O rozwoju sfery seksualnej
Seks. Ubóstwiany przez świat. Traktowany jako swego rodzaju „siła fatalna”, której nikt nie jest w stanie się oprzeć. Zarazem redukowany przez tenże świat do prostej czynności relaksowej, pozbawionej większego wymiaru. Z drugiej strony mający wielkie znaczenie dla życia małżeńskiego według współczesnej nauki katolickiej, a jednocześnie nierzadko traktowany podejrzliwie w praktyce codziennego nauczania w naszych kościołach, salach parafialnych czy ośrodkach rekolekcyjnych.
W tym gąszczu pomieszanych opinii gubią się prawdy podstawowe, takie które powinny być oczywiste. Spróbujmy zająć się jedną z nich.
Sfera seksualna traktowana jest często jako coś, co „spada z nieba” – coś, co otrzymujemy w gotowej postaci, aby tylko korzystać z ekstatycznych doznań i uniesień, jakie ze sobą niesie. Praca nad sfera seksualną – jeśli o niej się mówi – będzie raczej kojarzyła się z problemem panowania nad tą dziedziną, niż z pozytywnym budowaniem.
Seksualność spada z nieba w tym sensie, że jest Bożym darem dla człowieka. Natomiast podlega normalnemu rozwojowi – tak jak każda inna dziedzina życia.
W samą naturę męskości i kobiecości wpisane jest dążenie ku drugiej płci. Ma ono miejsce na różnych płaszczyznach ludzkiej osobowości – jedną z nich jest właśnie sfera seksualna.
Tym, co budzi sferę seksualną w człowieku, jest miłość. Przyciąganie erotyczne płynie do nas w pierwszym rzędzie od osoby, którą kochamy. Choć u mężczyzn sfera ta budzi się sama i mężczyzna może odczuwać pociąg seksualny do kobiety, której nie kocha, jednak taki pociąg w ogóle nie dorównuje temu, który będzie odczuwał wobec kobiety, którą obdarzy miłością. U kobiet pociąg seksualny nierozerwalnie wiąże się z miłością.
Nic więc dziwnego, że sama obecność osoby ukochanej, jej gesty, słowa, dotknięcia wywołują w nas szczególne poruszenia, których nie odczuwaliśmy wobec kogoś innego (czy też z intensywnością, których nie odczuwaliśmy wobec kogokolwiek innego). Jeśli miłość rodzi się między dwojgiem osób, które wcześniej były przyjaciółmi, to okazuje się, że te same gesty, którymi obdarzali się w przyjaźni, wywołują w nich zupełnie inne reakcje.
To rozbudzenie sfery seksualnej przez rodzące się uczucie ma służyć stopniowemu przygotowaniu do najpełniejszego zjednoczenia między dwojgiem osób, jakim jest małżeński akt seksualny.
Paradoksalnie jednak przygotowanie do jedności seksualnej nie dokonuje się poprzez pogłębianie i mnożenie doznań w tej dziedzinie. Dokładnie przeciwnie – najważniejsze jest budowanie prawdziwej jedności na wszystkich innych płaszczyznach. Doznania o charakterze seksualnym są bowiem bardzo mocne i jeśli nie będą oparte na mocnej więzi duchowej i uczuciowej, mogą zdominować całą relację, zniszczyć uczucie, które się budzi. Dlatego ważne jest, by działania o charakterze erotycznym, które mają swoje miejsce na drodze przygotowania do małżeństwa nie wyprzedzały etapu relacji, na którym znajduje się dana para. Na przykład pocałunek – sposób wyrażenia jedności między narzeczonymi – nie jest sposobem wyrażenia więzi między osobami, których relacja dopiero się zaczyna.
A dopiero kiedy ludzie ugruntują i umocnią swoje uczucie, kiedy są oddani sobie w pełni i na zawsze, mogą naprawdę doświadczać pełni jedności na płaszczyźnie seksualnej.
Dlatego też nauczanie chrześcijańskie, idąc za przekazem biblijnym, jednoznacznie wskazuje, iż miejsce aktu małżeńskiego jest w małżeństwie. I nie chodzi tu w tym momencie o sam formalny fakt zawarcia tego sakramentu, ale również o to, że małżeństwo powinno być zawieranie między ludźmi, którzy zbudowali między sobą prawdziwą więź. Ta więź umocniona łaską sakramentu sprawia, że są gotowi na przeżycie jedności seksualnej.
Jednak również w małżeństwie aktu seksualnego nie otrzymujemy w gotowej postaci. Pierwsze małżeńskie doświadczenia w tej dziedzinie bywają nieporadne, zdecydowanie niedoskonałe pod względem technicznym, niekiedy rozmijające się z wzajemnymi oczekiwaniami. Wynika to z tego, że sfery tej – jak każdej nowej dziedziny życia – trzeba się po prostu nauczyć, zdobyć podstawowe umiejętności. Wynika to również z tego, że małżonkowie muszą się poznawać – poznawać samych siebie i poznawać siebie nawzajem – swoje odczucia, reakcje, oczekiwania.
Nie oznacza to jednak, że te początki nie są wielkimi przeżyciami. Spotkanie dwojga naprawdę kochających się osób, osób które są jednością we wszystkich sferach zawsze jest przeżyciem. Nie osłabią tego żadne kłopoty, mogą wręcz być okazją do jeszcze większego okazania sobie miłości. A wspólne odkrywanie sfery intymnej staje się – niezależnie od wszystkiego – fascynującym doświadczeniem.
Prawdziwe kłopoty mogą przyjść nieco później. Zachwyt nowością przeżyć seksualnych znika (niestety) dość szybko. Budowanie natomiast harmonii w tej sferze jest zadaniem na lata. Trzeba więc uczyć się przeżywania aktu małżeńskiego w codzienności, nie poddawania się.
Ważnym wyzwaniem staje się pojawienie dzieci. We wspólnym życiu pojawiają się nowe osoby – trzeba znaleźć miejsce na małżeńską intymność również w tej sytuacji.
Ale nie chodzi tylko o to, by pokonać życiowe trudności i wrócić do poziomu sprzed nich. Więź seksualna rozwija się przez cały czas trwania małżeństwa. Kolejne lata powinny przynosić jej pogłębienie.
Więź seksualna rośnie wraz ze wzrostem miłości. O powiązaniu jakości relacji z jakością przeżyć seksualnych możemy usłyszeć dość często. Nierzadko mówi się o tym przede wszystkim od strony negatywnej podkreślając, że wszelkie małżeńskie trudności nieuchronnie odbiją się na jakości współżycia seksualnego. To jest oczywiście prawda, ale powiązanie miłości z seksualnością do tego się nie ogranicza. Podstawowa prawda jest taka, że gdy rośnie miłość, rośnie poziom relacji seksualnej. A miłość powinna rosnąć przez całe życie małżeńskie. Im bardziej więc będziemy rozwijać naszą więź we wszystkich dziedzinach, im będziemy sobie bliżsi, tym bardziej udana będzie nasza więź w sferze erotycznej. Z biegiem lat więc jakość przeżyć seksualnych w małżeństwie powinna być wyższa, satysfakcja z tej sfery życia mocniejsza.
Ale tutaj jest swego rodzaju sprzężenie zwrotne. Bowiem jedność seksualna nie tylko czerpie z jakości miłości, ale również buduje miłość, buduje więź na wszystkich płaszczyznach.
Mocne przeżycie, doświadczenie prawdziwej jedności umacnia jedność między dwojgiem osób – to oczywiste. Poczucie szczęścia przeżywanego razem sprawia, że więź między nami rośnie.
Co jednak ciekawe, budowanie więzi dokonuje się również na poziomie hormonalnym. Nauka wskazuje na działanie takich hormonów jak oksytocyna i wazopresyna uwalnianych podczas współżycia. Tworzą one fizyczną więź, łączącą mężczyznę i kobietę. Sprawiają, że brakuje im siebie nawzajem i tęsknią za sobą. Uzdalniają małżonków do łatwiejszego znoszenia uraz. Zwiększają poczucie wzajemnego zaufania. Zmniejszają lęk i zwiększają pragnienie otwarcia się na siebie nawzajem.
Co więcej, współżycie seksualne buduje fizjologiczną więź między dwojgiem ludzi poprzez zmienianie zarówno chemii, jak i sposobu funkcjonowania ich mózgów. Im dłużej para pozostaje ze sobą, tym bardziej zmieniają się i dostosowują do siebie nawzajem ich mózgi. Neurobiologia szczegółowo opisuje, jakie części mózgu i w jaki sposób zmieniają swoje funkcjonowanie – w kierunku budowania wzajemnej jedności, troski o siebie i tęsknoty, gdy nie jesteśmy razem. Małżonkowie stają się jednością pod względem emocjonalnym, duchowym i fizycznym.
Czy jest granica w tym budowaniu jedności? Nie ma. Mimo upływu lat, mimo związanego z nim starzenia się ciał małżonków, mąż i żona przyciągają siebie nawzajem, a współżycie pozostaje dla nich cały czas atrakcyjne.