Może tak właśnie jest, że nawet najmądrzejszy wobec Chrystusa zachowuje się czasem jak sztubak
Dlaczego Nikodem przyszedł w nocy? Może najprostsza odpowiedź jest taka, że w upalnym klimacie najlepiej rozmawia się nocą. Jednak najprostsze odpowiedzi nie wyczerpują naszej ciekawości. Nikodem był faryzeuszem, czyli należał do grona osób pobożnych, aktywnych religijnie, znających Prawo, ale jednak skonfliktowanych z Jezusem. Ponadto Jan pisze o nim, że był dostojnikiem żydowskim, więc miał pozycję, należał do Sanhedrynu, a w tym środowisku Jezus też nie był popularny. Przychodząc do Chrystusa ryzykował swoją pozycją społeczną. Pewnie dlatego przybywa nocą – mniejsze ryzyko, że ktoś go zobaczy z Jezusem. Zresztą myślę, że może to być też noc – symbol. Wszyscy najczęściej przychodzimy do Jezusa w środku jakiejś naszej nocy. Szukamy Go, aby nas wydostał z mroku, On jest naszym światłem, Słońcem.
Można też zapytać dlaczego w ogóle Nikodem przyszedł do Jezusa, co było przyczyną, że nie podzielał przekonań swojego środowiska, dla którego Jezus był zwodzicielem, samozwańczym mesjaszem? Coś go w Jezusie pociągało, intrygowało. Swoje przyjście wyjaśniał słowami: Wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim. Zastanawia ta liczba mnoga „wiemy”. Czy rzeczywiście reprezentuje jakaś grupę myślących „inaczej”, czy jest to tylko asekuracja, w razie kompromitacji można powiedzieć, że „właściwie to nie moje poglądy – ja pytam w imieniu innych”. Jednak myślę że przyszedł tylko we własnym imieniu, gdyby był reprezentantem większej grupy, to delegacja nie byłaby jednoosobowa. Izraelici traktowali wiarygodnie relację przynajmniej dwóch świadków, więc Nikodem raczej nie zamierzał nikomu zwierzać się z przebiegu tej nocnej wizyty.
O jakich znakach mówił Nikodem? W rozdziale poprzedzającym opisywane spotkanie Jan przedstawia cud przemiany wody w wino na weselu w Kanie Galilejskiej oraz wypędzenie kupców i zwierząt ofiarnych ze świątyni. Jest też mowa o innych nie opisanych szczegółowo znakach (J 2, 23). Pierwszy znak dokonał się na uroczystości rodzinnej, nie wiadomo, na ile był znany poza gronem gości weselnych. Ewangelista pisze, że tylko usługujący wiedzieli, skąd się wzięło dobre wino, a potem dodaje że to był pierwszy znak Jezusa, po którym uwierzyli w niego uczniowie. Być może poza nimi nikt nie zauważył tego cudu. Można przyjąć, iż Nikodem, jeśli nawet słyszał o tym znaku, to mógł go co najwyżej potraktować jako plotki podekscytowanej służby.
Rozpędzenie handlujących w świątyni nie jest w ogóle znakiem w sensie nadprzyrodzonym. Tu Jezus nie tyle dokonał cudu, co raczej pokazał siłę swojej osobowości oraz to, że potrafi zapanować nad tłumem. Akurat ten znak mógł bardzo poruszyć członków sanhedrynu, pewnie niektórzy z nich mieli udziały w handlu świątynnym, a poza tym Jezus objawia się w tej scenie jako potencjalny przywódca religijny. Zagraża ich interesom oraz wpływom wśród ludu.
Trudno ocenić, czy opisane zdarzenia faktycznie poruszyły Nikodema duchowo, czy są tylko pretekstem, żeby wybadać Jezusa, jakie są Jego cele. Choć wyznał, że znaki świadczą o Bożym posłannictwie Jezusa, to myślę że traktował je powierzchownie. Zbawiciel bowiem mówi do niego na początku, że musi się narodzić na nowo, że nie może zatrzymywać się na samych znakach, ale one mają go doprowadzić do wewnętrznej przemiany. Nikodem zaś tę prostą przenośnię o nowym narodzeniu potraktował dosłownie – zastanawia się jak starzec ma powrócić do łona matki – niewiarygodna ignorancja jak na uczonego w Prawie.
Prawdopodobnie intencje Nikodema są czyste, wiemy że później był uczniem Jezusa, ale tej nocy jego zachowanie jest zdumiewające. Zakrada się pod osłoną mroku, udaje że jest przedstawicielem szerszej grupy, mało przekonująco wyjawia powód swego przyjścia, nie rozumie prostych słów o duchowej przemianie.
Może tak właśnie jest, że nawet najmądrzejszy wobec Chrystusa zachowuje się czasem jak sztubak. Jezus jednak przyjmuje Nikodema z całym bagażem doświadczeń, nie wypomina, że jest okradany z czasu na odpoczynek, nie komentuje pomysłu z ponownym wchodzeniem do łona matki. Jeśli nawet wyraża zdumienie dla niewiedzy Nikodema: Jesteś nauczycielem Izraela, a tego nie wiesz?, to nie zmienia to faktu, że pełen miłości przyjął go i dał mu słowo potrzebne do przemiany życia.
W dalszej części spotkania dialog urywa się i następuje dłuższa wypowiedź Chrystusa, której najbardziej znanym fragmentem są słowa: Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne (J 3,16). To zamilknięcie Nikodema potęguje we mnie wrażenie, że Jezus już nie mówi tylko do niego, ale zwraca się do mnie, do każdego indywidualnie.
Zacytowany werset wyjątkowo bezpośrednio mówi o miłości Boga do człowieka. Możemy tu wyodrębnić dwie płaszczyzny tej miłości: Bóg umiłował świat – to pozwala zrozumieć, że nikt nie jest wyłączony z tej miłości, obejmuje ona wszystkich ludzi. Aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął – skutki tej miłości dotykają każdego indywidualnie. Bóg kocha wszystkich, ale też każdego indywidualnie. Nikt nie jest mu obojętny i każdego zna osobiście. Jednocześnie poznajemy miarę tej miłości i jej cenę; konieczne było, by Bóg dał za nas swego Syna.
Rozważany werset, już nie tak wprost, mówi też o skutkach grzechu; bo skoro Syn został ofiarowany, aby ocalić ludzi, to trzeba sobie zadać pytanie: „przed czym ocalić”. Tekst nie pozostawia wątpliwości – bez Jezusa czeka nas zguba. Skutkiem grzechu jest śmierć, możemy zginąć, ale Bóg wiedziony miłością daje nam ocalenie w Jezusie Chrystusie. W związku z tym odczytujemy zachętę do podjęcia osobistej decyzji wiary – każdy, kto w Niego uwierzy, będzie ocalony. Ocalenie jest dla tych którzy zechcą je przyjąć przez wiarę. Warto też rozważyć co znaczy, że Syn został ofiarowany. Rozumiemy to przede wszystkim w kontekście krzyża, ale Jezus dał nam siebie również w swoim ziemskim życiu, w swoich słowach oraz czynach, a także ofiarowuje się wciąż w Eucharystii. Na koniec czytamy jeszcze, że ocalenie jakie daje nam Jezus wiedzie nas ku życiu wiecznemu.
Bóg umiłował świat – łatwo z tych słów zrobić nic nieznaczący frazes. Nie wystarczy powiedzieć zagubionemu człowiekowi: „Bóg Cię kocha”. Miłość to konkret, realny czyn. Jezus rozmawiając z Nikodemem, nie tylko deklaruje miłość Boga, ale pokazuje ją w praktyce, a czasem nie potrzeba wiele: On daje swój czas, wysłuchuje, nie oskarża, pokazuje światło, które pomaga wydostać się z mroków nocy.