Jestem oryginałem, niepowtarzalną istotą i muszę czym prędzej wziąć odpowiedzialność za siebie. Być sobą, akceptować siebie – to zarazem zaszczyt, duma, ale i trud!
Wolno domniemywać, że zostałem poproszony o ten artykuł z racji wieku – zbliżam się do 73 roku życia, a nadto za rok mam dziękować za złoty jubileusz kapłański. Człowiek z takim doświadczeniem życiowym powinien wiedzieć, co znaczy osiągać dojrzałość i dawać mądre rady młodszemu pokoleniu. W wielu społecznościach zasięga się chętnie rady starszych. Tak jest nie tylko wśród Indian, ale także w nowoczesnych parlamentach, w których powołuje się konwent seniorów.
W początkach swojego nauczania katechetycznego, gdy mówiłem o czwartym przykazaniu Bożym, powoływałem się na argument przemawiający zawsze na korzyść rodziców, bo „oni zaliczyli już uniwersytet życia”. Każde starsze pokolenie ma z tego tytułu przewagę nad młodszymi i stąd zasadniczo wywodzi się szacunek dla starszych. Czy zawsze tak jest, że starszy czyli dorosły jest równocześnie dojrzalszy? Tak być powinno. Życie wskazuje jednak na wiele wyjątków.
Czy dorosły znaczy dojrzały?
Takie są nasze oczekiwania i tym większe przeżywamy zawody, im większą niedojrzałością odznacza się człowiek dorosły. Wydaje się, że łatwiej jest nam nazywać i wytykać czyjąś niedojrzałość, niż definiować dojrzałość, a to by znaczyło, że nosimy w sobie obraz człowieka dojrzałego, pragnienie bycia człowiekiem dojrzałym. A może więcej spodziewamy się dojrzałości i wymagamy jej od drugich niż od siebie? Pozwalam sobie w tym miejscu dać pierwszą radę: dojrzałość nie ogląda się najpierw na drugiego, ale stawia sobie wymagania. Bo skoro w niedojrzałym widzimy najpierw jego braki, to znaczy, że mamy w sobie pragnienia bycia lepszymi i temu mamy być wierni, co w sobie nosimy!
Czy nie na tym zasadza się świętość młodych ludzi? W święto Stanisława Kostki czytamy Słowo Boże: …stawszy się w krótkim czasie doskonałym, przeżył czasów wiele. Nasuwa się druga rada: dojrzały nie ocenia czasów, ale je wykorzystuje dla misji swojego życia. Dojrzały nie marnuje czasu, nie mówi o jego przemijaniu, ale go wypełnia. Śledząc żywoty świętych można stwierdzić, że wielka ich liczba żyła bardzo krótko, a życiem swoim napełnili historię aż po dzień dzisiejszy.
Dojrzewanie jest procesem
Z okresu własnego dojrzewania wiemy, że naśladownictwo, właściwe dzieciom, ustępuje pragnieniu uniezależniania się od dorosłych. Jest to naturalne dążenie do samodzielności i coraz pełniejszego podejmowania odpowiedzialności za swoje życie. Nie ustaje jednak całkowicie w młodym człowieku pragnienie naśladowania, wręcz przeciwnie – szuka on ideału człowieka, będąc przy tym bardzo krytyczny w stosunku do otoczenia, zarówno do własnych rodziców jak i do nauczycieli i wychowawców.
Utwierdza się w tym wieku tendencja widzenia u drugich bardziej ich braków niż pozytywnych walorów. Właściwym wnioskiem z tego okresu życia jest nie tyle narzekanie na brak ideałów wśród dorosłych ile odkrywanie niepowtarzalności własnej osoby. To jest trzecia rada dla młodych. Nikt z nas nie jest kopią kogoś. Jestem oryginałem, niepowtarzalną istotą i muszę czym prędzej wziąć odpowiedzialność za siebie. Być sobą, akceptować siebie – to zarazem zaszczyt, duma, ale i trud! Częściowo możemy powiedzieć o sobie, powtarzając za uczonym: „człowiek, istota nieznana”. Wiedza ogólna o człowieku jest nam pomocna. Współcześnie pojawiło się wiele publikacji z dziedziny psychologicznej, korzystającej nieraz z doświadczenia psychiatrii. Choć w tej literaturze bardziej poznajemy braki w procesie wychowania, niż pozytywne pouczenie, nie pozbawia nas to jednak szans odkrywania w niej mądrości pedagogicznej. Powtórzmy jeszcze raz trzecią radę: być sobą to radość i trud.
Dojrzewanie do oryginalności, czyli do czego?
Czy radość może być obowiązkiem? Rozumie się trud życia jako obowiązek. Kto choćby odrobinę powalczył o swoje życie, ten wie, że radość jest owocem trudu. Wspomnijmy na sportowców, na długie lata ćwiczeń i wyrzeczeń, aby dostać się do ligowego zespołu, do kadry narodowej, do olimpijskiej reprezentacji. Czy jest inna droga do sukcesów w nauce albo w pracy zawodowej, jak tylko poprzez trud? Trud nie zmarnowany, trud miara wielkości, stanie się źródłem radości życia. Co więcej, zmobilizuje niejednego człowieka, który chciałby się „po drodze” zniechęcić. Wzruszającym przykładem mogą być olimpiady niepełnosprawnych. Jak oni potrafią się cieszyć! Podobnie jest z ich sukcesami np. w sztuce, czy w muzyce. Przychodzi na myśl nauczanie Jana Pawła II, że ponad pracą, ponad kolorem skóry, ponad zdolnościami, ponad sprawnościami góruje człowiek, jego godność. Człowiek znaczy więcej niż sukces, niż jego praca, jego nauka, status społeczny itp. Językiem encykliki Laborem exercens brzmi to hasłowo, dogmatycznie:
Człowiek nie jest dla pracy, ale praca jest dla człowieka! Praca jest wielka przez to, że człowiek ją wykonuje!
Pytamy, do czego zmierza dojrzewanie…Odpowiedź jest prosta: do wielkości człowieka, do odkrywania jego godności! Póki co, bardziej cenimy pracę i jej efekty niż samego człowieka. Wyznaczamy nagrody dla najzdolniejszych, dla odkrywców praw usprawniających technologię przemysłu. Wiele z nich będzie miało zastosowanie w produkcji broni niszczącej człowieka.
Zarobki bankowców, przedsiębiorców, zarządców wielkich zakładów pracy sięgają setek tysięcy, nieraz milionów, podczas, gdy wychowawcy człowieka, nauczyciele, zarabiają niewiele. Można pytać: o co tu chodzi, co jest najważniejsze w społeczeństwie, za jakim ideałem ma tęsknić młody człowiek? Owszem, człowiek realizuje nakaz Boga Stwórcy: „czyńcie sobie ziemię poddaną” i podziwiamy odkrywcze zdolności człowieka. Zarazem pytamy o konsekwencję drugiego obrazu rajskiego, w którym pierwszy Człowiek „po konsumpcji rajskiej” rozradował się dopiero, kiedy ujrzał oblicze drugiego człowieka.
Na czym polega oryginalność człowieka, którą mamy wszyscy osiągnąć? Oto jest pytanie, powiedziałby Hamlet. Zbliżyliśmy się do istoty niniejszego artykułu. Oryginalność, niepowtarzalność człowieka nie znajdzie w tym świecie pełnej odpowiedzi, bo przemija postać tego świata, a człowiek jest stworzony do nieśmiertelności, do odkrycia „swego miejsca” w Bogu.
Oryginalny człowiek – to święty
Dojrzewanie w istocie zmierza do świętości, prawdziwie dojrzałym człowiekiem jest każdy święty.
Są wierzący katolicy, którzy boją się słowa „święty”. Artykuł nie pozwala na polemikę z nimi w tym miejscu. Należy ich szanować, a ich trudności polecić w modlitwie o rychłą godzinę odkrycia prawdy: bądźcie świętymi, bo Bóg wasz jest święty. Ktoś powiedział, że święty to człowiek mocno stąpający po ziemi, ale głową jest w niebie. Te dwa światy: niebo i ziemia, oddają prawdę ludzkiej egzystencji, że „jesteśmy na tym świecie, ale nie z tego świata”.
Sformułujmy kolejną radę, opartą na biblijnym przesłaniu: od konsumpcji świata więcej radości daje oblicze drugiego człowieka ! Aktualną ilustracją jest błogosławiony Jan Paweł II. W licznych świadectwach o nim powtarzał się podziw dla jego człowieczeństwa! I ja się z tym zgadzam. Osobiście poznałem wcześnie tę postać Kościoła, bo od 1957 roku, od czasów studiów krakowskich, następnie towarzyszyłem temu świętemu i w latach biskupstwa i jego pontyfikatu, pogrzebu i beatyfikacji. To niezwykła łaska w życiu jednego człowieka. Czuję się zobowiązany wobec Boga i tego świętego. Ale za co podziwiałem go najbardziej? Że umiał być zwyczajny w swojej niezwyczajności. Nie zawstydzał drugich swoją świętością, miał czas dla każdego, jego modlitwa, chociaż była „permanentna” nie narzucała się i nie izolowała go od ludzi, wszystko, co głosił tchnęło autentyzmem, jego nauczanie było równocześnie świadectwem życia! Był blisko ludzi bo był blisko Boga!
Jeśli jakiś święty jest odbierany inaczej, to nie jest to jego wina, ale hagiografów, ich fałszywego wyobrażenia świętości, a być może nawet fałszywego wyobrażenia Boga. Do tego ostatniego błędu ma prawo każdy człowiek, ale żaden nie jest usprawiedliwiony w trwaniu w błędzie. Powołani jesteśmy do rozwoju, do dojrzałości, również w zakresie pojmowania Boga i jego świętych. Przecież sam nasz Pan Jezus Chrystus żalił się apostołom: tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznaliście. Kto Mnie widzi, widzi i Ojca. Dwadzieścia wieków obecności Jezusa w swoim Kościele, to wystarczająco mocne wezwanie dla każdego z nas, w jakim kierunku mamy wzrastać, dojrzewać. Dodajmy do tego słowa Arcykapłańskiej modlitwy: aby byli jedno w nas…, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał!
Powyższa miara wzrastania, dojrzewania, dotyczy naszej wiary chrześcijańskiej i ma charakter więzi osobowej człowieka z Bogiem. W naszym ruchu dojrzałością wiary wykazali się zarówno dzieci, młodzież i dorośli. Wielu z nich znałem osobiście. Okazali się dojrzałymi, mimo młodego wieku. Ojciec Franciszek Blachnicki, Sługa Boży mówił o dojrzałości dziecięcej, o dojrzałości wieku wzrastania i o dojrzałości wieku dorosłego. Dojrzałości nie mierzy się latami, ale odpowiedzialnością za dar życia, zdolnością podejmowania trudów życia i wnoszeniem radości życia w swoje środowiska.