Nagle takie kraje jak Sudan czy Kenia, stały się nam dziwnie bliskie.
Minęło 2 lata od czasu, kiedy ksiądz wikary parafii Ducha Świętego w Rudzie Śląskiej, zadzwonił do mnie z pytaniem, czy nie pomogłabym mu w tworzeniu grupy misyjnej.
Zgodziłam się, choć nie bez obaw czy sprostam zadaniu i czy zaangażowanie w misje jest tym, czego Bóg ode mnie oczekuje. Jak się w niedługim czasie okazało, Pan posłał mnie na rekolekcje ewangelizacyjne do Rzymu i na oazę do Białorusi, tam ostatecznie przekonałam się o tym, że to wszystko nie dzieje się bez przyczyny, a parafialna grupa misyjna, będzie jedną z dróżek tworzących drogę.
Parafia Ducha Świętego, jest małą parafią i nic jej nie wyróżnia spośród innych. Nic oprócz pragnienia proboszcza, jakim jest ukazywanie wiernym misyjnego charakteru Kościoła, troska o wiarę w dalekich krajach, troska o tych, którzy tę wiarę jadą głosić. To tutaj od czasu do czasu można spotkać kapłana z Rosji, Białorusi czy Ukrainy, Madagaskaru lub Kenii. „Księże, odmówcie Ojcze nasz po białorusku na Mszy, ludzie muszą widzieć, że Kościół istnieje nie tylko w Polsce” – mówi proboszcz do jednego z gości misjonarzy, nota bene moderatora Ruchu.
Z tej potrzeby ukazywania, że Kościół istnieje nie tylko w Polsce, zrodziło się pragnienie powołania grupy misyjnej. To piękna idea, ale nie rodziła się łatwo. Bez materiałów i szczegółowych wytycznych przystąpiliśmy do tworzenia nowej wspólnoty parafialnej.
Pytań było wiele: Jakie elementy formacji będą odpowiednie? Czy więcej czasu poświęcić na osobisty rozwój wiary, czy bardziej na opowiadania z krajów misyjnych i ukazywanie tamtejszych rzeczywistości? Co ludzi może przyciągać i w jakim celu przyjdą na spotkanie?
Podczas tych poszukiwań, sami odkrywaliśmy czym jest misyjność Kościoła i w jak wielu wymiarach można ją przedstawić.
Zastanawialiśmy się, co my jako parafia możemy uczynić dla misji i misjonarzy. Przede wszystkim modlić się. Modliliśmy się zatem w papieskich intencjach misyjnych, za misjonarzy, którzy wywodzą się z naszej parafii, a z czasem również za tych, którzy nas odwiedzali i przedstawiali życie w krajach, do których zostali posłani. Ciągle jednak mieliśmy poczucie, że to za mało i każdy z nas na swój sposób próbował ubogacać wspólnotę nowymi propozycjami pomocy dla misji.
Efektem tych poszukiwań były nie tylko spotkania z misjonarzami, które też w późniejszym czasie miały wpływ na kształt tej grupy, ale również wspieranie konkretnych akcji, nagłaśnianie ich i organizowanie pomocy finansowej dla ludności z krajów misyjnych.
Jedna szczególnie przypadła nam do gustu, bo wymagała osobistego zaangażowania, a nie ograniczała się wyłącznie do złożenia ofiary. Ponadto pozwalała mocniej złączyć się z potrzebującymi, dla których była organizowana.
To akcja, która trwa również teraz, a została zainicjowana przez grupę TUCUM, działającą przy Misjonarzach Kombonianach. „Mój post – Twój posiłek” – tak brzmi jej hasło, a polega ona na tym, że odmawiając sobie czegoś konkretnego (czy to słodyczy, czy innych drobnych przekąsek) ich równowartość zbiera się na potrzebujące dzieci Afryki. Akcja trwa przez cały Wielki Post.
Z grupą TUCUM, Ojcami Kombionianami i młodzieżą działającą w tej grupie, z czasem nawiązaliśmy serdeczną współpracę. My staramy się wspierać ich naszą pomocą i modlitwą, oni zawsze nas serdecznie przyjmują, odwiedzają i wspomagają w naszej małej lokalnej działalności.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że z tych spotkań zrodził się kolejny, na razie jeszcze nieśmiały, pomysł, w jaki sposób nasza grupa może wspomagać misje i misjonarzy.
Pojawiła się myśl o wyjeździe na misje. To duże wyzwanie i nie dla każdego realne. Na pewno pociągające. Jeden z członków naszej grupy, będzie miał je okazję już niedługo zrealizować poprzez miesięczny wyjazd do Ghany. Nasza wspólnota na pewno będzie go wspierać.
W tym krótkim czasie istnienia grupy przeszliśmy długą, choć niełatwą drogę. Od pierwszych myśli „co i jak zrobić”, poprzez poznawanie misjonarzy, misji, aż do tej chwili, kiedy chyba każdy z członków ma świadomość, że działalność misyjna jest potrzebna, że potrzebne jest wspieranie, tych którzy jadą głosić Chrystusa innym i nie tylko głosić, ale całym sobą im posługiwać, wszystkimi darami i umiejętnościami, jakie otrzymali.
Myślę, że mogę też z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że to nie tylko świadomość, ale poczucie jedności. Bo nagle takie kraje jak Sudan czy Kenia, stały się nam dziwnie bliskie, a świadomość, że jesteśmy dziećmi jednego Boga i członkami jednego Kościoła, dodaje nam poczucie wzajemnej troski.
Grupa misyjna parafii Ducha świętego w Rudzie Śląskiej, jest wciąż młodą grupą, ciągle poszukującą, czasami błądzącą, ale na pewno grupą, której członkowie są wrażliwi na potrzeby Kościoła na całym świecie.