Wierzył w sposób bardzo czysty i prawdziwy, lecz niepozbawiony ciągłej refleksji. Powtarzał, że na wiarę trzeba się świadomie zdecydować i konsekwentnie zmierzać wybraną drogą
Dziadek jest moim autorytetem. Mimo tego, że od dwóch lat nie ma go już wśród nas, nie chcę pisać o nim w czasie przeszłym, ponieważ on autorytetem jest dla mnie nieprzerwanie. Odkąd umarł, bardzo często, gdy dzieje się coś ważnego w moim życiu, gdy podejmuję jakieś decyzję, zastanawiam się, co na to powiedziałby Dziadek. Zastanawiam się, czy uśmiechnąłby się pogodnie, czy raczej zapytał „czy na pewno to jest dobry wybór?”.
W dzisiejszych czasach nie jest łatwo o autorytety. Z jednej strony często nie chcemy słuchać tego, co do powiedzenia mają ludzie bardziej doświadczeni. Każdy z nas stara się stanowić sam o sobie, na własnych błędach uczyć się życia, z własnych doświadczeń czerpać na przyszłość. Z drugiej strony coraz mniej też osób, które mogą być wzorem dla innych. I tylko czasem uda się spotkać człowieka, który staje się dla nas pewnego rodzaju drogowskazem, który swoim przykładem pokazuje nam, jak można żyć. Dla mnie taką osobą jest mój Dziadek.
Trochę ciężko jest mi o nim pisać. Z jednej strony dlatego, że z jego odejściem do dziś trudno jest mi się pogodzić, a z drugiej strony i może bardziej dlatego, że nie chciałabym zamknąć jego barwnej osobowości w kilku banalnych zdaniach.
Był osobą o niezwykle silnym charakterze. Myślę, że nigdy nie starał się zbudować swej pozycji, nigdy jego intencją nie było stać się autorytetem. On autorytetem po prostu był. Wszyscy liczyli się z jego zdaniem. Nie było to spowodowanie strachem, czy obawą przed karą. On po prostu wzbudzał respekt. Myślę, że ludzie szanowali go po prostu za to, jaki był.
Gdy coś robił oddawał się temu w całości, bez zimnych kalkulacji, bez zastanawiania się czy warto. Był osobą, która posiadała prawdziwą pasję. Całe życie zajmował się fizyką, dla której zgłębiania potrafił poświęcić każdy wolny moment. Jako profesor już wielce utytuowany, zawsze potrafił znaleźć temat niezbadany, który skłaniał go do ciągłych poszukiwań. I myślę, że właśnie ta pasja, wyczuwalna w każdym jego słowie i działaniu, była czynnikiem, który zjednywał ku niemu ludzi, czynnikiem, który jednocześnie budził podziw. Czysta pasja; bez udawania. Stan, za którym w pewien sposób tęskni każdy z nas. Ludzi fascynują osoby, które w tak bezpretensjonalny sposób po prostu potrafią oddawać się poszukiwaniom zrozumienia istoty rzeczy. Często, gdy próbuję planować swoją przyszłość, gdy myślę o swojej pracy, karierze, myślę o Dziadku i przypominam sobie, że w życiu tak naprawdę trzeba robić to, co się kocha bez zbędnego zastanawiania się nad bilansem zysków i strat. On nauczył mnie dystansu do spraw błahych.
Potrafił dziwić się światem jak dziecko.Poprzez ciągłe zgłębianie nauki umiał doceniać doskonałość i ogrom boskiego Stworzenia. I właśnie te ciągłe poszukiwania reguł i praw świata materii, bardzo zbliżały Dziadka do Boga, do świata duchowego. Wierzył w sposób bardzo czysty i prawdziwy, lecz niepozbawiony ciągłej refleksji. Mimo tego, że jego wiara zupełnie pozbawiona była dewocji, pozostawał bezkompromisowy. Powtarzał, że na wiarę trzeba się świadomie zdecydować i konsekwentnie zmierzać wybraną drogą.
Obok nauki, która wypełniała wiele jego czasu, Dziadek zawsze miał czas dla rodziny. Zawsze podziwiałam szacunek i troskę z jaką odnosił się do swojej żony. Ich małżeńswo z ponad 50-letnim stażem było dowodem, że miłość z każdym rokiem wspólnego życia może stawać się coraz pełniejsza. Odkąd pamiętam Babcia co niedzielę dostawała od Dziadka różyczkę w dowód niegasnącej miłości. Także jego trójka dzieci zawsze mogła liczyć na swego tatę. Był dla nich jednocześnie ojcem, ale także przyjacielem. Stworzył razem z Babcią rodzinę, która z każdym rokiem się rozrastai która ma siłę, by trwać.
Myślę, że ludzie szanowali Dziadka także dlatego, że każdemu, z kim przyszło mu rozmawiać, dawał do zrozumienia, że jest ważny i wyjątkowy. Każdy z dwunastki wnuków mógł liczyć na długie chwile indywidualnych rozmów. Dziadek zawsze był bardzo zainteresowany tym, co dzieje się u młodych ludzi. Cieszył się z naszych sukcesów, ale potrafił też wyrazić swą dezaprobatę, gdy coś mu się nie podobało. Jednak mimo tego, że zawsze wyrażał swoje zdanie, to nigdy go nie narzucał. Potrafił słuchać i zawsze służyć radą.
W jego gabinecie wisiał cytat „Krytyka sąsiada poprawia nasze samopoczucie, lecz obniża naszą wartość” i tym zdaniem się kierował. Każdego próbował traktować jak przyjaciela i nigdy nie słyszałam, żeby oceniał innych. Zawsze starał się stawiać na współpracę i konstruktywną krytykę. Od niego staram się uczyć szacunku do drugiego człowieka.
Zawsze był duszą towarzystwa, lubił przebywać wśród ludzi, a mimo tego bardzo sobie cenił samotność. Mówił, szczególnie w ostatnich miesiącach swojego życia: „ja się czuję dobrze sam ze sobą, ze swoimi myślami” i dodawał, że „człowiek szczęśliwy, pogodzony ze sobą nigdy się nie nudzi”. Te jego słowa też będę zawsze pamiętać. Dał mi do zrozumienia, ze często wciąż chcemy być w ruchu, wciąż chcemy otaczać się innymi ludźmi, bo boimy się pozostać w ciszy. Myśląc o nim myślę o CZŁOWIEKU SZCZĘŚLIWYM, który nie bał się stawać w prawdzie sam przed sobą.
Chyba najbardziej zapadła mi w pamięć rozmowa z Dziadkiem, którą odbyliśmy w szpitalu, w momencie, w którym dowiedział się o swojej śmiertelnej chorobie. Z pogodą w głosie i pełną akceptacją mówił o śmierci i o tym, że czuje się spełniony. Mówił też, że żal mu ludzi, którzy odejść muszą w kwiecie wieku, gdy nie przeżyli jeszcze tyle, co on.
Chciałabym kiedyś, tak jak Dziadek w ostatnich dniach swojego życia, móc powiedzieć, że czuję się spełniona. To chyba najpiękniejsze, czego można w życiu doświadczyć.