Usłyszałem ostatnio przepis na udane małżeństwo – być właściwą osobą i znaleźć właściwą osobę
Każdy człowiek chciałby być szczęśliwy. Najczęstszą drogą do szczęścia jest szczęśliwa rodzina. Gdy czyta się czasem wypowiedzi ludzi na temat tego, jak taką szczęśliwą rodzinę mieć, wydaje się, że to przypadek, los na loterii, załapanie się do dobrej bajki (o Kopciuszku lub kocie w butach). Tymczasem rodzinne szczęście bardzo zależy od człowieka, od pozornie odległych wyborów i decyzji, które czasem po wielu latach w różny sposób skutkują.
Usłyszałem ostatnio przepis na udane małżeństwo – po angielsku: to be a right person and to find a right person. Można to przetłumaczyć:być właściwą osobą i znaleźć właściwą osobę, choć słowo right znaczy trochę więcej niżwłaściwy. Wynika z tego, że przynajmniej część przepisu, dotycząca mnie zaczyna się bardzo wcześnie, zanim jeszcze zacznę sobie zdawać sprawę, kim będę. Niemniej bycie właściwą osobą jest ważne by osiągnąć sukces na każdej drodze życiowej. Dlatego warto kształtować swoją osobowość, pracować nad sobą od jak najmłodszego wieku i nigdy tej pracy nie zaniedbać. Ta praca pomaga budować przyjazne otoczenie wokół siebie, pomaga budować dobre relacje z innymi ludźmi, pomaga też w pracy zawodowej. To wszystko może być szczególnie ważne w małżeństwie, gdy człowiek może czerpać bardzo wiele z wypracowanego przez lata kapitału.
W tym kontekście własnego przygotowania do małżeństwa bardzo ważne stają się wszystkie rzeczy, które człowiek robi i w przyszłości chce robić poza tym, że jest dobrym małżonkiem i rodzicem. W szczególności dotyczy to pracy zawodowej. Warto zdać sobie z tego sprawę jak najwcześniej i aktywnie się do tego przygotować. Można być szczęśliwym mężem – marynarzem (było świadectwo w Wieczerniku) czy żoną – stewardessą, ale długi czas rozstania związanego z pracą utrudnia budowanie szczęśliwej rodziny. Podobnie trudniej jest zbudować rodzinne szczęście bez pracy dającej środki na utrzymanie rodziny i osobistą satysfakcję. I choć w życiu bywa różnie, doświadczenie uczy, że warto najpierw jakąś satysfakcjonująca pracę zdobyć lub mieć realne perspektywy jej zdobycia i z tym budować szczęście swojej rodziny.
W tym miejscu dochodzę do drugiego składnika przepisu – znaleźć właściwą osobę. Kogoś, z kim będzie się przez następne kilkadziesiąt lat. To ważne, by szukać z taką perspektywą. By od początku łączyło nas jak najwięcej trwałych spraw. Wspólne zainteresowania, umiejętność spędzania czasu na bardzo różne ciekawe sposoby, wspólny system wartości – to wszystko pomaga zbudować wspólne szczęście. Spotkałem się z podejściem takim, że „przecież go (jej) nie zostawię, bo on (ona) jest taki biedy…”. To jest bardzo kruchy fundament – budowanie szczęśliwego związku na litości. Podobnie oczywiście, opieranie się wyłącznie na atrakcyjności fizycznej drugiej osoby, choć jest to niewątpliwie ważna sprawa.
Tu trzeba napisaćo najistotniejszej kwestii dla budowania dobrego związku – rozmowie partnerów. W czasie narzeczeństwa nauczenie się rozmawiania ze sobą jest kluczowe dla związku: zarówno przed jak i po ślubie. Chodzi tu o rozmowy na każdym poziomie. Poczynając od zgodnego podziału codziennych obowiązków, poprzez okazywanie sobie różnych emocji po najważniejsze wspólne wybory i decyzje. Trzeba się nauczyć mówić do partnera o swoich oczekiwaniach, odczuciach i problemach. Trzeba się nauczyć słuchać tego, co partner mówi – ze zrozumieniem i gotowością poszukiwania takich rozwiązań, które uczynią obie strony szczęśliwszymi. Nauczenie się takiej rozmowy dla bardzo wielu ludzi może oznaczać nauczenie się najtrudniejszej rzeczy w życiu.
Szczególne znaczenie mają tu sytuacje konfliktowe, gdy na usta cisną się słowa raniące, których potem można żałować. Nawet jeśli się ma obiektywnie dużo racji i słuszne powody do gniewu, lepiej jest, gdy negatywne emocje nie zdominują rozmowy. Tak można sobie zrzucić ciężar z wątroby (co zdaniem wielu mądrych ludzi też bywa potrzebne), ale niekoniecznie spowodować, że między nami będzie lepiej. Z drugiej strony jest niebezpieczeństwo, że konflikt przeobrazi się w „zimną wojnę” z całym arsenałem manipulacji i podstępnych słów, których w pewnym momencie można zacząć używać bez świadomości robienia krzywdy drugiej osobie.
Tu ważna uwaga. Budowanie szczęśliwego związku nigdy się nie kończy. Praca nad sobą jest równie potrzebna w wieku ośmiu jak i osiemdziesięciu lat. Staranie się o to, by być razem, wspierać się, jest potrzebne małżeństwom z pięcioletnim i z czterdziestoletnim stażem. Wspólne zainteresowania, prace, sposoby spędzania razem czasu można odkrywać i w narzeczeństwie i na emeryturze. Wreszcie nigdy nie jest za późno na uczenie się rozmowy. Czasem związki, które wydają się wypalone po latach bycia razem, ale obok siebie, potrafią odżyć tylko dzięki temu, że ludzie zaczną spokojnie ze sobą rozmawiać.
Na koniec sprawa, o której trzeba by może napisać na samym początku. Żaden, nawet najbardziej udany związek z drugim człowiekiem, ani żadna inna życiowa droga nie da nam pełnego szczęścia na ziemi. Jedynym źródłem pełnego szczęścia jest Bóg i nasze pełne zjednoczenie z nim – zbawienie. Dlatego zarówno w przygotowaniu siebie, w staraniu się, by być właściwym człowiekiem, jak i droga do znalezienia właściwego człowieka i bycie razem z nim mają ostateczny cel: spotkanie obu osób z Bogiem. Ten ostateczny cel może bardzo pomagać budować wspólne szczęście i uzupełniać braki naszej ułomnej ludzkiej natury.