W dniu ślubu Bóg dał mi otwartość serca i umysłu na swoją wolę
W moim przypadku nie było momentu, w którym Bóg do mnie przemówił i nagle wszystko stało się jasne. Był i jest nadal to ciągły proces, który trwa już dziesięć lat. W moim rodzinnym domu nie było Boga, nie był też napiętnowany, myślę, że najlepszy określeniem byłby ateizm w pełnym wydaniu. Święta to wolne, prezenty i „jajko”, zero refleksji, po prostu życie dzień po dniu bez wyraźnego celu… no, może poza materialnym.
Kasia (moja ukochana żona) była zawsze osobą uduchowioną i nawet nie próbuję sobie wyobrazić, jak trudna decyzja musiała to być dla mniej wchodzić w związek na całe życie z takim człowiekiem.
Opatrzność Boża sprawiła, że jednak podjęła decyzję na tak i… w dniu ślubu Bóg dał mi otwartość serca i umysłu na swoją wolę. Dzięki Jego łasce rozpoczął się powolny i bolesny proces zmiany we mnie. Zacząłem od prostych rzeczy, uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii, zostałem przekonany do wejścia w szeregi Domowego Kościoła, co za tym idzie dialog, namiastki modlitwy. Podstawa, ale dla mnie to było jak lot na księżyc. Z perspektywy dziesięciu lat patrzę na siebie i widzę jak wiele łaska Boża we mnie dokonała. Ciągle mam trudności np. z modlitwą osobistą, ale to Bóg pozwala mi żyć, nie wegetować. To Bóg pokazał mi innych ludzi i dobro w nich, wartości inne niż materialne, nie drżę panicznie na myśl o śmierci, poza szarą codziennością widzę cel nadrzędny w postaci zbawienia – doświadczam więc tego, co dla wierzących jest oczywiste.
Robert