czyli o tym, ile potrafi dokonać święty
Święci przez to, kim są, jacy są, co myślą i jak działają, przybliżają nas do pełni Królestwa Bożego. Historia Kościoła ma na to wiele dowodów. Chciałbym przybliżyć jeden z nich: dzieło Atanazego Wielkiego.
Życie tego świętego to gotowy scenariusz na film. Pochodził z pogańskiej rodziny mieszkającej w Aleksandrii, ale ojca stracił dość wcześnie i w dojrzałość wchodził pod czujnym okiem matki, której zależało, żeby jak najszybciej się ożenił. To właśnie podczas prób swatania syna (dość bezpośrednich, trzeba przyznać, bo nie wahała się podsuwać mu kandydatki na żonę wprost do sypialni) okazało się, że Atanazemu nie w głowie były ziemskie amory, gdyż tak rozkochał się we wcielonym Słowie Boga, że przystał do chrześcijan i to do tej ich części, która zajęta kontemplacją spraw boskich decydowała się na życie bez małżeństwa: do mnichów. Atanazy od młodości uprawiał ascezę, ale ówczesny biskup Aleksandrii dopatrzył się w nim umiejętności, które według jego rozeznania bardzo przydałyby się w kierowaniu Kościołem. Dlatego wziął go pod swoją opiekę i najpierw uczynił go lektorem, a potem diakonem i osobistym sekretarzem. Po jego śmierci w 328 roku Atanazy stanął na czele Kościoła Aleksandryjskiego, mając niespełna trzydzieści lat. I bardzo szybko przekonał się, że pełnienie tej posługi nie będzie łatwe.
Jesteśmy w początkach IV wieku po Chrystusie, gdy Kościół dopiero co stał się legalną religią Cesarstwa Rzymskiego. Naturalną konsekwencją tej zmiany będzie włączenie chrześcijan (zwłaszcza biskupów) w polityczno-społeczne sprawy Imperium, co z kolei pociągnie za sobą niemałe zamieszanie. Poza tym Kościół, w którym Atanazy zajmuje dość szybko wysoki urząd, rozdarty jest od kilkudziesięciu już lat schizmą będącą raną powstałą na skutek niedawnych prześladowań. Melecjusz, biskup Lykopolis podczas prześladowań ustanawiał biskupów i prezbiterów dla wspólnot, których pasterze ukryli się i nie bardzo było wiadomo, gdzie są i czy w ogóle żyją. Po ustaniu prześladowań, gdy przełożeni wrócili do swoich gmin, okazało się, że w ich miastach i wioskach już są nowi biskupi i prezbiterzy. Biskup Aleksandrii nie uznał tej nowej hierarchii, ale nowi hierarchowie nie ustąpili i pozostali na swoich stanowiskach. W ten sposób jedność Kościoła została zniszczona: w niektórych miastach było po dwóch biskupów.
Na domiar złego w początku IV wieku wybuchł w samej Aleksandrii poważny spór teologiczny między biskupem miasta, a jednym z ważniejszych prezbiterów, Ariuszem. Doprowadził on do wyłączenia tego wybitnego teologa i ascety ze wspólnoty. Ariusz jednak postanowił udowodnić swoją ortodoksyjność i osiągnąć przywrócenie do jedności kościelnej pisząc listy do biskupów Wschodu w swojej sprawie. W ten sposób spór rozlał się daleko poza Egipt, właściwie na cały chrześcijański Wschód: jedni biskupi byli po stronie Ariusza, inni zgodzili się z decyzją jego biskupa.
W całym tym zamieszaniu, gdy Kościół Aleksandryski, rozdarty schizmą i kłócący się o sprawy doktrynalne, wypływał na burzliwe wody współpracy z Cesarzem, jego stery przekazano Atanazemu. Już w kilka lat po objęciu steru łodzi Kościoła fale tej nawałnicy – żeby pozostać przy marynarskich porównaniach – zmyły Atanazego z pokładu, gdyż biskupi Wschodu podczas synodu w Tyrze, który odbył się w 334 roku, pozbawili go urzędu, a cesarz skazał na wygnanie.
Nie przejmując się taką porażką Atanazy walczył o swoje miejsce w Kościele prowadząc zaciętą wojnę o doktrynę przez liczne pisma teologiczne i zabiegając o przywrócenie na stolicę biskupią. Na tę wojnę składają się liczne zwycięstwa w bitwach i chyba jeszcze liczniejsze porażki. W pewnym momencie, gdy już nikt nie trzymał jego strony zarówno na polu doktrynalnym jak i w kwestii prawowitości jego władzy pasterskiej nad Kościołem Aleksandrii, jeden z jego przyjaciół, chcąc nakłonić go do kompromisu i ustępstwa miał wykrzyknąć: Atanazy, opamiętaj się, cały świat jest przeciw tobie! Na co w odpowiedzi usłyszał: „Nie, to Atanazy jest przeciw całemu światu!”. Słynne to zdanie – „Athanasius contra mundum!” – brzmi jak echo słów Zmartwychwstałego: „Nie lękajcie się, ja zwyciężyłem świat!” (J 16,8).
Walczył więc Atanazy z całym światem i wygrał. Wygrał batalię teologiczną: Ariusz i kierunek teologiczny rozwijany na podstawie jego nauk został uznany za heretycki, a wyłączany stopniowo z Kościoła zaniknął. Wygrał też batalię administracyjną: obronił swój urząd umierając jako szanowany, prawowierny biskup Aleksandrii. Natomiast jego wielkie zwycięstwo – jakkolwiek patetycznie to zabrzmi – ukształtowało Kościół.
Recytując Credo podczas niedzielnej Mszy świętej nie wypowiadalibyśmy słów „współistotny Ojcu”, gdyby Atanazy przegrał z Ariuszem, gdyż to właśnie on wyjaśnił teologom sens tego określenia i przekonał cały Kościół do umieszczenia go w wyznaniu wiary. Pewnie też jedność organizacyjna Kościoła w Egipcie, która dała mu siłę na kilka następnych wieków, sporo mu zawdzięcza. Podobna do melecjańskiej schizma w Afryce Północnej, tam zwana donatyzmem, trwała dużo dłużej, przebiegała gwałtowniej i mocno osłabiła tamtejsze chrześcijaństwo. Kto wie, czy słyszelibyśmy dziś o koptyjskich chrześcijanach żyjących w morzu islamu, gdyby Atanazy nie rozpoczął skutecznego procesu przywracania jedności kościelnej nad Nilem, dzięki czemu do konfrontacji z religią Proroka stanął w Egipcie Kościół silny jednością. Pewnie w pełni znaczenie życia Atanazego dla Kościoła poznamy dopiero na sądzie Bożym, ale także z ziemskiej perspektywy widać, że wpływ tego świętego na Kościół był ogromny.
Na koniec przytoczę jedno zdanie z komentarza Atanazego do Psalmów: „Zbawieniem dokonywanym w świecie przez Ojca jest Syn. Zbawieniem dokonywanym w świecie przez Syna jest krzyż” (Ex.ps., PG 27, k. 125). Słowa te są doskonałym w swej prostocie ujęciem wiary chrześcijańskiej. Atanazy wiedział, że ratunkiem dla świata, czyli powołaniem go z nieistnienia do istnienia i uporządkowaniem jest Syn Boga, Jego Słowo, Logos, przez który wszystko się stało. Wiedział też, że to Słowo Boże obecne jest w świecie przez tajemnicę krzyża. Sam nie musiał włączać się w krzyż Pana przez męczeńska śmierć, ale przecież jest jakimś udziałem w krzyżu Chrystusa także jego walka z całym światem. Nie inaczej więc Bóg zaprowadza na ziemi swoje Królestwo przez rozwój Kościoła, jak przy pomocy świętych, ludzi rozumiejących i potrafiących odwzorować w sobie Jezusa Chrystusa.