Animator
(174 -wrzesień -październik2010)
z cyklu "Wieczernik dla Ciebie"
Czekając na miłość
Krzysztof Jankowiak
Znali się od kilku lat, ale raczej słabo – ona chodziła do klasy razem z jego koleżanką ze wspólnoty oazowej. Spotykali się w związku z tym, ale nieczęsto, czasem rozmawiali. Była to więc luźna znajomość, jakich wiele.
Pewnego dnia jednak wszystko okazało się inne. Spotkali się przypadkiem, w większym towarzystwie, jak to zazwyczaj bywało. Poczuli jednak, jak przepływa między nimi potężna energia. Trudno to było opisać, ale czuli w tym momencie, że są sobie bliscy, że pasują do siebie jak dwa elementy układanki.
To pierwsza historia. Druga jest mniej dynamiczna, za to bardziej romantyczna. Ona pracowała w czytelni wydziałowej, on właśnie kończył studia i w związku ze zbieraniem materiałów do pracy magisterskiej bywał w tej czytelni niemal codziennie. Ich rozmowy ograniczały się do wymiany informacji o zamówionych książkach, rewersach – dokładnie tak, jak rozmawia się w czytelni. Jednak jakoś zwrócili na siebie uwagę. On popatrywał na dziewczynę siedzącą za stolikiem, ona też spoglądała na niego. Pewnego razu, gdy oddawał książki, oboje jednocześnie uśmiechnęli się do siebie. I nie był to zdawkowy, „służbowy” uśmiech – od tej chwili wiedzieli, że nawzajem o sobie myślą.
I trzecia historia – najbardziej zwyczajna. Kończyły się rekolekcje oazowe, w których oboje uczestniczyli. Choć mieszkali w jednym mieście, poznali się dopiero na rekolekcjach. Gdy wszyscy wyjeżdżali, oni zostali dłużej, długo ze sobą rozmawiali, a potem wracali wspólnie. Nie wiedzieli jeszcze, czy coś ich będzie łączyć. Byli na taką możliwość otwarci i właśnie dlatego wracali razem. W tym momencie byli ciekawi, co przyniesie im przyszłość.
Co łączy te trzy (prawdziwe!) historie? To, że nie miały one dalszego ciągu. I to bynajmniej nie dlatego, że ktoś się z kimś pokłócił, albo ktoś coś zaniedbał. Po prostu – mimo pierwszego wrażenia, mimo romantycznego czy przemawiającego do wyobraźni początku okazało się, że ci ludzie jednak nie są sobie przeznaczeni.
„Bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz” – mówi stare porzekadło. Jeśli patrzymy od strony tych, którzy nigdy nikogo interesującego nie spotkali albo jeszcze bardziej od strony tych, których odrzuciła wybrana przez nich osoba, to rzeczywiście mogłoby się wydawać, iż cały problem do tego się sprowadza. Okazuje się jednak, że również wzajemne zainteresowanie, otwartość wcale nie gwarantują pozytywnego zakończenia czyli tego, iż będziemy chcieli przeżyć ze sobą życie.
Wyjaśnijmy w tym momencie jedną rzecz – dobrze zapowiadający się związek może zostać zepsuty. Albo przez zaniedbanie – jeśli ktoś o uczucie się nie troszczy, to ono raczej zwiędnie. Albo przez niewłaściwe postępowanie. Na przykład czyjeś chamskie zachowanie może spowodować powstanie urazów i niechęć do jakichkolwiek dalszych kontaktów. Z kolei podjęte przed ślubem współżycie seksualne może spowodować zdominowanie relacji przez sferę seksualną i kompletnie zniszczyć rodzącą się miłość. Podobnych możliwości jest więcej, nie rozwijam ich w tym momencie bliżej, bo nie o takich sytuacjach mówimy.
Chcę właśnie wskazać na sytuacje, w których związek – choć oboje są nim na poważnie zainteresowani – rozpada się bez wyraźnych przyczyn.
Czy jednak rzeczywiście bez przyczyn? Owszem, bez jakichś bardziej czy mniej dramatycznych wydarzeń, ale jednak jest przyczyna – taka, że miłość to bogata i złożona rzeczywistość.
W miłości wskazuje się najczęściej trzy warstwy – uczuciową, rozumową, erotyczną. Uczuciowa to zachwyt drugim człowiekiem, poczucie iż jest nam ze sobą dobrze. Warstwa rozumowa to pragnienie dobra drugiego, decyzja bycia przy nim, umiłowanie tych samych wartości, wzajemne rozumienie się. Warstwa erotyczna to wzajemne przyciąganie, pragnienie jak najgłębszej jedności, szczególna wzajemna wrażliwość na bodźce o charakterze seksualnym. Te trzy warstwy tworzą miłość, bez choćby jednej z nich nie można mówić o prawdziwej miłości.
Przedstawiam to w bardzo dużym skrócie, ale warto sobie uświadomić, iż wyróżnienie tych trzech warstw miłości, choć bardzo pomaga w jej zrozumieniu, jest tylko próbą oddania rzeczywistości znacznie większej, tak naprawdę przewyższającej ludzkie poznanie. Ta prawda ma akurat duże znaczenie w naszym temacie.
Gdy dwoje ludzi zaczyna się sobą interesować, z ich zainteresowania może zrodzić się miłość. Może się zrodzić, gdyż miłość nigdy nie jest dana od razu. Wzajemne zainteresowanie najczęściej zacznie się od sfery uczuć – nawet nieznana osoba może sprawić mocniejsze bicie serca, oczarować swoim wyglądem, głosem itd. Czasem dopiero po jakimś czasie znajomości ktoś spojrzy na kogoś inaczej. Może się tak zdarzyć, że to pierwsze wrażenie (albo właśnie nie pierwsze) będzie obopólne – oboje przeżyją wzajemny zachwyt sobą.
Również możliwy, choć znacznie rzadszy może być początek na bazie sfery intelektualnej. Będzie miał miejsce wśród ludzi, którzy już się bliżej znają i zobaczą, że się dobrze rozumieją. Niekiedy takim początkiem będzie przyjaźń łącząca przyszłą parę. I tutaj nawet częściej może zdarzyć, iż pragnienie czegoś więcej zrodzi się u obojga – bo oboje przeżywają łączącą ich więź intelektualną.
Niezależnie od tego, co będzie początkiem, ten początek nie jest jeszcze miłością. Miłość potrzebuje czasu, aby powstać, aby dojrzeć do pragnienia zbudowania trwałej więzi. I dlatego właśnie – najzwyczajniej w świecie – wzajemne zainteresowanie nie gwarantuje, że powstanie coś trwałego.
Po pewnym czasie może okazać się, że jednak tym, co łączy dwoje osób, nie jest miłość. Gdy początkiem jest uczuciowy zachwyt sobą – co jak wspomniałem będzie miało miejsce najczęściej – może okazać się, że trudno im zbudować więź intelektualną, że nie jest łatwe wzajemne rozumienie, a świat wyznawanych wartości jakoś się różni (nie musi bynajmniej różnić się całkowicie). I bez żadnych dramatycznych wydarzeń dojdą do wniosku, iż to nie to.
Z kolei, gdy relacja zaczyna się od więzi intelektualnej, może się stać, iż nie pojawi się w niej wzajemne ciepło, spontaniczny zachwyt sobą, że nie zrodzi się szczególne przyciąganie erotyczne. I podobnie zobaczą, iż mimo bogactwa intelektualnych odniesień, nie są osobami, które chciałyby ze sobą spędzić życie.
Często schemat wzajemnego spotkania przebiega zupełnie inaczej – jedna osoba wzbudza zainteresowanie drugiej i ta stara się pozyskać jej względy. Albo jej się to udaje albo nie. W takiej sytuacji jest łatwiej o refleksję nad relacją, o ocenę czy rzeczywiście mamy do czynienia z miłością.
Inaczej jednak wygląda to, gdy „pierwsze trafienie” dotyka dwojga osób równocześnie. Jeśli urośnie z niego miłość, to powstają piękne historie o miłości od pierwszego wejrzenia. Tak naprawdę nie jest to oczywiście od razu miłość, a ale pierwszy zachwyt, zauroczenie, które (w tym wypadku gładko) stopniowo przemienia się w miłość.
Ale kryje się tu pewne niebezpieczeństwo. Bo miłość jednak wcale nie musi powstać. A sam fakt jednoczesnego wzajemnego zainteresowania może na tyle oszołomić obojga, że trudno im będzie zauważyć, iż to co ich łączy, to jeszcze nie jest miłość. Być może jest to początek miłości – a może wcale nie.
Jaki stąd wniosek? Dość oczywisty. Przede wszystkim trzeba zawsze być świadomym, że miłość nie powstaje w pięć minut. Nie powstaje również wtedy, gdy oboje jednocześnie poczują pragnienie głębszej więzi ze sobą. Tak więc na początku relacji zawsze warto być oszczędnym w gestach i słowach, nie mówić nic na wyrost, nie próbować „zaklinać rzeczywistości”. Bo byłoby pięknie i romantycznie przeżyć „miłość od pierwszego wejrzenia”, ale to czy miłość powstanie z naszej relacji, okaże się jednak nieco później.
A jeśli w złudnym poczuciu, iż skoro „trafiło nas oboje, to to na pewno jest to”, będziemy traktować od razu siebie jako przeznaczonych na wieki, może się zdarzyć, że padną słowa (czy gesty), z których trudno się będzie wycofać, które staną się kłopotem w relacji. Warto więc chwilę poczekać, rozwijać naszą więź, by – jeśli to możliwe – dojść do prawdziwej miłości.