Myślę, że Krucjata Wyzwolenia Człowieka to miłość. Zdecydowanie tak właśnie myślę, właściwie to powinna występować w słowniku jako synonim miłości. Myślę i mówię tak przy każdej okazji, bo historia mojego trwania w KWC już od 9 lat to historia miłości i jej okazywania. A było to tak…
Po kilku latach formacji, niedługo po ukończeniu 18 roku życia wyjechałam do Krakowa na Oazę Nowego Życia III stopnia. Wtedy po raz pierwszy uczestniczyłam w rekolekcjach nie diecezjalnych, a ogólnopolskich, co było dla mnie zupełnie nowym i pięknym doświadczeniem. Idea KWC była mi oczywiście znana i bliska, a myśli o przystąpieniu do tego dzieła jako członka Krucjaty kiełkowała w moich myślach. Nie jechałam jednak na rekolekcje z konkretnym zamiarem i pewnością, że na Dniu Wspólnoty złożę swoją deklarację.
Jedyne czego byłam pewna, w razie gdybym jednak zdecydowała się przystąpić do KWC, to intencja. Jednym z najważniejszych w moim życiu był wtedy i jest nadal mój chrześniak. Łącząca nas relacja jest bardzo piękna i szczególna, nie jestem dla niego ciocią, raczej siostrą i kumplem. To łatwe ze względu na stosunkowo niedużą różnicę wieku między nami – niecałe 10 lat. W dniu jego chrztu miałam ok 17 lat, on 7. Tak naprawdę u podstaw nieprzyjęcia przez niego sakramentu wcześniej leżał nałóg alkoholowy jego ojca, przez który jego mama nie chciała wyjść za niego za mąż. Oboje odkładali również chrzest jedynego syna, nie uważali go za zbyt istotny, no i proboszczowi trzeba by za wiele tłumaczyć… Wyobrażam też sobie, że ciężko myśleć o ślubie z kimś, kto przez wiele dni nie wraca do domu, nie pracuje, nie można na niego liczyć pod żadnym względem – bo pije. Pije bardzo dużo i bardzo często. Dodatkowo nie myśli się o ślubie, kiedy na to wszystko patrzy małe dziecko, zapewne najbardziej poszkodowane całą sytuacją.
Kiedy wyjeżdżałam na rekolekcje, wujek był w kolejnym „ciągu”, jego syn kolejny raz się bał, cała rodzina kolejny raz się zamartwiała, a ci bardziej wierzący modlili, żeby to się wreszcie skończyło.
Nie wiem, kiedy ostatecznie podjęłam decyzję o przystąpieniu do KWC w jego intencji. Może to było podczas godziny świadectwa prowadzonej przez diakonię mojej oazy, może jeszcze w drodze do Krakowa a może dopiero nad Księgą Czynów Wyzwolenia, to zresztą nie jest najważniejsze. Podczas Dnia Wspólnoty na Kopiej Górce zostałam członkiem dzieła KWC. Do dotychczas praktykowanej modlitwy w intencji mojego wujka dołożyłam abstynencki post.
Wracając teraz myślami do tamtej chwili myślę, że konsekwencje tej decyzji uświadomiłam sobie w pełni dopiero po odejściu od ołtarza. Lada moment miałam przecież zacząć studia, wyprowadzić się z rodzinnego domu, poznać wielu nowych ludzi itd. Czy rezygnacja z alkoholu w takim momencie życia nie ograniczy mnie zanadto?
Wątpliwości zostawiłam sobie jednak na czas po-oazowy, tymczasem byłam zajęta przeżyciami ostatnich dni rekolekcji. Prosto z Krakowa wyjechałam na kilka dni w góry, gdzie spędzali urlop moi rodzice. Wieczorem w dzień mojego przyjazdu mama przekazała mi nieoczekiwaną wiadomość. Trzy dni wcześniej (kiedy w Krościenku odbywał się nasz Dzień Wspólnoty) wujek zdecydował się rozpocząć terapię Anonimowych Alkoholików i rzucić swój nałóg. W tamtym momencie daleko mi było do euforii, być może był to nawet moment mojego zwątpienia w Bożą Wszechmoc. Tłumaczyłam sobie, że przed nim daleka droga do całkowitego wyzwolenia się z nałogu i nie można z góry zakładać „natychmiastowego działania” KWC. Moje wątpliwości oczywiście nie były słuszne, do dziś mam z ich powodu wyrzuty sumienia. Przez te 9 lat, które mijają od tamtej chwili, wujek nie napił się ani razu, a wspólnota AA stała się dla niego drugim domem.
Jego syn (mój w zasadzie też) skończy w tym roku 18 lat, jest szczęśliwym, ambitnym, bardzo przez wszystkich lubianym młodym chłopakiem. Dzięki Bogu traumatyczne przeżycia z dzieciństwa nie zostawiły na nim trwałego śladu. Po kilku latach abstynencji ojca uczestniczył w ślubie swoich rodziców, który również dla mnie był zupełnie wyjątkowym wydarzeniem. Później było i nadal jest tylko lepiej. Nowa praca rodziców, budowa nowego domu, na który w końcu mogli sobie pozwolić – to tylko niektóre z łask, którymi Pan Bóg im błogosławi.
Osiemnastka mojego chrześniaka będzie bezalkoholowa. W tym roku wybrał się na Pieszą Pielgrzymkę na Jasną Górę, podczas której sam przystąpił do dzieła Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.
Bogu Niech będą dzięki za cuda, których dokonał!