Dzieci powinny wiedzieć, że pieniądze mamy nie tylko zarabiać i oszczędzać, nie tylko ich sobie życzyć, czy wygrywać w totka, ale także mądrze wydawać
Mamo, kup mi loda! Mamo, mogę gofra, naleśnika, rurkę, watę cukrową?! Tato, zobacz tam są gokarty, mogę? Tato, dmuchany zamek! Mamo, zobacz jaki słodki pluszak! Frytki, pizza, popcorn, koniecznie! Automat z kuleczkami, wesołe miasteczko, trampolina, przejażdżka na kucyku, rejs na dmuchanym bananie, piłka „glut”, jajko niespodzianka, itd.itp. Mamo, Tato, błagam!
Któż z nas tego nie zna? Wakacje nad morzem, jeziorem czy w górach oprócz niepewnej pogody i pewnych korków niosą ze sobą jeszcze jedno zagrożenie. Przydrożne stragany, lodziarnie i wesołe miasteczka to wylęgarnia pokus, przed którymi trudno uciec. Trzeci dzień wczasów, a my już mielibyśmy ochotę zaopatrzyć nasze dziecko w klapki na oczy lub zakneblować choćby na chwilę. Okoliczne konsumpcyjne atrakcje kuszą, portfel chudnie w oczach, a my mamy serdecznie dość ciągłego powtarzania: Nie, nie możesz, przecież wczoraj to jadłeś. Żadnych więcej maskotek. To za drogie. Nie mam pieniędzy. Zostaw tę chińszczyznę, zaraz się zepsuje. Czy jest jakieś wyjście? Jak możemy bronić się przed zachciankami naszej dzieciarni?
Budżet wakacyjny
W naszej rodzinie przećwiczyliśmy kilka rozwiązań. Gdy dzieci były w wieku przedszkolnym, umęczeni powyższym zestawem pytań ćwiczonym kilka razy dziennie, ad hoc wprowadziliśmy tzw. wakacyjną dniówkę. Każde z dzieci otrzymywało kilka złotych dziennie na własne wydatki. My zapewnialiśmy podstawowy wikt i opierunek, wszelkie zaś zachcianki miały być realizowane w ramach tego ograniczonego, ale własnego budżetu.
5 złotych dziennie to i mało i dużo, w zależności od tego czy jesteśmy w leśniczówce w leśnej głuszy czy na Krupówkach lub w Międzyzdrojach. To jednak dość, by sprowokować w dziecku następujący dialog wewnętrzny. Skoro gałka lodów kosztuje ok. 2,5 zł to dziennie mogę mieć dwie, ale gofra już tylko jednego, bo liczą za niego 4 zł i to bez dodatków. Co się bardziej opłaca? No chyba, że gokart? Ale cena to 6 zł za 10 minut. Nigdy mi nie wystarczy. Ale czy na pewno? A może przyoszczędzić jednego dnia lub wynegocjować przejażdżkę przez 5 minut?
Przymusowa nauka gospodarowania własnym budżetem w wieku 4-5 lat idzie na wakacjach niewiarygodnie sprawnie. Kreatywność dzieci postępuje, podobnie jak nauka odraczania przyjemności, czy dokonywania dramatycznych wyborów (Lody czy gofr? A może jednak trampolina?). Pomysłowość i zaradność dzieci okazuje się niegraniczona. Bo przecież można dogadać się z panią z lodziarni na pół gałki loda, a za resztę zakupić kilka minut szaleństwa na dmuchanej zjeżdżalni... Pojawia się pomysł oszczędzania. Bo może warto powstrzymać konsumpcyjne żądze przez jeden dzień i już następnego pozwolić sobie na podniebne loty na bungee trampolinie.
To tylko fragment artykułu, całość w drukowanym Wieczerniku.