Praca and sobą w życiu ks. Franciszka Blachnickiego
Wiem już także, że nie wolno mi przez rozpaczliwe wysiłki dążyć do oczyszczenia mego wnętrza. Bogu dzięki – zostałem wybawiony z drogi Sadoka. Widzę teraz jasno, jak bezsensowne były moje dawne wysiłki zmierzające do wewnętrznego oczyszczenia, jak one z istoty swej nie mogły zbliżać się do celu. Bo na dnie wszystkiego było znowu to samolubne pragnienie, aby być czystym przed sobą i dla siebie (Franciszek Blachnicki - 19.II.1950)
Pozwoliłem sobie rozpocząć rozważania nad zagadnieniem pracy nad sobą w życiu ks. Franciszka Blachnickiego cytatem z jego duchowego dziennika. Fragmentem, który jednak domaga się pewnego wyjaśnienia. Aby zrozumieć ten fragment trzeba jednak znać szerzej kontekst życia i zagadnień wewnętrznych ks. Franciszka. O jakiego Sadoka chodzi tu autorowi? Co to za droga ocalenia? Sam autor znów wróci pod koniec swojego życia w innym wpisie swojego duchowego dziennika z 24 lutego 1986 roku do zagadnienia „Sadoka i Ingi” analizując swoją drogę życia wewnętrznego, przemiany życia i kreśląc drogę „trzech nawróceń” w życiu duszy.
U ks. Franciszka Blachnickiego kwestie przemiany osobowej i pracy nad charakterem pojawiają się od wczesnych nastoletnich lat.
Choć przed swoją przemianą jaką przeszedł w celi śmierci żył z dala od Boga, inaczej niż w klasycznych historiach nawróceń, nie był po prostu człowiekiem żyjącym w grzechu rozumianym jako bunt przeciwko normom moralności. Jego główny problem życia wewnętrznego, z którym będzie zmagał się przez całe lata, to kwestia którą papież Franciszek w adhortacji „Gaudete et exultate” nazwał duchowym zepsuciem. Papież mówi:
Zepsucie duchowe jest gorsze niż upadek grzesznika, ponieważ polega ono na ślepocie wygodnej i samowystarczalnej, przy której w końcu wszystko zdaje się być dopuszczalne: oszustwa, oszczerstwa, egoizm i wiele subtelnych form skoncentrowania na sobie samym [GE 165].
Dokładnie to samo zdiagnozował w sobie ks. Franciszek Blachnicki jako postawę sprzed czasu nawrócenia:
Poszedłem za skłonnością do umiłowania siebie i uczynienia siebie „bogiem”. (…) zatraciłem całkowicie „świadomość relatywną”, odniesioną do Boga. W swej świadomości nie stałem już w obliczu Boga obecnego we mnie przez wiarę i sumienie. Sam dla siebie byłem „sterem, żeglarzem i okrętem”. Upodobania i pragnienia mojego „ja” były dla mnie jedyną zasadą postępowania i normą moralności. Nad wszystkim górowało jedno pragnienie, jedna namiętność: aby być wielkim, sławnym i pięknym, aby móc podobać się sobie i wzbudzać zachwyt innych (12.07.1961).
Nawrócenie przyniosło „przewrót kopernikański” w jego postawie wewnętrznej.