Mogę starać się żyć w taki sposób, żeby powodować jak najmniej zanieczyszczeń i niszczenia środowiska
Żadne zaklinanie rzeczywistości nic tu nie zmieni: tysiąc lat temu na całej Ziemi żyło około 350 milionów ludzi; kiedy Polska odzyskiwała niepodległość po czasach rozbiorów, było nas niecałe dwa miliardy. Dziś – zaledwie sto lat później! – liczba ludzi na naszej planecie przekracza już siedem miliardów i stale rośnie. Zakładanie, że nasze działania w żaden sposób nie wpływają na przyrodę byłoby ogromną naiwnością.
No dobrze, ale co z tego wynika? Co z tego wynika dla mnie? Czy mogę cokolwiek z tym zrobić? Jasne, są wielkie organizacje zajmujące się różnymi działaniami na rzecz środowiska, niektóre z nich robią naprawdę dużo dobrego. Ale ja nie zostanę ich członkiem, bo nie mam na to czasu, nie wesprę ich także finansowo, bo mnie na to niestety nie stać.
Gdybym był naukowcem… O, właśnie: przecież od tego są naukowcy, prawda? Żeby opracowywać nowe technologie, czystsze i bardziej przyjazne środowisku, żeby wymyśleć, jak radzić sobie z zanieczyszczeniami albo jak przekształcać trujące przyrodę odpady w coś pożytecznego… No ale nie jestem naukowcem, więc co ja mogę…
O, albo gdybym był politykiem! Gdybym miał prawdziwą władzę i możliwość decydowania o tym, jak funkcjonuje państwo – wtedy pewnie mógłbym naprawdę coś zrobić! Bo przecież po to są politycy, żeby dbać o nas wszystkich, a więc także o to, w jakim otoczeniu żyjemy i jakim powietrzem oddychamy, prawda? A nie tylko o słupki poparcia w sondażach… Więc gdybym był politykiem…
Ale nie jestem i pewnie już nie będę politykiem. Na pewno nie zostanę już naukowcem. Czy zatem jest cokolwiek, co mogę zrobić, żeby zadbać o środowisko? Żeby chronić ten fantastyczny dar, który dał nam Bóg? Aby moje dzieci i ich dzieci także mogły w przyszłości – jak ja – cieszyć się pięknem gór i szumem morza?
Odpowiedź jest oczywista: tak, mogę. Mogę zrobić bardzo dużo. Mogę starać się żyć w taki sposób, żeby powodować jak najmniej zanieczyszczeń i niszczenia środowiska. Mogę uczyć takiego stylu życia moje dzieci, mogę sugerować go moim znajomym.
1. Śmieci
Ile śmieci produkuję dziennie? Ile tygodniowo, miesięcznie, rocznie? Ogromna większość z nas mogłaby w tej dziedzinie sporo w swoim codziennym życiu zmienić – i to naprawdę bardzo niewielkim kosztem. Można zacząć od sprawy banalnej – od segregacji, czyli (bo o to w gruncie rzeczy chodzi) oddzielenia śmieci (resztek, odpadków) od surowców wtórnych, które można jeszcze wykorzystać. Obecnie w większości miast i gmin funkcjonuje w miarę sprawny system segregacji – u mnie na przykład gmina dostarcza dwa rodzaje worków: żółte na papier, plastik i metal oraz białe na szkło. Co dwa tygodnie, zaraz za „zwykłą” śmieciarką jeździ specjalny samochód zbierający te worki i przewożący je do zakładów, gdzie ich zawartość jest segregowana i trafia do recyklingu. Wystarczy pamiętać, żeby plastikowej butelki po napoju nie wrzucać do kosza na „zwykłe” śmieci, tylko do żółtego worka. Do tego nie trzeba być ani naukowcem, ani politykiem, ani członkiem organizacji ekologicznej…
Niewiele trzeba także, aby choć trochę zredukować ilość śmieci, które produkujemy. Banalna, najprostsza rzecz na poziomie „basic”: idąc do sklepu możemy wziąć ze sobą płócienną torbę wielorazowego użytku zamiast przy kasie kupować za kilka groszy kolejną „reklamówkę”. Ktoś może powiedzieć, że to głupstwo – bo w końcu co zmieni ta jedna torebka… Błąd! Czy wiecie, że na świecie zużywa się obecnie około 500 miliardów plastikowych torebek rocznie? To prawie milion torebek na minutę! Większość z nich produkowana jest wciąż z polietylenu, więc zanim taka „reklamówka” się rozłoży, minie tysiąc lat. Ogromna część z nich trafia do mórz i oceanów, gdzie nie tylko powodują śmierć wielu morskich zwierząt, ale – rozdrobione i rozrywane na mikroskopijne drobiny – wraz z mięsem ryb morskich trafiają… do naszych organizmów. Smacznego…