W Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa tego roku odszedł do wieczności śp. Marian Dąbrowski. Należał do Ruchu Światło-Życie od 1979 roku, podejmował posługi w wymiarze diecezjalnym (w archidiecezji katowickiej) oraz w wymiarze ogólnopolskim.
Marian był człowiekiem, który w sposób szczególny realizował wezwanie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli”. Na jego ręce ponad 20 lat temu składałem swoją deklarację Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. On mnie posyłał na pierwsze oazy, żebym mówił o Krucjacie.
Był współtwórcą „Eleuterii”, pisma Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, szczególnie przez pierwsze lata jej istnienia. Bardzo mocno zaangażowany był w Diecezjalną Diakonię Wyzwolenia. Był niesamowicie przygotowany do wszystkich spotkań. Wszystko miał zawsze pięknie oparte na Piśmie Świętym, na nauczaniu soboru, ks. Franciszka Blachnickiego, ostatnich papieży. Jeśli wychodził jakiś nowy dokument, zaraz rozważaliśmy go w ramach diecezjalnych spotkań Diakonii Wyzwolenia. Marian potrafił zawsze stworzyć piękny i budujący program spotkania, mobilizował do refleksji, do działania, do realizacji dokumentów Kościoła w codziennym życiu.
Współpracowaliśmy w Diecezjalnej Diakonii Wyzwolenia przez kilkanaście lat. Ta współpraca zaowocowała moim pobytem w Ośrodku Profilaktyczno-
-Szkoleniowym im. ks. Franciszka Blachnickiego w Katowicach. Marian miał świetny program dla tego ośrodka. Choć z początku ten program wydawał mi się bardzo trudny, to w wielu momentach został później zrealizowany.
Marian organizował różne sympozja, przygotowywał nabożeństwa, nocne czuwania w Piekarach oraz inne wydarzenia, poprzez które niósł przesłanie wolności.
Był mocno zaangażowany w Diakonii Wyzwolenia także w jej aspekcie społecznym. Był wiceprezydentem Rudy Śląskiej. Formował liderów życia społecznego w Rudzie, uczył ich katolickiej nauki społecznej. Wiele zrobił dla profilaktyki uzależnień w Rudzie, dla ludzi uzależnionych i ich rodzin.
Był szefem rudzkiego Klubu Inteligencji Katolickiej, współpracował z hospicjum, z domem pomocy społecznej, z wieloma innymi instytucjami. Przez krótki czas od jego śmierci usłyszałem już wiele ciepłych i pięknych słów o nim od ludzi, którym pomagał i o których się troszczył. To był wielki społecznik, bardzo mocno działał, dawał z siebie wszystko.
Marian to był człowiek bardzo jednoznaczny. Zawsze nam się kojarzył bardzo mocno z postacią św. Jana Chrzciciela. Czasami niektórych denerwował, niekiedy niektórzy czuli się przy nim w pewien sposób nieswojo, kiedy uświadamiali sobie, że znacznie przewyższa ich swoją wiernością Jezusowi, Ewangelii, swoją jednoznacznością, swoją piękną postawą życia. Tam nie było udawania, obłudy, tam nie było połowicznego działania, tam było cały czas życie na pełnych obrotach. Był człowiekiem który rzeczywiście w swoim życiu realizował światło Chrystusowej Ewangelii. Budował nas wielką pokorą, cichością, budował także przeżywaniem miłości nieprzyjaciół. Kiedy nastąpiły przetasowania w radzie miasta, ci, którym przeszkadzało czynione przez niego dobro, zwolnili go z urzędu. Szukał pracy - człowiek który tak wiele ludziom pomagał. Kiedy niektórzy się oburzali, Marian ze spokojem zawsze powiadał wtedy: „Nie narzekajcie, pomódlcie się za tych biedaków”. To był cały Marian, człowiek wielkiego pokoju, wielkiej miłości, człowiek, który potrafił dawać świadectwo o Jezusie swoją jednoznacznością, pięknem codziennego życia.
Był wspaniałym mężem i ojcem czwórki dzieci. Bywało, że miał zajęty cały dzień do późnego wieczora. Mimo to wieczorem zawsze rodzina siadała w piżamach na tapczanach, zawsze był czas na to, żeby każdy z członków rodziny podzielił się tym, co było trudne i tym co było piękne w ich życiu. To dzielenie kończyło się wspólną rodzinną modlitwą.
Odszedł do wieczności dwa dni po tym, jak przeżyliśmy wraz z nim i jego żoną dwudziestopięciolecie małżeństwa. Pięćdziesiąte urodziny przeżywałby w sierpniu.
Jego pogrzeb był wielkim wydarzeniem. Ponad trzydziestu kapłanów sprawujących ofiarę za Mariana, wiele śpiewów wielkanocnych. Było to doświadczenie wielkiej Paschy. Sam Marian chciał, żeby liturgia była w białym kolorze, żeby było wielkanocnie, odświętnie. Kiedy odchodził, swojej rodzinie, dorastającym dzieciom, żonie, mówił: „Nie płaczcie, Pan Bóg będzie was wspomagał, a ja idę do Niego”.
Pozostanie w naszej pamięci jako człowiek żyjący Ewangelią wyzwolenia, jako człowiek który szerzył wolność Bożych dzieci.