, a nawet ci, którzy nie gustują w tym gatunku literatury muszą docenić i uszanować ich kunszt, erudycję, talent pisarski etc. Poza tym, jestem przekonany, że choć „targetem rynkowym” tej książki pt. „Tolkien i C.S. Lewis – historia niezwykłej przyjaźni” są z pewnością osoby, które namiętnie rozczytują się w tychże autorach, to i te, na których ich dzieła nie robią takiego wrażenia, mogą znaleźć w tej książce wiele ciekawych momentów, obrazów, informacji. Historia męskiej przyjaźni dwóch wybitnych jednostek o bardzo różnych postawach i charakterach może być inspiracją nawet dla tych, którzy nie są entuzjastami fantastyki.
Książka w całości licząca niecałe 300 stron nie jest jakąś bardzo obszerną pozycją, dzięki czemu nie trzeba wiele samozaparcia, aby wziąć się za jej przeczytanie. Choć nosi znamiona sumienności i profesjonalizmu, to styl, sposób prowadzenia myśli i wątku w tekście właściwym jest bardzo przejrzysty i przystępny. Bardzo dobrze i bez problemów pokonuje się kolejne 12 rozdziałów odkrywając poszczególne etapy życia, przyjaźni i twórczości obu autorów.
Książka jest wartościowa o tyle, o ile nie jest prostym sprawozdaniem z życia jednego i drugiego autora we wzajemnych zależnościach. Próbuje dopatrzeć się relacji w głębszym, wielopłaszczyznowym tego słowa znaczeniu. Owa „wielopłaszczyznowość” oznacza, że autor analizuje zarówno twórczość obu pisarzy i dostrzega analogie np. pomiędzy elfami Tolkiena i eldilami Lewisa, jak i style ich życia. To, jak na siebie wpływali, jak jeden brał pod uwagę opinie drugiego, jak ich charaktery wzajemnie się przenikały (co dokonywało się świadomie lub nie).
Dwoma wątkami, które wydały mi się szczególnie interesujące są: wspólnota i - oczywiście – religia. Aspekt wspólnoty jest bardzo ciekawy bowiem „bractwo Inklingów” może być pewnym dalekim obrazem małej wspólnoty, środowiska życia i wzrostu (choć analogia do małej grupy znanej z Ruchu jest może zbyt daleka; trzeba wszak uwzględnić wszelkie różnice – w celu spotkań grupy, w wieku członków, w różnicach kulturowych oraz epokę w której się kształtowała). Niemniej książka pokazuje, jak wielką rolę odegrała ta grupa otwartych na siebie, słuchających, twórczych przyjaciół na losy obu naszych bohaterów.
Religia zaś, rozumiana jako osobista wiara wyrażona w przeżywaniu i działaniu była zarówno tym, co ich łączyło jak i – w pewnym sensie – dzieliło. W wielkim skrócie i uproszczeniu: to dzięki wierzącemu, wychowanemu w religijnym środowisku, nie przeżywającemu jakiś większych wahań wiary Tolkienowi, Lewis nawrócił się i otworzył na Boga. Choć był to pewien dłuższy proces – od dziwnego doświadczenia w autobusie (autor używa sformułowania „objawienie”, ale w sensie bardzo szerokim), po którym stał się teistą, aż do przyjęcia wiary chrześcijańskiej. Właśnie na tym ostatnim etapie „krystalizowania się” przekonań religijnych Lewisa szczególną rolę odegrał Tolkien. „Historia niezwykłej przyjaźni” opisuje ten proces w sposób bardzo interesujący. Co może jeszcze bardziej wartościowe - nie przemilcza też różnic, które zrodziły się później. Później – tzn. wtedy, gdy Lewis osiągnął już dojrzałość w wierze, kiedy – zgodnie ze swoją dynamiczną osobowością – stał się „apostołem” propagującym chrześcijaństwo w sposób bardzo otwarty, jasny. „Opowieści z Narnii”, „Listy starego diabła do młodego” są tego najlepszym przykładem – i to te książki są przecież najlepiej znane. Dużo mniej osób słyszało o „Trylogii kosmicznej” czy „Zaskoczonym radością” - a wydaje się, że to te właśnie dzieła Lewisa powinny zyskać większe uznanie ze względu na swój artyzm, głębokość czy rozmach. Tolkienowi, dużo spokojniejszemu, nie manifestującemu zanadto, nie odpowiadało takie wprost „religijne opakowanie”. Sam wierzył głęboko i choć „Władca Pierścieni” pełen jest chrześcijańskich wartości i analogii, to nie jest aż tak jednoznaczny, bez-ogródkowy. Stąd rodziły dysonanse (choć były także inne powody – bardzo ciekawe).
Bez wątpienia warto przeczytać książkę „Tolkien i C.S. Lewis – historia niezwykłej przyjaźni” autorstwa Colina Durieza. Wydaje się, że dla osób, którym ci autorzy nie są obcy lub wzbudzają jakąkolwiek sympatię – jest szczególnie wartościowa i pouczająca. Dla pozostałych jednak również. Ma w sobie wszak wiele elementów dogłębnej obserwacji mechanizmów, które kształtują ludzką (męską) przyjaźń. Daje do myślenia i pobudza do jeszcze większego podziwu nad genialnymi angielskimi autorami.