Na wiadomość o tym, że ukazała się nowa książka o ks. Franciszku Blachnickim, jedna z moich znajomych rzuciła pytanie: czy po pracy ks. Adama Wodarczyka można napisać jeszcze coś nowego na ten temat?
Napisać coś nowego (zwłaszcza w sferze faktograficznej) rzeczywiście nie jest łatwo, ale nie oznacza to, że nie mają sensu kolejne książki o naszym Założycielu. Nie każdy sięgnie po obszerną monografię, przydatne są prace o charakterze bardziej popularnym, przybliżające postać ks. Blachnickiego na mniejszej ilości stron. No i zawsze można dać nowe spojrzenie, wydobyć z faktów znanych nową treść.
Książka „Ks. Franciszek Blachnicki. Biografia i wspomnienia” wydana właśnie przez Wydawnictwo M składa się z dwóch części. Pierwsza, nosząca tytuł „Gwałtownik Królestwa Bożego” autorstwa Agaty Adaszyńskiej-Blachy, to prezentacja historii życia ks. Blachnickiego. Sprawnie napisana, dobrze podzielona na rozdziały i podrozdziały, dobrze przedstawia życie Założyciela naszego Ruchu. Nie znalazłem tutaj faktów, o których wcześniej bym nie słyszał, ale spokojnie mógłbym polecić tę część książki osobom, które chciałyby poznać postać ks. Blachnickiego, na przykład nowym członkom naszego Ruchu czy osobom spoza niego, które chciałyby się dowiedzieć, kim był nasz Założyciel.
Druga część to zebrane przez Dorotę Mazur wspomnienia jedenastu osób o ks. Franciszku Blachnickim. Są trzy założycielki Instytutu Niepokalanej Matki Kościoła: Zuzanna Podlewska, Dorota Seweryn i Gizela Maria Skop. Do tej wspólnoty należy również posługująca w Carlsbergu Barbara Mazur. Są dwaj biskupi: Jan Szkodoń i Grzegorz Ryś. Jeszcze czterech księży z archidiecezji krakowskiej oraz świecki ewangelizator Andrzej Sionek. I nie ukrywam, że mam pewien problem z doborem rozmówców. O ile oczywista jest obecność pań z INMK, o tyle pozostałe osoby mają dwie cechy wspólne – są z Krakowa oraz obecnie nie są bezpośrednio zaangażowane w Ruchu Światło-Życie. Ruch w każdej diecezji ma trochę inne oblicze, inny wymiar, działo się tak również (może nawet bardziej) w pierwszych jego latach, ograniczanie się do osób z jednej diecezji daje więc obraz zdecydowanie niepełny (a czasem wręcz mogący wprowadzić w błąd np. bp Szkodoń mówi, że opiekuje się Domowym Kościołem, zapewne robi to w archidiecezji krakowskiej, ale czytelnik może odnieść wrażenie, że chodzi o DK w ogóle).
Ta niepełność jest jeszcze pogłębiona przez brak obecnego zaangażowania w Ruchu. Teoretycznie wszystko jest w porządku – chodzi przecież o wspomnienia o ks. Blachnickim, nie trzeba aktualnie należeć do Ruchu, by móc wspominać swoje z nim spotkania. Tyle, że rozmówcy nie ograniczają się do wspomnień, mówią również o życiu Ruchu, o jego funkcjonowaniu, tłumaczą niekiedy oazowe pojęcia. Jest tutaj pewien paradoks – panie z INMK, zaangażowane czynnie w Ruch, zgodnie z tytułem książki wspominają ks. Blachnickiego, a osoby które obecnie są poza Ruchem podejmują również inne tematy. Takie spojrzenie może być ciekawe i ubogacające – gdyby tylko tematy te podjęły również osoby należące dziś do Ruchu Światło-Życie. A tak to obraz Ruchu wyłaniający się (trochę między wierszami) ze wspomnień o ks. Blachnickim jest jednak mocno niepełny.
Nie chciałbym jednak kończyć tego omówienia krytycznym akcentem. Na koniec zachowałem więc to, co mnie w tej książce zachwyciło. To zakończenie będące podsumowaniem pierwszej części książki. Agata Adaszyńska-Blacha pisze o ks. Franciszku Blachnickim:
„Łączył kierunki działań i środowiska, które zwykle się sobie przeciwstawia. Zapraszał do wspólnej pracy dla dobra Kościoła zarówno świeckich jak i duchownych. Współpracował z księżmi diecezjalnymi i z zakonnikami. Jako naukowiec integrował środowisko teologów pracujących na uczelni z duszpasterzami bogatymi w doświadczenia praktyczne. Tworząc Ruch Światło-Życie obficie czerpał z doświadczeń innych ruchów i wspólnot. Umiłowanie tradycji łączył z odważnym realizowaniem odnowy, jaką zapoczątkował w Kościele Sobór Watykański II. Przywiązanie do bogactwa katolicyzmu, z właściwym mu kultem maryjnym i dbałością o piękno i głębię liturgii nie przeszkodziło mu, by otworzyć się na ruch ekumeniczny i czerpać z doświadczeń wspólnot protestanckich pokornie się od nich ucząc. (…) Połączył dążenie do głębokiej formacji biblijnej i liturgicznej z zaangażowaniem społecznym i przeciwdziałaniem problemom współczesnego świata. Swój patriotyzm i miłość do ojczyzny łączył z otwartością na inne narody, zachęcając do pojednania i przebaczenia.
Budował mosty zamiast wznosić mury. Obserwując współczesny nam Kościół, z «murami», jakie powstały już po śmierci ks. Franciszka, można odnieść wrażenie, że w pewnym stopniu zaprzepaściliśmy rozpoczęte przez Sługę Bożego dzieło, dzieląc Kościół na tradycyjny i postępowy, «odnowiony» i «oazowy», ekumeniczny i ortodoksyjny i tak dalej. (…) Wydaje się, że do odkrycia tej jedności, o którą z takim oddaniem przez całe życie zabiegał ks. Franciszek, w pierwszej kolejności zaprasza nas dorobek, który po sobie zostawił”.