Dojrzałość w Chrystusie
(232 -lipiec -sierpień2020)
z cyklu "Dusza mnie pyta"
Czy to mój papież?
Błażej Kmieciak
Gdy pięć lat temu, na początku marca 2013 r. ogłoszono nazwisko nowego papieża, zapewne wielu z nas poczuło wielkie zaskoczenie. Następcą św. Piotra został człowiek z bardzo „dalekiego kraju”. Na głowę państwa watykańskiego wybrano po raz pierwszy od wieków osobę z innego niż europejski kontynent. Benedykta XVI zastąpił Argentyńczyk, będący członkiem Towarzystwa Jezusowego. Kard Jorge Bergoglio nie był mi znany w tamtym czasie. Nie słyszałem o nim wcześniej. Gdy jednak dowiedziałem się o tej kluczowej zmianie w sercu Rzymu i Kościoła, zacząłem szukać. Zacząłem, jak to się mówi szperać pragnąc uzyskać więcej informacji o tym oryginalnym, nowym papieżu. Co znalazłem? Przede wszystkim „zaskoczenie”.
Pierwszy raz w moim dorosłym życiu zacząłem słuchać słów papieża, które rozumiałem wprost. Nie było tu, co ciekawe, wielkiej filozofii Jana Pawła II i genialnej teologii papieża Benedykta. Był za to konkretny, prosty i bezpośredni język, w którym papież mówił o domowych kłótniach z latającymi talerzami, o wartości rodzinnego czasu spędzonego bez telefonu i niezwykłej roli babci, która inaczej i piękniej pokazuje Boga. Można by powiedzieć, że objawił się wówczas kiepski następca tych wielkich myślicieli. Dla mnie wniosek był jednak odwrotny. W czasach dynamicznej informacji medialnej i szybkich zmian w społeczeństwie Bóg dał nam człowieka, który prostym językiem, odchodząc od zapisanych na kartce słów potrafi przekazać w prosty sposób prawdy, które każą wstać z „wygodnej kanapy”.
Największym zaskoczeniem dla mnie we Franciszku była jego chęć spotkania z drugą osobą. Jego wielcy poprzednicy nie obawiali się oczywiście ludzi. Uwielbiali ich, co widać było zwłaszcza w pragnieniu kontaktu z młodzieżą. Papież z Argentyny, jezuita Bergoglio pokazał nam jednak nowy etap spotkań z kimś innym. Mnie osobiście pokazał jak bezcenna jest kultura spotkania. Stwierdził niegdyś: „jedynym sposobem rozwoju osoby, rodziny, społeczeństwa (…) jest kultura spotkania, kultura, w której każdy ma coś dobrego, czym może obdarzyć, i wszyscy mogą coś dobrego otrzymać w zamian. Drugi ma zawsze coś, co może mi dać, jeśli potrafimy zbliżyć się do niego w postawie otwartej i z dyspozycyjnością, bez uprzedzeń”. Kończąc cytowane przemówienie papież stwierdził wprost „albo postawimy na dialog, na kulturę spotkania, albo wszyscy przegramy, wszyscy przegramy”. Słowa te padły w trakcie jednych z pierwszych spotkań. Owe spotkania następcy świętego Piotra nieustannie mnie zaskakują. Jezuici, jak sami mawiają uwielbiają pracować na granicach. Mam wrażenie, że Franciszek nieustannie wędruje na granicach. To granice bólu, cierpienia, tęsknoty, a czasami i buntu. Jest chyba tym papieżem, który szczególnie uwielbia wręcz wyciągać ręce poza granice. Silnie stąpając po fundamencie wiary, wyciąga dłonie po tych, który z rożnych przyczyn Bogu narzucać się nie chcą.
W ostatnich miesiącach, a może i latach doświadczam innego rodzaju zaskoczenia osobą papieża Franciszka. To zdziwienie, jakie wywołuje we mnie coraz bardziej głos jego krytyków. Część z nich tratuje go jako heretyka. Cześć podważa jego papieski autorytet. Są i ci, w których wywołuje on złość swoim stylem. Mam wrażenie, że kiedyś część osób chciała być bardziej „papieska niż papież”. Dzisiaj część z krytyków chce wejść de facto w rolę papieża.
I mnie słowa, i styl papieskich wypowiedzi zatrzymują czasem zdziwieniem. Zastanawiam się, czy czasem następca św. Piotra nie mówi zbyt szybko swoich słów, np. w trakcie samolotowych wywiadów. Kiedyś zwierzyłem się z tych obaw mojemu znajomemu. Stwierdził on, „Wiesz, u nas jest taka zasada. Jak się mylić to tylko z papieżem”. Słowa te mnie niezwykle uspokoiły. Nigdy nie było bowiem doskonałych papieży. I zapewne ten również chwilami jest daleki od doskonałości. Ale jest! Jest wybrany następcą Piotra. Jest apostolską kontynuacją. Jest tym, dla którego drugi jest kimś ważnym. Jest tym, który ma prowadzić i prowadzi. Jest tym, który prosi o modlitwę, samemu zapewne modląc się za wielu. Kto wie może i za ciebie, i za mnie też.