Kiedyś lokalni politycy w pewnym mieście zażądali odbudowania przedwojennego pomnika poświęconego Chrystusowi Królowi. Problem polegał na tym, że w tym miejscu stał już inny pomnik, mający zresztą akcenty religijne. Kościół nie poparł tej inicjatywy, a jeden z księży pracujących w kurii (i znający dobrze tych polityków) skomentował w gronie znajomych całą rzecz w ten sposób: „Niektó-rym łatwiej jest wybudować pomnik niż choć trochę zmienić swoje życie”.
Nie ma co jednak patrzeć tylko na polityków. Prawda jest taka, że każdemu człowiekowi łatwiej jest podejmować rozmaite zewnętrzne praktyki niż przemieniać siebie. Również na gruncie oazowym – łatwiej jest jeździć na rekolekcje, nawet wiele razy w ciągu roku, odprawiać długie modlitwy, codziennie uczestniczyć w Eucharystii niż podjąć codzienny wysiłek pracy nad sobą. Oczywiście – wszystkie te praktyki powinny prowadzić do naszej przemiany, jednak nie dokonuje się ona automatycznie, trzeba starać się, by to co usłyszeliśmy/przemodliliśmy stawało się częścią naszego życia.
Jedno ze zobowiązań Domowego Kościoła to reguła życia – czyli praca nad sobą. Jak pokazał artykuł na ten temat w poprzednim numerze Listu DK jest to zobowiązanie najczęściej pomijane i zapominane. Można przypuszczać, że podobnie wygląda to w innych częściach Ruchu, gdzie nie ma formalnych zobowiązań.
A może problem polega na tym, że bardziej liczymy na siebie niż chcemy, by to Bóg nas przemienił?