Zanim jednak to zdanie zostało sformułowane, przez cztery wieki istnienia Kościoła powstało kilka poważnych herezji, które z jednej strony pomniejszały człowieczeństwo Chrystusa, z drugiej kwestionowały Bóstwo. Sam zaś Sobór Chalcedoński nie zakończył wszystkich sporów związanych z tą kwestią - trwały one jeszcze co najmniej do końca VIII wieku.
Można tu zapytać, jak ta starożytna formuła może być obecna w dzisiejszym przeżywaniu naszej wiary. Szukając odpowiedzi na to pytanie znalazłem inne zagadnienie, które jest „tematem” sporu wśród teologów nam współczesnych: Czy Bóg cierpi? Nie ma na ten temat wiążącej odpowiedzi w formie dogmatu wiary. Większość teologów uważa, że cierpienie jest niezgodne z Bożą naturą, że Bóg cierpiąc przestałby być Bogiem. Jednak jest też wielu takich, którzy uważają, że cierpienie należy do pełni Bożej miłości. Obie „strony” w swojej argumentacji wracają często do tamtej formuły z Chalcedonu, przechodząc jednocześnie do spraw, które dla ludzi żyjących na początku XXI wieku mają bardzo duże znaczenie. Bo odpowiedź na pytanie o tajemnicę cierpienia Boga może bardzo pomóc w odpowiedzi na pytanie o tajemnicę cierpienia człowieka.
Bardzo ciekawie w tym sporze brzmi zdanie Benedykta XVI (wówczas jeszcze kardynała): „Starożytny świat grecki wskazał na niezmienność Boga, a tym samym ukazał Go również jako czystego ducha, który nie może odczuwać, a tym bardziej cierpieć. Wizja ta skłoniła chrześcijan do pytania, jak rzeczywiście wygląda sprawa z Bogiem. Orygenes pięknie powiedział kiedyś: Bóg nie może co prawda cierpieć, ale może współcierpieć. To znaczy: może się utożsamiać z nami, cierpiącymi. Identyfikacja ta jest wielkim aktem miłości, w której Bóg w Jezusie utożsamia się z nami aż po sferę cielesności - a tym samym utożsamia nas z Nim i wciąga w Jego miłość”. Można zatem powiedzieć, że ludzkie cierpienie nie jest Bogu obojętne. On nas tak kocha, że w Chrystusie współcierpi z nami. Bóg daje nam swoją miłość nie jak paczkę zrzuconą z nieba na spadochronie, by samemu zachować dystans od grzesznego człowieka. Chrystus przychodzi do nas, aby całkowicie współdzielić nasz los, w tym także, a może przede wszystkim z nami współcierpieć. I choć to może wydawać się głupie, to przez to „głupstwo krzyża” Bóg zbawia ludzi.
Dlatego chociaż samo cierpienie jest sprzeczne z Bożą naturą, to jednak do istoty Bożej miłości zbawczej należy Boże cierpienie z ludźmi. I również w swoim cierpieniu człowiek może znaleźć Boga. Trudno w tym miejscu pominąć obraz tego, jak znajdował Boga w swoim cierpieniu papież Jan Paweł II. Jego przykład był tak wymowny, że trudno znaleźć odpowiednie słowa komentarza. Czerpiąc ze źródła, którym jest Boże współcierpienie z człowiekiem pokazywał całemu światu, jak słabość, cierpienie codzienności może być źródłem Bożej mocy.
Na koniec napiszę o miejscu, w którym najbardziej realnie możemy w życiu spotykać Boga współcierpiącego z nami. Tym miejscem jest Eucharystia. Bóg daje się ludziom pod postacią chleba i wina. Możemy z nim zrobić co chcemy. Pamiętam dobrych kilka lat temu na rekolekcjach w Krościenku, w czasie mszy w Wieczerniku na Kopiej Górce nasz moderator, ks. Adam upuścił na podest hostię, którą trzymał w ręce. Później w swoim świadectwie powiedział, że najpierw się bardzo przestraszył, zdarzyło się to mu pierwszy raz w życiu. Ale później odczuł wielką miłość Boga, który godzi się nawet na to, by leżeć na ziemi, dlatego że nas kocha. Z tą miłością w każdej chwili możemy zrobić co chcemy. Ale ona ciągle jest.