Nie dlatego jestem wartościowy, że robię wartościowe rzeczy, tylko dlatego, że – jestem
Dla potrzeb tego tekstu chcę uprościć bardzo skomplikowane sprawy i odróżnić stan rzeczy („jest tak a tak”) od poczucia („czuję, że jest tak a tak”). Te dwie sprawy mogą iść w parze, ale nie muszą. Na przykład ktoś jest uzdolniony wokalnie i czuje, że tak właśnie jest. Ale można pięknie śpiewać i czuć się jak skończony afon. Można też wyć jak kojot, czując się drugim Kiepurą.
Analogicznie, czym innym jest wartość/bycie wartościowym, a czym innym – poczucie własnej wartości/poczucie, że jest się wartościowym. Można być wartościowym i nie czuć się wartościowym. A czy można nie być wartościowym, ale takim się czuć? Nie. Pismo Święte mówi, że każdy człowiek został stworzony przez Boga na Jego obraz i podobieństwo, a później odkupiony krwią Chrystusa – i dlatego każdy człowiek jest wartościowy.
Proponuję kilka obrazów, medytacji, rozważań, które znalazłam w swoich lekturach. To tylko okruszki, na dodatek rozsypane w bałaganie. Zachęcam do samodzielnego częstowania się większymi kawałkami, stąd przypisy pomocne w lokalizacji źródeł.
Agere sequitur esse
W życiu społecznym, w którym uczestniczymy na co dzień, wartość człowieka wiąże się z jego atrakcyjnością fizyczną, intelektem, zaradnością, efektywnością, sukcesami, stanem konta (niepotrzebne skreślić, potrzebne dopisać). To nic złego, że ktoś dba o takie sprawy i cieszy się, że inni doceniają to, co on sam traktuje jako wartościowe. Ale fundament dla wartości człowieka został położony przez Boga. W Jego oczach przedsiębiorczy i elegancki bogacz jest wart tyle samo co chory, bezradny żebrak. Nie dlatego jestem wartościowy, że robię wartościowe rzeczy (albo nie robię rzeczy bezwartościowych lub nawet szkodliwych), tylko dlatego, że – jestem.
Kto nie czuje się wartościowy, gdy nie działa, niech nie próbuje działać, ponieważ nie będzie dobrze działał; agere sequitur esse – „działanie wynika z bycia”. Jeżeli nie czuję się wartościowy, kiedy nie działam, nie będę wartościowo działać. To moje działanie będzie się bardzo komplikowało i w moim życiu, i w życiu wielu innych osób. Uczy mnie tego doświadczenie wartości, kiedy sam przebywam w świecie wartości. Można usiąść przed pięknym obrazem, patrzeć na niego, wpatrywać się i nie mieć nieokreślonego, niespokojnego poczucia winy, że robimy coś złego. Wartość pozwala mi trwać w źródłowej, kreatywnej bezczynności. Bezczynności, która zrodzi wartościowe czyny. Taka bezczynność jest jak źródło, które jest ciche i spokojne, albo jak milczący poranek, z którego rodzi się dzień (Krzysztof Grzywocz, Wartość człowieka, Kraków: Salwator 2012, s. 16-17).
Bo w sercu mam dziurę wielkości miłości
Od starożytności wiele mówiono o konieczności poznania samego siebie, „podróży w głąb siebie”. Tę „głębię” i tę „podróż” różnie rozumiano – od racjonalnej introspekcji po badanie sfery nieświadomej. Gdy „wejdziesz w siebie”, poznasz swoją wartość. A to wystarczy. Czyżby?
Ludzie, którzy ośmielili się wyruszyć w głąb swojego ja – takie było doświadczenie wielu osób, także mistyków chrześcijańskich – którzy próbowali odszukać głębię, jakieś skarby w sobie, często wracali rozczarowani. Im głębiej wchodzili w siebie, tym głębsza była noc, wszystko się komplikowało (…) Ta podróż nigdy się nie kończyła – nie ma w człowieku źródła, nie sposób odkryć go w sobie… (…) Nie mam źródła w sobie – we mnie jest noc i pustka, jestem jak kropla rosy, która pojawia się o poranku i leży na trawie, a za chwilę słońce zaświeci i rosa zniknie. Co jest w człowieku wartościowe – ciało, krew, uczucia, bystry umysł? Tak naprawdę okazuje się, że to wszystko służy jakiejś wewnętrznej pustce, destrukcji, gdy pozostaje oddalone od swojego źródła.
Antropologia i teologia chrześcijańska opierają się na założeniu, że moje źródło jest w Bogu, że w więzi z Nim kontaktuję się ze swoją istotą, ponieważ człowiek jest więzią – nade wszystko z Bogiem. Dokładnie tak samo jest w relacji ludzkiej: „Ja odkryję swoją wartość w spotkaniu z tobą” (…) Ja jestem więzią z Bogiem, a przestrzeń we mnie, ta bezgraniczna pustka, jest znakiem mojej wartości – mam w sobie tyle miejsca po to, żeby Go przyjąć, żeby się wypełnić źródłem, które nie ma granic. Dlatego jest we mnie bezgraniczna pustka, we mnie – jako w człowieku – jest więcej pustki niż mnie samego, ponieważ ta pustka, która jest we mnie, to miejsce dla Boga, na więź z Nim. To prawda, że człowiek jest świątynią Boga (por. 1 Kor 6, 19). To bezgranicznie piękna świątynia, można by powiedzieć barokowa – aniołki wiszą na ścianach, złoto aż kapie, ale pusto! Biada – mówi Chrystus – mieszkaniu pustemu, bo mogą je również wypełnić demony (por. Mt 12, 43-45). Wtedy tu jest miejsce nie tylko dla Boga – cały intelekt człowieka, wszystko, co w nim odkrywamy jako wartościowe, może przyczynić się do destrukcji. Komu to wszystko wtedy służy? (Krzysztof Grzywocz, Wartość człowieka, Kraków: Salwator 2012, s. 96-97 i 99).
„Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby świat cały zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł?” To zdanie z Ewangelii było inspiracją i dla Marcina Lutra, i dla Ignacego Loyoli. Mnie też to zdanie kłuje. Co próbuję wepchnąć w moją bezbrzeżną pustkę? Co jest ukrytym motorem moich prób zdobycia świata? Co i komu chcę udowodnić? I co wtedy dzieje się z moją duszą?
Dusza jest jak diament
Na scenie widzimy biel, białe jest światło, biała jest Marilyn, jej kostium, włosy…, widzimy ikonę popkultury, taką jaką ukształtowały ją media, taką jaką zawsze chciała być, ale czy na pewno. Marilyn (…) nie chce już takiej bieli, bieli na pokaz, nie chce białej skóry, chce białej duszy, chce być święta? (Piotr Konstantinow, Święta Grzesznica, recenzja monodramu Ewy Kasprzyk „Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem”, http://www.parnas.pl/index.php?co=recenzje&id=102, dostęp 31.08.2014)
Recenzowanej sztuki nie oglądałam. Ale czytałam książkę, na podstawie której powstała. Sam pomysł jest niezwykły – stworzyć fikcyjną korespondencję między Marilyn Monroe a Janem XXIII (Dorothea Kühl-Martini, Marilyn i papież Jan XXIII: listy między niebem a piekłem, Wydawnictwo M, Kraków 2002). Chociaż korespondencja jest fikcyjna, treść listów została oparta prawie w całości na oryginalnych zapiskach papieża i aktorki.
Marylin – piękna, sławna, bogata, pożądana, wciąż jeszcze młoda – miota się w otchłani bólu i niespełnienia. Nie znajdując wokół siebie nikogo godnego zaufania, pisze do samego papieża. Nie rozumie, dlaczego nie jest szczęśliwa, i czeka na prostą, akceptowalną dla siebie receptę. Ale taka recepta nie istnieje, a korespondencja okazuje się wyzwaniem dla obu stron.
Jan XXIII mówi Marylin bardzo wiele o największym skarbie, który konstytuuje jej wartość – o nieśmiertelnej duszy. Uwielbiam fragment listu, w którym papież mówi: „Droga Marylin, wiem, że Pani dusza jest dla Pani bardzo ważna, i to dobrze, bo dusza jest równie drogocenna co diament!” I przytacza fragment z „Twierdzy wewnętrznej” św. Teresy z Avila: "Przedstawiła mi się dusza nasza jako twierdza cała z jednego diamentu albo na wskroś przejrzystego kryształu, podzielona na wiele rozmaitych komnat, podobnie jak i w niebie mieszkań jest wiele. (…) dusza sprawiedliwego nie jest niczym innym jak prawdziwym rajem, w którym, jak Pan mówi, z radością przebywa. Jakie bowiem (…) musi być to mieszkanie, w którym Król tak potężny, tak mądry, tak przeczysty, tak dobra wszelkiego pełny, rozkosz dla siebie znajduje? Daremnie szukam i nic nie znajduję, do czego by można było porównać przedziwną piękność i ogromną pojemność duszy ludzkiej. (…) Jakie jednak skarby mogą się mieścić w tej duszy i jaka jest wysoka cena jej, i kto jest Ten, co w niej mieszka, nad tym rzadko kiedy się zastanawiamy i skutkiem tego tak mało sobie ważymy obowiązek starania się z wszelką usilnością o zachowanie jej piękności. Wszystka zaś myśl i troska nasza obraca się jedynie około grubej oprawy tego diamentu, około zewnętrznego wału tej twierdzy, którym jest ciało nasze."
Nie jest to łatwe – w codziennej bieganinie znaleźć czas na przechadzkę po diamentowym pałacu własnej duszy. Ale, prawdę mówiąc, gdy przez dłuższy czas do tego pałacu nie zaglądam, czuję się jak marionetka pociągana za sznurki obowiązków. A na modlitwie – jak ktoś, kto specjalnie przyjechał na Jasną Górę i chodzi tylko po wałach.
Perła w bagnie
Co z grzechem? Czy nie zamazuje przejrzystości kryształu duszy, nie kruszy diamentu? Jak można delektować się swoją duszą, skoro bywa pełna gnoju i plugastwa? Bóg ma na to sposób.
Sakrament pokuty i pojednania
to jedno z najbardziej dowartościowujących „miejsc” na świecie. Za warstwą brudu, grzechu kryje się drogocenna perła, której grzech nie zniszczy (…) Bóg mówi: „Drogi jesteś w moich oczach” (Iz 43,4) (…) Popełniłem grzech, ale jestem dobry, jestem drogocenną perłą: „Pozwól, że włożę ręce w bagno, żeby odkryć tę perłę – skarb ukryty w ziemi” (…) „Dalej jesteś perłą. Pozwól, że cię oczyszczę, żebyś nie zapomniał, że nią jesteś”. Ludzie, którzy się nie spowiadają, zapomnieli o tym, kim są. Ci, którzy często się spowiadają, pamiętają blask tej perły (K. Grzywocz, Wartość człowieka, s. 125-126).
Ukryty skarb
Na koniec zapraszam do zastanowienia się nad tym, co jest dla Ciebie wartością, skarbem Twojego życia. Pomoże w tym dłuższy passus z książki José H. Prado Floresa i Ângeli M. Chineze „Effathá! Otwórz się!” – odczytanie Ewangelii o skarbie ukrytym w roli z perspektywy człowieka, który sprzedał pole.
Ewangelia jest jak dzwon bijący na alarm dla tych, którzy są w trakcie „sprzedaży” ich posiadłości, charyzmatów lub rodziny, łudząc się, że w jednej chwili zrobią wielki interes. Uwaga – mówi słowo Boże – być może w ten sposób, poświęcasz największy skarb swojego życia i – co gorsze – dotychczas nie zdajesz sobie sprawy z tego, że go posiadasz. Twoja oślepiająca radość może się ulotnić, gdy zrozumiesz, co straciłeś.
Odkryj skarb, którym jesteś i bogactwo, które posiadasz. Uświadom sobie to wszystko i doceń jego wartość.
* Mężczyzna, który ciągle pracuje i nigdy nie ma czasu dla żony i dzieci, nie wiedząc o tym, „wywiesza” na swoim domu napis: NA SPRZEDAŻ. Musi się zastanowić nad sobą i szybko zareagować, aby nie było zbyt późno. Nie może dać się omamić halucynacjom natychmiastowych osiągnięć i chwilowej satysfakcji.
* Dlaczego inni tak bardzo szanują twojego męża, którego ty nigdy nie doceniałaś? Przełożony darzy go zaufaniem i uznaniem z powodu jego zdolności organizacyjnych i pracowitości, ale ty nie. Inni doceniają jego radość i życzliwość, tylko nie ty.
* Kobieta, która naraża swoje małżeństwo, wdając się w przygody miłosne, sprzedaje za niską cenę pole kryjące w sobie skarb nieoceniony.
* Inni lekceważą swoją pracę i nie troszczą się o nią. Aż nagle przychodzi moment, kiedy zostają zwolnieni i dopiero wtedy rozpaczają i żałują, że nie szanowali jej wcześniej.
* Pijak wznosi toast za własne zdrowie, podnosząc kolejny kieliszek wódki, która daje mu chwilowe zadowolenie, ale następnego dnia cierpi konsekwencje swoich życzeń i postępowania.
* Młody człowiek, który sięga po narkotyki, oddziela się od skarbu swego życia. Myśli, że robi największy biznes, ale w rzeczywistości traci to, czego istnienia nawet się nie domyślał. Zrozumie to, gdy już nie będzie lekarstwa i odwrotu.
* Młoda dziewczyna, która poświęca swe dziewictwo dla chwili przyjemności udającej miłość, która nigdy nie będzie trwała, ani wierna, wyzbywa się bezcennego skarbu w zamian za złudzenie: uwierzyła, że zdobyła coś wielkiego.
Czy odkryłeś już twój skarb, który czyni cię szczęśliwym i który jest bezcenny? Jeszcze jest czas, abyś docenił swoją żonę, partnera, twoją rodzinę, zdrowie i pokój, którego doświadczasz. Istnieją ukryte skarby, z których nie zdajesz sobie jeszcze sprawy: wiara, przyjaciele, obietnice Boga. Odkryj je teraz, bo jutro może być już za późno. Zerwij napis informujący o sprzedaży skarbu, który masz. Nie dokonuj tej transakcji, okłamując się, że robisz największy interes w swoim życiu. Przeciwnie, wiele tracisz. Ewangelia ostrzega cię: nie sprzedawaj pola pod żadnym pozorem. Zastanów się najpierw, czy nie dajesz komuś w prezencie skarbu.