Jak postrzegam swoją rolę jako animatora muzycznego
Nie posiadam wykształcenia muzycznego. Z powodu poważnej wady krtani nie powinnam śpiewać. Jednak od dwudziestu trzech lat nieprzerwanie pełnię funkcję animatora muzycznego.
Bóg przyciągnął mnie do siebie przez muzykę. Jako przedszkolak płakałam w kościele ze wzruszenia, kiedy słyszałam muzykę organową. Wiele lat później swoje miejsce we wspólnocie odnalazłam dzięki scholi parafialnej. Mówiąc szczerze stało się to jeszcze zanim podjęłam decyzję o wyborze Jezusa jako Pana i Zbawiciela.
Na kolejnych etapach młodzieżowej formacji oazowej odkrywałam piękno liturgii i muzyki kościelnej. Próbowałam się amatorsko dokształcać. Po kolejnym kursie dla animatorów muzycznych otrzymałam w Krościenku błogosławieństwo do diakonii muzycznej.
Z perspektywy wielu lat muszę przyznać, że błogosławieństwo do tej posługi działa jak pieczęć: gdziekolwiek jestem, nawet podczas prywatnych wyjazdów, proszona jestem o poprowadzenie śpiewu. Kiedy badam swoją motywację do tej posługi, odkrywam w swoim sercu miłość do Jezusa.
Kiedy urodził się nasz pierwszy syn, tuż po naszym przejściu z formacji młodzieżowej do kręgu Domowego Kościoła, myślałam, że nastał czas przejścia „w stan spoczynku” (coś w rodzaju diakonijnej emerytury…). Pan Bóg jednak wyraźnie się o mnie upomniał. Często doświadczam tego, że to nie ja coś Bogu ofiarowuję (np. czas), ale to On dzięki wezwaniu mnie do posługi nieustannie mobilizuje do wysiłku budowania relacji z Nim samym, organizuje wręcz duchowe wyzwania. Moja służba jest więc tak naprawdę darem Bożym.
Jak więc postrzegam swoją rolę jako animatora muzycznego?
1. Mam być jak miasto położone na górze – nie mogę ukryć swojej relacji z Jezusem.
2. Niczym starotestamentalny śpiewak staję na czele wspólnoty podejmującej walkę duchową, modlitwę uwielbienia, pokuty, błagania, czy medytacji. Próbuję inspirować i wzywać do modlitwy. Pomagam modląc się tekstem śpiewu wyrazić to, co trudne do wypowiedzenia przed Bogiem.
3. Dobrze dobraną pieśnią pomagam jednoczyć wspólnotę, stwarzam okazję do odkrycia piękna liturgii i pogłębienia znajomości prawd teologicznych.
4. Dzięki pieśniom, których słowa oparte są na tekstach biblijnych, stawiam ludzi w obecności Bożego Słowa, a Ono, jak wiemy, nie powraca do Pana zanim nie wyda owocu.
5. Śpiewem modlę się wstawienniczo za innych.
6. Przygotowując śpiew na Eucharystię rozważam czytania z Liturgii danego dnia po to, by jak najdokładniej dobrać pieśni, by ich tekst pomagał wszystkim zająć aktywną postawę modlitwy. Przez wstępny komentarz podczas próby, mogę wprowadzić ludzi w bardziej świadome przeżywanie mszy świętej.
7. Kiedyś uczestniczyłam w oazie, na którą przyjechało wiele osób w bardzo podeszłym wieku, wśród nich część niedosłyszących. Śpiew przez dwa tygodnie nie płynął tak, jak wyobrażałam sobie przygotowując propozycje na ten czas. Ciekawym doświadczeniem było to, że niektórzy z uczestników zwrócili mi uwagę na to, że choć nie śpiewali, modlili się czytając teksty pieśni, dziękowali za to, że nie cyzelowałam do bólu szczegółów wykonania, rozpoczynałam i kończyłam punktualnie. Pouczające było to, jak wiele pozamuzycznych szczegółów ma wpływ na przeżywanie liturgii.
8. Zważywszy na brak pozytywnych doświadczeń u wielu ludzi związanych ze wspólnym muzykowaniem, półgodzinna próba śpiewu dla większości jest poważnym wyzwaniem, okazją do przekraczania siebie i odkrywania swoich możliwości. Posługa „muzycznego” jest więc szkołą pokory i miłości.
9. Czasem również animator muzyczny bywa „zapchajdziurą”. Zwłaszcza, gdy zaistnieją trudności organizacyjne lub prelegent nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Dlatego kreatywność, dobry refleks, poczucie humoru i oczywiście ciągłe stawianie swej posługi przed Panem, chronią mnie przed wypaleniem…
Chciałabym na koniec, oprócz wyrażenia wdzięczności Bogu, podziękować wszystkim ludziom mającym wpływ na moją drogę duchową: moim animatorom, kapłanom, przyjaciołom ze wspólnot i członkom naszej diecezjalnej diakonii muzycznej.
Kinga Drozda