Wchodząc na Eucharystię spotykamy się z rzeczywiście obecnym wśród nas Jezusem Chrystusem. Tym samym którego ludzie podziwiali za to co czynił, ale także za to, co i jak mówił
Eucharystia od czasów Soboru Watykańskiego II stała się niezwykle wymowna. Wpływ miało na to nie tylko użycie języków narodowych i bogactwa znaków o głębokiej treści, ale przede wszystkim rozbudowanie Liturgii Słowa. Układ czytań w dni powszednie i niedziele pozwala dziś uczestnikom Mszy św. zapoznać się z olbrzymią ilością tekstów Pisma św.
Byłoby to jednak wielkie uproszczenie, a nawet wypaczenie sensu poczynionych zmian, gdyby rzecz ograniczyć do samej ilości. Nie o aspekt poznawczy chodzi wówczas, gdy proklamuje się święte teksty. Msza św. jest przecież miejscem uobecniania się Jezusa Chrystusa. On, choć obecny jest wszędzie, to jednak wybrał czasoprzestrzeń Eucharystii, aby ukazywać oczom serca, „czym jest przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących” (por. Ef 1, 18n).
Wchodząc na Eucharystię spotykamy się z rzeczywiście obecnym wśród nas Jezusem Chrystusem, tym samym, który przemierzał przed dwoma tysiącami lat tereny Galilei, Samarii i Judei, tym samym, który uzdrawiał chorych, wskrzeszał umarłych, wyrzucał złe duchy, karmił głodnych, podnosił na duchu upadłych, oczyszczał z grzechów a przede wszystkim naucza. Tym samym którego ludzie podziwiali za to co czynił („takie cuda dzieją się przez Jego ręce!” – Mk 6,2b), ale także za to, co i jak mówił („zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie” – Mk 1,22).
1. Na początku było słowo… (J 1,1)
To, co działo się wówczas, może, a nawet powinno dziać się i dzisiaj. A jeżeli tak się nie dzieje, to problem z pewnością nie leży po stronie Jezusa, który jest ten sam wczoraj, dziś i na wieki (por. Hbr 13,8), lecz po stronie nas, którzy nie potrafimy przyjąć Jego mocy. Podobnie jak przed wiekami, tak i obecnie ludzie przybierają różne postawy wobec Jezusa, do którego przychodzą.
Wertując karty Ewangelii bez trudu odkryjemy tych, którzy przynosili Mu swoje problemy i prośby, lecz nie traktowali Go jako swego Nauczyciela. Nie stawali się Jego uczniami. Mieli problem i chcieli, aby Jezus go rozwiązał. A On nie stroniąc od udzielania im pomocy pragnął czegoś więcej. Wskazuje na to już sam początek najstarszej z Ewangelii, tzn. Ewangelii wg św. Marka. Został w nim zawarty znamienny fragment (1,29-39): Jezus po wyleczeniu olbrzymiej ilości mieszkańców Kafarnaum, wczesnym rankiem wstaje i udaje się na miejsce pustynne, aby się modlić. Gdy odnajduje Go Szymon Piotr z towarzyszami, i gdy komunikuje mu dość radosną bądź co bądź informacje: „wszyscy Cię szukają”, spotyka się z dziwną odpowiedzią: „Chodźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości…”
Może się wydawać, że Jezus stracił wielką szansę, aby kształtować ludzi, którzy sami do niego się garnęli. Skora jednak nie chciał wracać w tym momencie do Kafarnaum, musiał mieć do tego silny powód. Wystarczy doczytać Jezusową wypowiedź do końca, aby zrozumieć, o co Mu chodziło. Jezus mówi: „pójdźmy (…), bym mógł nauczać, bo na to wyszedłem” (1,38). W tym fragmencie wyraźnie ukazuje się pragnienie Pana, który chce kształtować nasze serca mocą swego słowa.
Znaczenie nauczania Jezusa potwierdzają także inne perykopy. Nawet jeżeli uwaga czytelników Ewangelii skierowana jest na czyny Jezusa, to i tak ewangeliści sygnalizują, że wcześniej długi czas nauczał.
a) Obfity połów (Łk 5,1-11)
Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Niego aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!”.
W dalszym fragmencie Łukasz barwnie przedstawia wydarzenia na jeziorze, które doprowadziły do powołania Szymona Piotra na wielkiego rybaka ludzi. Zaczęła się jego droga wiary, a zaczęła się, jak podkreśla to ewangelista, właśnie od słuchania słów Jezusa. Piotr płucząc sieci po nocnym połowie słuchał Jego nauczania. Słuchał Go także po zakończeniu swych prac, gdyż Jezus cały czas siedział w jego łodzi. To nauczanie Jezusa, które poprzedzało wydarzenia na jeziorze, stało się zaczynem powołania Piotra.
b) Rozmnożenie chlebów (Mk 6,34-44)
Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać. A gdy pora była już późna, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: „Miejsce jest puste, a pora już późna. Odpraw ich! Niech idą do okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do jedzenia”. Lecz On im odpowiedział: „Wy dajcie im jeść!”
W jednej z interpretacji cudownego rozmnożenia rola nauczania Jezusa jest jeszcze większa. Interpretacja brzmi w skrócie następująco: Ludzie przychodzili do Jezusa, o czym świadczą liczne teksty, przede wszystkim jako do uzdrowiciela. Na swoją kolej przyjęcia przez Jezusa oczekiwali zarówno ubodzy, jak i bogaci, przygotowani i nieprzygotowani na dłuższe czekanie. Kiedy zrobiło się późno Jezus „wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli” przed siedzącymi w gromadach ludźmi (6,41). Ludzie w tym momencie zaczęli spożywać te pobłogosławione pięć chlebów i dwie ryby, jak również inne chleby i ryby, które przynieśli ze sobą. Cud polegał właśnie na tym, że przychodząc do Jezusa ze swoimi indywidualnymi problemami, dzięki Jego nauczaniu zobaczyli koło siebie także innych potrzebujących i przełamując swój egoizm zaczęli się z nimi dzieli tym, co posiadali. Jak podkreśla ewangelista: „Wszyscy jedli do sytości” (6,42).
Może ta interpretacja wyda się komuś zbyt naturalna i uderza zbyt mocno w od lat kształtowany w ich wyobraźni obraz tego, jak wyglądał cud rozmnożenia chleba, ale czy nie jest wielkim cudem zmiana ludzkich serc i ludzkiego nastawienia do innych. Nawet jeżeli, ktoś odrzuca taką interpretację, to musi przyjąć, że Ewangelista Marek wskazuje, na czym polegała litość Jezusa wobec ludzi: „Jezus zlitował się… i zaczął ich nauczać” (6,34). To właśnie Jego słowa były największym darem dla zgromadzonych przy nim tłumów. Wszystko inne było tylko dodatkiem do tego cudownego daru.
c) Spotkanie ze Zmartwychwstałym w Emaus (Łk 24,13-35)
To, co stało się w Emaus, gdy Kleofas i ów drugi uczeń usiedli z Jezusem do stołu, wywołuje w nas bardzo wiele pytań. Wśród nich znajduje się to najważniejsze: jak to możliwe, że Go nie poznali? Wszyscy ewangeliści wskazują, że do spotkania Zmartwychwstałego Pana potrzeba czegoś więcej niż dobrej pamięci i zdrowych oczu. Jezus daje się spotkać tym, którzy są gotowi Go przyjąć. W niniejszej perykopie Jezus słucha swych pogrążonych w bólu i niepewności uczniów i sam przygotowuje ich do przyjęcia swej realnej obecności:
Na to On rzekł do nich: „O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?” I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego.
I w tym przypadku ewangelista akcentuje role słowa, które wypowiada Jezus. Właściwe odczytanie przez uczniów prostego gestu łamania chleba było możliwe dzięki wcześniej cytowanemu i omówionemu przez Mistrza Słowu Bożemu. Należy pamiętać, że pierwsza księga spisana przez Łukasza nie jest reportażem, ale ewangelią. A więc jej celem nie jest suche i bezstronne przedstawienie faktów, lecz pobudzenie czytelników do wiary w moc zmartwychwstałego i żyjącego Jezusa Chrystusa. Nie można zapominać również o tym, że Ewangelia św. Łukasza została spisana ok. 40-50 lat po wniebowstąpieniu Pana. Chrześcijaństwo okrzepło, a praktyka spotkań „na łamaniu chleba”, doczekała się ustabilizowanej formy. Łukasz opowiadanie o spotkaniu drodze do Emaus ukształtował w ten sposób, aby wszystkich uczniów Jezusa pobudzić do takiego przeżywania Eucharystii, aby była ona spotkaniem z żywym i obecnym wśród nich, choć dla oczu ciała niewidocznym, zmartwychwstałym Panem. Nie ulega wątpliwości jak ważną role odgrywają w tym spotkaniu Słowa Pisma św.
Wszystkie te trzy fragmenty możemy odnieść do współczesnej sytuacji człowieka podczas Mszy św. Bóg nas powołuje, karmi i daje doświadczyć swoją obecność. Wszystko to jednak Jezus chce oprzeć nie na naszych emocjach, lecz na swoim słowie. Traktuje nas bowiem jako swoich uczniów, a pierwszym zadaniem dobrego ucznia jest słuchać swego nauczyciela i mistrza.
2. Tym, którzy przyjęli Je przyjęli dało moc… (J 1,12)
Nie można zapomnieć, że Eucharystia jest sakramentem, a więc spotkaniem z rzeczywiście obecnym przy nas zmartwychwstałym Jezusem Chrystusem. Eucharystia jest sakramentem, i właśnie w tym oczywistym stwierdzeniu zawiera się niezwykła prawda. Słowo sakrament pochodzi od łacińskiego terminu sakracmentum, które stanowi tłumaczenie greckiego słowa mysterion, a mystierion to tajemnica. Wchodząc więc na Mszę się doświadczamy rzeczywistości, w której mamy się zanurzyć, która nas całkowicie przekracza, i której nie jesteśmy w stanie pojąć umysłem. Definicja wspólna wszystkich sakramentów św. brzmi: „widzialny znak, niewidzialnej łaski”. To, co widzimy jest tylko wierzchołkiem góry lodowej, cząstką tej rzeczywistości do której jesteśmy zaproszeni. I choć zostało napisanych już mnóstwo traktatów, wygłoszono niezliczoną ilość konferencji i napisano tysiące książek na temat Eucharystii, to i tak ciągle niewiele rozumiemy.
Warto przypomnieć sobie reakcję uczniów na słowa Jezusa objaśniające istotę Jego sakramentalnej obecności. Opisuje to w 6. rozdziale Ewangelia wg św. Jana. Gdy Jezus rozmnożył chleb (J 6,1-15) ludzie pragnęli przejąć inicjatywę – zamierzali obwołać Go królem. Jezus usuwa się od tłumu, a przy najbliższej okazji tymże ludziom w synagodze w Kafarnaum tłumaczy, jak mają do Niego przychodzić, jakiego chleba mają pragnąć i… jak ważne jest, aby spożywali Jego Ciało i pili Jego Krew. Ewangelista zwraca nam uwagę, że „spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?»” (J 6,60) i w efekcie „odtąd wielu uczniów Jego wycofało się i już z Nim nie chodziło” (J 6,66). Nie ulega wątpliwości, że uczniowie ci przestali podążać za Jezusem, gdyż potknęli się o swe wyobrażenia, emocje i teologiczne kalkulacje dotyczące obecności Jezusa, którą przyszłe wieki nazwą obecnością sakramentalną. Wiemy jednak, że nie wszyscy podążyli za tymi uczniami. Kiedy Jezus zadał pytanie apostołom, Szymon Piotr w ich imieniu odpowiedział: „Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6,68n). Możemy więc odkryć przesłanie Ewangelii — tym, co pozwala trwać przy Jezusie i tym, co doprowadzi do przeżycia zapowiedzianej rzeczywistości sakramentalnego spotkania z Panem, jest wierne trzymanie się słów, które On do nas wypowiada.
Niezrozumiała jest więc postawa wielu współczesnych chrześcijan, którzy Liturgię Słowa traktują jako drugorzędną część Eucharystii. Gdy klękają z wielkim szacunkiem i skupieniem w czasie Przeistoczenia czy przed przyjęciem Komunii św., i wyznają w swych sercach: „Pan mój i Bóg mój”, zapominają często, że o Tym sakramentalnie obecnym wówczas Jezusie Chrystusie Bóg Ojciec w czasie Przemienienia zaświadcza nie tylko: „To jest mój Syn umiłowany”, ale podkreśla „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie” (Mk 9,7). Warto zwrócić uwagę, że nawet jeżeli inni ewangeliści przytaczają słowa Ojca w lekko różniącej się formie: „To jest Syn mój, Wybrany…” (Łk 9,35) i „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie…” (Mt 17,5), to i tak nakaz skierowany do uczniów niezmiennie brzmi: „Jego słuchajcie!”
Za ojcami soborowymi przyjmujemy prawdę, że „Liturgia jest szczytem, do którego zdąża działalność Kościoła” (Sobór Watykański II, KL 10) oraz Jezus „jest obecny w swoim słowie, albowiem gdy w Kościele czyta się Pismo święte, wówczas On sam mówi” (KL 7). Dlatego też słowa Ojca skierowane do Piotra, Jakuba i Jana stojących na Górze Przemienienia należy niezmiennie odnosić do nas przebywających na tej najwyższej z gór – Eucharystii. Bliżej nieba niż podczas Eucharystii być nie możemy. I właśnie z tego nieba rozlega się do dziś głos: „Jego słuchajcie!”
3. Słowo stało się ciałem… (J 1,14)
Jeżeli potrafimy przygotować się do przyjęcia Ciała Chrystusa poprzez skrupulatne zachowanie postu eucharystycznego i wydaje się być to takie niezbędne i oczywiste, do dlaczego czymś dziwnym miałoby być dobre przygotowanie się do przyjęcia Słowa Chrystusa poprzez lekturę fragmentów Pisma św. jeszcze zanim usłyszymy je w kościele. Słowo Boże jest duszą Eucharystii! I nie chodzi tu tylko o prawdę, że teksty modlitw mszalnych począwszy od „Antyfony na wejście” aż po słowa „Rozesłania” stanowią przyswojone przez Liturgię fragmenty biblijne. Słowo Boże jest duszą Eucharystii, gdyż nasza egzystencjalna postawa dziękczynienia (gr. eucharisto oznacza „dziękuję”) powinna przybierać bardzo realną i ukształtowaną przez święte teksy formę.
To przesłanie danego fragmentu Ewangelii i pozostałych czytań Liturgii Słowa ma rzucać światło na wszystkie części przeżywanej tego dnia Mszy św. Znając te teksty biblijne będziemy mogli od samych „Obrzędów wstępnych” odkrywać siebie jako bohatera, a przynajmniej adresata Dobrej Nowiny, z którą żywy Bóg przychodzi do nas podczas każdego spotkania, na który zwołuje swój Kościół.
Św. Paweł dziękując za miłość i wiarę Filemona życzy mu: „Oby twój udział w wierze okazał się twórczym w głębszym poznaniu wszelkiego dobrego czynu, [jaki jest do spełnienia] wśród was dla Chrystusa” (Flm 6). Wysiłek dobrego przygotowania się do Mszy św., jaki włożymy poprzez lekturę czytań, z pewnością wyrwie nas z rutyny powtarzania tych samych formuł liturgicznych i spowszednienia tekstów, które słyszymy na każdej Eucharystii. I nawet jeżeli celebrans nie będzie kształtował danej Liturgii w sposób umożliwiający głębsze przeżycie tego świętego czasu poprzez odpowiednie wstępy, komentarze czy homilie, to i tak Bóg w człowieku, który Go z całego serca szuka będzie działał rzeczy niezwykłe.
Eucharystia kończy się słowami „Idźcie w pokoju Chrystusa”. Te słowa nie oznaczają idźcie już sobie, a odpowiedź ludu: „Bogu niech będą dzięki” nie jest ugłaskanym zdania, które należy rozumieć: wreszcie się skończyło. W samej tylko Ewangelii wg św. Mateusza słowo: „idźcie” aż 15 razy stanowi nakaz wprowadzenia w życie tego, co w szerokim znaczeniu jest ukonkretnioną wolą Bożą.
To wezwanie „idźcie” otwiera więc jakby drugą część Eucharystii. Część, którą przeżywać będziemy już poza murami kościoła, wśród ludzi i spraw, do których Bóg nas posyła. W tym liturgicznym kontekście jakże niepokojąco brzmią słowa Jezusa: „Nie każdy, który Mi mówi: «Panie, Panie!», wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie” (Mt 7,21).
Poznanie woli Boga, nie jest czymś jednorazowym i zamkniętym. Dokonuje się ono w konkretnych czasoprzestrzeniach naszego życia, wśród konkretnych ludzi posiadających konkretne problemy i zadania. To właśnie Słowo Boże, które Jezus do nas wypowiada w czasie Mszy św., ożywione natchnieniami pochodzącymi od Ducha Świętego pozwala nam odkryć, czego Bóg od nas pragnie w konkretnym momencie naszego życia. On nas umacnia niebiańskim pokarmem i posyła na świat, który, jak przed wiekami, tak i dzisiaj w dużej mierze ogarnięty jest ciemnością.
***
Eucharystia od zarania Kościoła dawała moc chrześcijanom, którzy okrywając wolę Bożą szli i nauczali wszystkie narody (por. Mt 28,19). Ten nakaz misyjny dotyka każdego chrześcijanina. Dlatego też w czasie chrztu padają słowa: „Przyjmijcie światło Chrystusa”. Na drodze ku niebu nie może nam tego światła zabraknąć. Warto więc pamiętać i urzeczywistniać prawdę wyrażoną w słowach Psalmu: To „Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce” (Ps 119,105).