Wiele osób dzwoniąc do nas upewnia się, że nie działamy przeciwko Kościołowi
Papież Franciszek mówi, że jako lud Boży jesteśmy wezwani, by wziąć na siebie ból naszych braci zranionych na ciele i duszy. „Zranieni w Kościele” jest inicjatywą, która odpowiada na to wezwanie. Tym razem podjęli je świeccy.
– Grupa inicjatywna „Zranieni w Kościele” powstała w środowisku Laboratorium Więzi, warszawskiego KiK-u i Fundacji Pomocy Psychologicznej Pracownia Dialogu. Zaczęliśmy szukać sposobu, który pozwoliłbym nam, właśnie jako osobom świeckim, aktywnie zareagować w sprawie pedofilii. Nie chcieliśmy siedzieć i ubolewać nad trudną sytuacją w Kościele, na którym nam zresztą wszystkim bardzo zależy. Centrum Ochrony Dziecka oraz Fundacja „Dajemy Dzieciom Siłę” podzieliły się z nami swoją wiedzą i doświadczeniem. Powstał telefon, który świetnie wypełnia lukę istniejącą w naszej rzeczywistości. Wiele osób zranionych wstrzymuje bowiem zgłoszenie sprawy do kurii, właśnie dlatego, że tam pracują księża. Na naszych dyżurach to zazwyczaj kobieta, psychoterapeutka odbiera telefony. Takie było nasze założenie – aby osoby zranione mogły porozmawiać w zaufaniu. Wiele osób dzwoniąc do nas upewnia się, że nie działamy przeciwko Kościołowi. Pytają, czy jesteśmy osadzeni w Kościele, bo nie chcą w niego uderzać. Dostają od nas zapewnienie, że ta inicjatywa nie została podjęta, aby Kościół atakować. Działamy dla Kościoła, a nie przeciwko niemu.
Czy dziś, po trzech miesiącach od czasu, gdy powstał wasz telefon, można powiedzieć, że spełnia swoje zadanie?
– Podczas dotychczasowych jedenastu dyżurów zadzwoniły do nas 42 osoby. Z tej liczby tylko sześć przypadków nie dotyczyło molestowania seksualnego. Sporo telefonów odebraliśmy na początku, w związku z uruchomieniem naszej inicjatywy. Podczas Wielkanocy ich liczba spadła, by znów wzrosnąć po emisji filmu „Tylko nie mów nikomu”. Zazwyczaj dzwoni od trzech do dziewięciu osób podczas jednego dyżuru. Ludzie dzwonią przeważnie po to, aby pierwszy raz komuś o tym opowiedzieć. Zdarzają się też sprawy, które już wcześniej były zgłoszone, ale nie podjęto żadnych kroków w celu ich wyjaśnienia. Teraz te osoby dzwonią, bo liczą, że sprawy pójdą do przodu w związku z nowymi przepisami i sprzyjającym społecznym klimatem. Ostatnio zadzwoniła jedna osoba tylko po to, żeby usłyszeć od nas słowa wsparcia: „Ja po prostu chcę się umocnić w tym, że mam to zgłosić do kurii”, powiedziała. Dzwonią też ludzie, których molestowanie bezpośrednio nie dotyczyło, ale np. krzywda spotkała kogoś im bliskiego. Odbieramy też telefony od osób, które nie chcą niczego dochodzić, mówią, że już sobie poradziły. Martwią się tylko, że gdzieś indziej, ktoś inny mógłby być wykorzystany.
To tylko fragment artykułu, całość w drukowanym Wieczerniku.