Patrząc na dzisiejszy Kościół można powiedzieć, że mamy duży problem ze słuchaniem
W Piśmie Świętym, gdy wymieniane są charyzmaty, jest wiele o mówieniu: charyzmat nauczania, dar języków, łaska tłumaczenia języków, dar proroctwa. Bardzo mało natomiast jest na temat słuchania. Owszem, są liczne teksty na temat słuchania głosu Boga, natomiast trudniej znaleźć coś o słuchaniu drugiego człowieka. Być może dla ludzi czasów biblijnych nie był to problem - wiele wskazuje na to, że mieli mniejszy niż my problem z wysłuchiwaniem siebie nawzajem. Dziś, gdy informacji dociera do nas nieporównanie więcej niż przed wiekami, wysłuchanie bliźniego jest dużo trudniejsze, ale też dużo bardziej potrzebne i ważne.
Przypatrując się pod tym kątem postaci Jezusa - Nauczyciela i Mistrza, mogłoby się wydawać, że jest On „ponad" - nie musi słuchać, bo wie co jest w sercach ludzi, z którymi się spotyka i ważne jest tylko to, co On mówi. Gdyby jednak uważniej przyjrzeć się kilku ewangelicznym scenom - na przykład rozmowie z Nikodemem (J 3), czy rozmowie z Samarytanką (J 4), to widać wyraźnie, że dla Niego bardzo ważne było to, co mówią ci ludzie, że wysłuchuje ich pytań i wątpliwości. Podobnie w życiu pierwotnego Kościoła - z pobieżnej lektury można wyciągnąć obraz jednostronnej komunikacji: Apostoł mówi, ludzie słuchają, przyjmują Ewangelię, czasem mają z czymś problem i muszą być napomniani. Jednak historia ustanowienia pierwszych diakonów (Dz 6), czy tak zwany sobór jerozolimski (Dz 15) świadczą o tym, że „szemranie hellenistów przeciw Hebrajczykom" nie musiało być przedmiotem napomnienia, tylko spowodowało ważne zmiany w Kościele.
Patrząc na dzisiejszy Kościół można powiedzieć, że mamy duży problem ze słuchaniem. Dotyczy on najpierw osób pełniących funkcje „urzędowe" - od biskupów poczynając idąc poprzez prezbiterów i diakonów, a kończąc na świeckich katechetach oraz liderach ruchów i wspólnot kościelnych. Pozytywnie można powiedzieć, że osoby potrafiące słuchać bliźnich, szczególnie tych dalekich od „głównego nurtu" życia kościelnego, bardzo często mają opinię ludzi nadzwyczajnej świętości. Żeby nie szukać daleko, ludzie, którzy spotkali się osobiście z błogosławionym Janem Pawłem II umiejętność słuchania wymieniają jako jedną z najważniejszych jego cech.
Pytanie, czy taka postawa nie jest za rzadka jest chyba retoryczne. Natomiast warto się zastanowić, co zrobić, żeby to zmienić. Chodzi nie tylko o gorszące przypadki, że spotkania w konfesjonałach, biurach parafialnych czy w innych sytuacjach nigdy nie były zagadywaniem (w sensie „ważne jest tylko co ja mówię") lub co gorsza gromieniem przychodzącej osoby. Chodzi też o to, by to, czego Kościół naucza i jakie podejmuje działania było jak najlepszą odpowiedzią na pytania i wątpliwości ludzi, do których jest posłany.
Ogólną wiedzę o tym, jakie to są pytania i wątpliwości jest dziś dość łatwo zdobyć, wystarczy poszukać na przykład odpowiednich forów w Internecie. Przy sprawach większej wagi przydałoby się czasem przeprowadzenie bardziej dogłębnych badań typu ankiety czy sondaże. Wiem, że takie rzeczy się robi, jednak mam wrażenie, że po pierwsze - warto częściej, a po drugie, w ocenie takich „nowinek" jak sondaże dość powszechna jest postawa sformułowana przez jednego z XIX-wiecznych filozofów: „jeśli fakty (=wyniki) są przeciwko nam, to tym gorzej dla faktów". Wreszcie trzecia sprawa to weryfikacja, co dały określone działania. Zdaję tu sobie sprawę, że nie można spraw wiary, w szczególności bardzo osobistego spotkania z Bogiem redukować do socjologii, psychologii i innych nauk społecznych, jednak to, co ludzie w tych naukach osiągnęli dotyczy wszystkich wymiarów ludzkiego życia, także religii.
W tym miejscu trzeba zaznaczyć, ze problem słuchania w Kościele nie dotyczy tylko osób „urzędowo" reprezentujących Kościół, podejmujących decyzje dotyczące działań wspólnoty. Może to być jak najbardziej problem każdego chrześcijanina. Przejawiać się on może z jednej strony w „wojowniczej" postawie, której motywacją jest szlachetny cel pozyskania dusz dla Boga, a której zewnętrznym znakiem jest próba narzucenia innym swoich poglądów i przekonań. Przy czym, co ważne, pytania i wątpliwości innych ludzi traktowane są w sposób brutalny („szatan przez ciebie przemawia!"), bądź lekceważący („co ty tam wiesz"). Drugi człowiek, jego potrzeby, oczekiwania, życie przestaje być ważny jako osoba, a Boży dar wolności (również wolności odrzucenia jakiejś nauki) zaczyna być widziany jako przekleństwo.
Przeciwieństwem takiego podejścia jest uciekanie od trudnych tematów, w tym religijnych. Bywa, że jest to uciekanie wprost, od początku, na zasadzie: „to jest prywatna sprawa, nie chcę z Tobą o tym rozmawiać". Częściej jednak jest to zamknięcie się na czyjeś słowa i poglądy tylko dlatego, że nie są zgodne z własnym obrazem Boga i świata, bez refleksji, co w tym własnym obrazie rzeczywiście jest Boże. Zwykle dotyczy to trudnych spraw i tematów, stąd jest to nieraz zrozumiała reakcja, ale chyba za częsta.
Połączenie tych dwóch wymienionych postaw: ataku (który jest rzadszy, ale głośniejszy) i ucieczki (cichej a powszechniejszej) prowadzi do powstawania „na zewnątrz" obrazu Kościoła, który jest zaborczy i nietolerancyjny. Tworzy się obraz wspólnoty, w której wszystko jest dogmatem i nie ma żadnej dyskusji. Tymczasem treść Pisma Świętego i dogmaty Kościoła z niego wynikające stanowią najważniejszą, ale wcale nie największą część naszej religii. Zdecydowana większość codziennych wyborów życiowych chrześcijan, ale także na przykład szczegółowe rozwiązania instytucjonalne Kościoła, nie są ujęte w ramy dogmatów, zatem mogą być dyskutowane i jak pokazuje historia, nieraz radykalnie zmieniane. A autorami i inspiratorami tych zmian bywali ludzie, którzy pozornie w żaden sposób się do tego nie nadawali.
Na niektórych ikonach przedstawiany jest wizerunek Matki Bożej Słuchającej. Widać na nich wyraźnie ucho Maryi (i czasem Jezusa), które ma oznaczać gotowość do wysłuchania modlitw ludzi, którzy do tych wizerunków przychodzą. Warto, by taka postawa wsłuchania się stała się nie tylko zachętą do gorliwej modlitwy, ale także wzorem. Wzorem dla każdego z nas, dla naszych małych i dużych wspólnot, do wysłuchania tego, co mamy sobie nawzajem do powiedzenia.