Wieczernik: Kiedy pierwszy raz spotkał się ksiądz z Ruchem Światło-Życie?
ks. Jan Mikulski: W 1973 roku byłem na rekolekcjach organizowanych w ramach naszej diecezji. Mieliśmy wiele okazji do spotkań z grupami oazowymi, przeżywającymi rekolekcje piętnastodniowe. Poszliśmy nawet na Dzień Wspólnoty do Tylmanowej. Pamiętam (ze zdjęć), że prowadził go ks. Franciszek Blachnicki, który był wtedy dla mnie kimś nieznanym. Zaciekawiała mnie odpowiedzialność dostrzeżona w postawie młodzieży oazowej, inspirujące rozmowy z nimi. Ruch Światło-Życie ukazywał mi się jako solidna formacja kształtująca dojrzałych ludzi.
Ponownie spotkałem się z Ruchem w mojej pierwszej parafii w Tarnowie. W pierwszej młodzieżowej grupie oazowej, z którą mogłem współpracować, znów zobaczyłem tę samą dojrzałość i odpowiedzialność. Bardzo mi się podobało, że ta młodzież była bardzo samodziel-na, pomysłowa, zaradna. Wie-dzieli, czego chcą i co mają ro-bić, i wiedzieli nawet, jak mają to zrobić. W innych grupach, równie istotnych i pożytecznych, było więcej oczekiwania na moją inicjatywę. Gdy teraz, po latach, spotykam się z młodzieżą na Szkole Animatora w naszej diecezji, dalej zauważam tę samą troskę o dobre przygotowanie, własne propozycje, pragnienie działania. Przychodzą do kapłana z prośbą o rozeznanie, o pozwolenie i błogosławieństwo w podejmowanych działaniach, gdyż jest w nich myśl twórcza. To bardzo cieszy.
W.: Czy to zadecydowało o intensywniejszym zaangażowaniu się w Ruch?
ks. J. M.: Ruch w naszej diecezji (tarnowskiej) rozwijał się przez inspirację „oddolną” - spontaniczną i z potrzeby serca. Do 1991 roku nie było oficjalnych struktur, moderatora diecezjalnego, była po prostu grupa ludzi: kapłanów i świeckich, którzy chcieli się zajmować organizacją rekolekcji oazowych.
Dla Ruchu byłem zdobywany przez różnych ludzi - tak to się chyba do tej pory dokonuje w przypadku większości osób. Była pewna pani zaangażowana od wielu lat w oazie, która ciągle do mnie przychodziła, przynosiła mi materiały, biuletyny i zachęcała do czytania ich i do uczestnictwa w spotkaniach oazowych. Początkowo wydawało mi się niemożliwym sięgnięcie do tych materiałów. Gromadziły się one na półce, ale potem, gdy już pojawiła się potrzeba skorzystania z nich, przed rekolekcjami chociażby, były pod ręką. Na pierwsze rekolekcje jako moderator pojechałem zachęcony świadectwem młodzieży. Słuchając ich opowieści o oazach w Brzegach nabrałem ochoty, aby się tam z nimi wybrać w 1985 r. Od tego czasu nie było wakacji, abym nie był na rekolekcjach. Czasem nawet dwukrotnie, jeśli to było konieczne. Przyszedł też czas, że zaczęliśmy organizować samodzielnie rekolekcje w ramach diecezji.
W.: Przyszło też pragnienie tworzenia nowych grup oazowych.
ks. J. M.: Początkowo inicjowanie nowych grup związane było głównie z tworzeniem kręgów rodzin. Bardzo chciałem, aby taki krąg powstał w mojej pierwszej parafii. Miałem okazję obserwować rodziny z sąsiedniej parafii (wcześniej wiedziałem tylko o istnieniu grup młodzieżowych). Spotykałem się z księżmi zajmu-jącymi się Domowym Kościołem - mnie zależało na zdobyciu wie-dzy, oni chętnie się dzielili swoim doświadczeniem. Próbowałem w podobny sposób zachęcać rodziny do zaangażowania się i tak z Bożą pomocą w 1984 roku powstał pierwszy krąg, z którym miałem możliwość pracować.
Zaczynaliśmy od rekolekcji ewangelizacyjnych w parafii. Mam piękne doświadczenie pracy w jednej z ogromnych tarnowskich parafii, gdzie właśnie po takich rekolekcjach przychodziło do wspólnoty dużo osób. Powstały kręgi i grupy młodzieżowe.
W.: Ksiądz Danielski powiedział kiedyś, że „przyszłość księży diecezjalnych jest we wspólnotach”. Zgadza się ksiądz z tym stwierdzeniem?
ks. J. M.: Jeżeli prawdą jest, że w ogóle przyszłość Kościoła będzie zależeć od małych wspólnot, to byłoby dziwne, gdyby księża mieli być z tego wyłączeni. Ksiądz również dla własnego rozwoju potrzebuje dzielenia się w małej grupie. Faktem jest natomiast, że większość z nich nie ma doświadczenia takiej pracy. Im dłużej żyję, tym mniej się dziwię, że czasem trudno zachęcić kapłana do zajęcia się małymi grupami. Bez doświadczenia pracy w małej grupie zajmowanie się kilkoma osobami może mu się wydawać stratą czasu.
Na ostatnich rekolekcjach kapłańskich próbowałem poka-zać różnicę pomiędzy księdzem, który jest w Unii Kapłanów Chrystusa Sługi, a księdzem, któ-ry jest sympatykiem oazy i od czasu do czasu prowadzi rekolekcje. Co jest owocem przejścia formacji i wyrażenia gotowości służenia innym tym charyzmatem? Sympatyk oazy, który uznaje to dzieło za dobre, mówi: „Jeśli będę miał czas, chętnie poprowadzę oazę”. Ktoś, kto przeżył formację, powie: „Chcę znaleźć czas, aby każdego roku przeżywać Oazę Żywego Kościoła. Zależy mi na tym, żeby znaleźć czas na pracę z rodzinami w kręgach, na pracę z młodzieżą”.
W.: Czy silniejszy związek z Oazą przeszkadzał księdzu w pracy z innymi ruchami odnowy Kościoła?
ks. J. M.: W Kościele potrzebne są różne charyzmaty. To nie jest tak, że gdy jest się wezwanym do Ruchu Światło-Życie, to nie można niczego zrobić dla Odnowy czy Neokatechumenatu. Dla mnie to jest jak najbardziej możliwe, ale jestem wierny drodze formacji Ruchu Światło-Życie, bo wiem, że jest to moja droga.
Wiele razy przeżywałem Seminarium Odnowy w Duchu Świętym prowadząc je, bo była taka potrzeba. Jednak z perspektywy wikariusza i proboszcza formacja oazowa zawsze wydawała mi się łatwiejsza do zastosowania w duszpasterstwie para-fialnym, ponieważ mam odczu-cie, że doświadczenie Ruchu mogę zaproponować każdemu i w każdej chwili, wszystkim, którzy tworzą wspólnotę Kościoła.
W.: Jakie owoce bycia w konkretnej wspólnocie kapłańskiej dostrzega ksiądz w swoim życiu?
ks. J. M.: Formacja oazowa przede wszystkim pomaga mi odkryć własną drogę kapłańską - jako piękne Boże powołanie. Wciąż pomaga mi zobaczyć Pana, który jest miłością - kocha mnie, pragnie mojego dobra. To jest dla mnie najcenniejsze. Daje mi poczucie bezpieczeństwa, zaufania, wzmacnia moją wiarę. Pomogła mi również odkryć piękno Liturgii Godzin. Modlitwa ta stała się dla mnie czymś więcej niż tylko obowiązkiem, który trzeba spełnić. Dzięki temu, że wiele razy miałem możliwość przeżywać ją we wspólnocie, odkryłem, że jest ona stworzona dla wspólnotowej modlitwy.
Spotkania w małej grupie kapłańskiej, nie tylko z kapłanami Unii, dają mi przede wszystkim przeżycie wspólnoty kapłańskiej. Po ostatnich rekolekcjach kapłańskich księża podkreślali w swoich świadectwach bardzo mocno to doświadczenie. Często im tego brakuje - jest bardzo mocne indywidualne zaangażowanie, ale nie ma wspólnotowości. Nawet, jeśli jest ich kilku, nie mają wspólnych spotkań na modlitwie, ciągle się mijają, czasem nawet na posiłkach się nie spotykają. Podobnie jest w domach, gdzie rodzice mijają się w drzwiach, a potem się dziwią, że rodzina nie staje się wspólnotą.
Cenna jest możliwość mówienia o własnej wierze ze współbratem. Dla księdza to powinno być oczywiste, ale często jest tak jak w małżeństwie: małżonkowie potrafią spotykać się ze sobą na różnych płaszczyznach, ale nie potrafią spotkać się na modlitwie i powiedzieć wobec siebie świadectwo o miłości do Pana Boga. Podobnie trudno jest czasem kapłanowi stanąć wobec innych kapłanów i powiedzieć świadectwo o swojej miłości do Jezusa. Mała grupa pomaga pokonywać te bariery.
W.: Co wpływa na dobre relacje kapłanów i świeckich?
ks. J. M.: Zawsze najbardziej mnie przekonywało konkretne, czytelne świadectwo życia ludzi: i młodych, i dorosłych. Płaszczyzna czysto towarzyska nie jest najważniejszym elementem, choć nie może oczywiście zaniknąć i od niej się często zaczyna. Często stanowiła jednak bardziej przeszkodę niż pomoc, zwłaszcza, gdy się okazywało, że poza nią nie ma nic.
Gdy widzę pragnienie czegoś więcej, stanowi to dla mnie zachętę, bo daje mi jako kapłanowi możliwość bycia tym, kim pragnę być - znakiem obecności Pana Boga. Zresztą taką rolę ma spełniać nie tylko kapłan, świeccy też. Jeżeli świecki jest znakiem Boga dla kapłana, to ta relacja będzie się układała w sposób szczególnie dobry.
W.: Czy świadectwo potrafi zaintrygować?
ks. J. M.: Potrafi. Mnie zawsze intryguje. Kiedy spotykam się z autentycznym świadectwem młodzieży, dorosłych, małżonków, to ono wciąż na mnie wpływa. Wciąż potrzebuję takiego świadectwa i ma ono wpływ na moje pragnienie angażowania się w Ruchu.
Ksiądz dr Jan Mikulski jest prezbiterem diecezji tarnowskiej. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1982r. Od początku swojej pracy kapłańskiej angażował się całym sercem w prowadzenie oaz rekolekcyjnych w ramach Ruchu Światło-Życie. Przez kilka lat był moderatorem Centralnej Diakonii Modlitwy. W latach 1990-2001 pełnił posługę Moderatora Diecezjalnego Ruchu Światło-Życie w diecezji tarnowskiej. W latach 2001-2006 był Moderatorem Krajowym Domowego Kościoła. Jesienią 2005 r. Metropolita katowicki, abp Damian Zimoń mianował go współpracownikiem ds. beatyfikacji i kanonizacji Sługi Bożego Księdza Franciszka Blachnickiego. W 2006 roku został wybrany moderatorem Unii Kapłanów Chrystusa Sługi.