O modlitwie rozciągniętej w czasie
Stary kawał: „Ojcze, czy można odprawić nowennę o nowy komputer?” – zapytał student starego mnicha. „Nie pomogę ci, nie wiem, co to komputer” – usłyszał odpowiedź. Poszedł więc do młodszego i ponowił pytanie. „Nie pomogę ci, nie wiem, co to nowenna” – usłyszał. A ty wiesz?
„Ta modlitwa zawsze działa”, „szczególnie skuteczna”, „Bóg nie może się oprzeć” – takimi hasłami przypominającymi reklamy proszku do prania i pasty do zębów promuje się często na portalach internetowych różne modlitwy, chociażby nowennę pompejańską lub nowenny skierowane do świętych. Z pewnością zwiększa to ilość wyświetleń stron, ale często nie ułatwia zrozumienia istoty modlitwy w ogóle, ani sensu tej konkretnej modlitwy czy nowenny. Zostawiając na boku wydawców i ich marketingowe problemy oraz zagrania zapytajmy: o co właściwie chodzi z tą nowenną?
Nowenna to modlitwa rozciągnięta w czasie na 9 dni, a także 9 tygodni, miesięcy, czasem nawet lat. Pierwsza znana sytuacja, gdy uczniowie Jezusa modlili się dokładnie przez dziewięć dni to czas po Jego Wniebowstąpieniu, gdy zebrani razem w Wieczerniku „trwali jednomyślnie na modlitwie” (Dz 1,14). Dziesiątego dnia tej modlitwy nastąpiło pełne mocy zesłanie Ducha Świętego i widzialne narodzenie Kościoła. Jednak w poleceniu danym przez Jezusa nie pada konkretna liczba dni: uczniowie mają się modlić aż do skutku: „Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie uzbrojeni mocą z wysoka” (Łk 24, 49). Bóg sam wyznaczył czas, kiedy spełnił swoją obietnicę: wspólna modlitwa okazała się być dziewięciodniowym przygotowaniem do przekraczającego wszelkie ludzkie wyobrażenia doświadczenia Pięćdziesiątnicy.
Utrwalenie tych wydarzeń w liturgii Kościoła dało początek pierwszej nowennie – dniom modlitwy przed Zesłaniem Ducha Świętego poczynając od Uroczystości Wniebowstąpienia. Na jej wzór pojawiły się w pobożności Ludu Bożego podobne przygotowania do niektórych świąt: Nowenna do Dzieciątka Jezus przed Bożym Narodzeniem, Nowenna przed Uroczystością Niepokalanego Poczęcia, Nowenna przed Uroczystością Świętego Józefa czy nowenny przed uroczystościami świętych patronów kościołów i wspólnot. Na końcu dopiero zaistniały nowenny praktykowane prywatnie, bez odniesienia do życia liturgicznego całego Kościoła.
Nowenny miały zatem stanowić jakby rekolekcje przed świątecznym czasem łaski – miały przemienić serce modlącego się, by było bardziej gotowe przyjąć to, co Bóg przygotował. By dzień święty nie był przeżyciem tylko zewnętrznym, ale by łaska Boża mogła głęboko wniknąć w duszę człowieka. Bardzo odpowiada to naturze człowieka i dostosowanej do niej naturze królestwa niebieskiego, które ilustruje przypowieść o ziarnku gorczycy – potrzebuje ono czasu, żeby wyrosło i stało się wielkim drzewem (por. Mk 4,31-32). Wszystko co cenne w życiu człowieka buduje się stopniowo, nierzadko latami – jak choćby więź małżeńską czy mistrzostwo w zawodzie, sporcie lub dziedzinie nauki. I również wielkie dzieła Boże rodzą się powoli i chcąc je przyjąć, trzeba dać im czas – ale czas przeżyty świadomie i aktywnie, na modlitewnym czuwaniu, a nie bezczynnym czekaniu.
W Piśmie Świętym ukazują to dwa wydarzenia związane z czasem dziesięciu dni. Pierwsze z nich, to opis postu młodzieńców z początku księgi Daniela: chcąc przekonać strażnika, by pozwolił im powstrzymywać się od potraw nieczystych według Prawa, poddali się dziesięciodniowej próbie, „a po upływie dziesięciu dni wygląd ich był lepszy i zdrowszy niż innych młodzieńców, którzy spożywali potrawy królewskie” (Dn 1, 15). Czas wykorzystany przez nich na autentyczny post wynikający z zaufania Bogu wydał konkretny owoc – nie tylko w postaci życzliwości pogańskiego strażnika dla ich praktyk religijnych, ale też, co podkreśla kilka wersów dalej tekst, w nadzwyczajnej mądrości, którą ich Bóg niespodziewanie obdarzył: „We wszystkich sprawach wymagających mądrości i roztropności, jakie przedkładał im król, okazywali się dziesięciokrotnie lepsi niż wszyscy wykładacze snów i wróżbici w całym jego królestwie.” (Dn 1,20) Przeciwną niestety sytuację przedstawia wydarzenie z ostatnich rozdziałów księgi Jeremiasza: Izraelici zamierzający uciec do Egiptu proszą proroka Jeremiasza o modlitwę i wyrocznię. Bóg daje swoją odpowiedź dopiero po dziesięciu dniach, ale przywódcy ludu nie wykorzystali danego im czasu na refleksję czy dołączenie w modlitwie do proroka. Potraktowali proroka jak amulet, który miał im przynieść szczęście, ale nie pozwolili, by w nich samych cokolwiek się zmieniło. Skutkiem tego, upierając się przy swoich dotychczasowych planach odrzucają wyrocznię, wbrew wcześniejszym obietnicom posłuszeństwa Bożemu słowu. (por. Jr 42,1-43,4)
Nowenna, czy inna podobna podjęta na dłuższy czas systematyczna modlitwa ma służyć takiemu dobremu wykorzystaniu czasu na współpracę z Bożą łaską. Jednocześnie musi wiązać się z gotowością do przemiany serca. Wszak najczęściej ono, skażone egoizmem, jest główną przeszkodą w otrzymaniu tego, o co się modlimy: „Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.” (Jk 4,3) Czas modlitewnego oczekiwania jest więc często czasem walki duchowej, a także okazją do ujawniania się prawdy o człowieku i jego wnętrzu. Warto tu zestawić znów dwa teksty, tym razem związane z liczbą 40 dni: pobyt Mojżesza na Horebie oraz pobyt Jezusa na pustyni. W pierwszym przypadku, gdy Mojżesz poszcząc przebywał w Bożej obecności, by otrzymać Prawo zapisane palcem Bożym, czekający u podnóża góry lud osłabł w pierwotnym zapale i przeciągające się w czasie oczekiwanie ujawniło jego chwiejność i niewierność, które przejawiły się w nieodpartej pokusie budowy złotego cielca. Odpokutowanie za ten grzech wymagało powtórnego czasu 40 dni i 40 nocy spędzonych przez Mojżesza u Boga, a przez lud na cierpliwym tym razem czekaniu (por. Pwt 9,9-18; Wj 32,1nn). Podobnie w czasie postu Jezusa na pustyni przeciągający się czas umartwienia ujawnił, czy wręcz sprowokował pokusy złego ducha – Jezus jednak mocą Bożego słowa zwyciężył nad nimi (por. Mt 4,1-11). Każdy Jego uczeń podejmujący się modlitwy ma być gotowy na duchowe zmaganie, pokorne przyjęcie prawdy i podjęcie nawrócenia. Bez tego pozostanie ona tylko zewnętrzną praktyką o znikomym wpływie na życie.
Pierwszym celem modlitwy nie może być wymuszenie na Bogu jakiejś zmiany, ale przemiana samego siebie przez spotkanie z Bogiem. Wytrwała i systematyczna modlitwa, jaką jest wielodniowa czy wielotygodniowa nowenna sprzyja takiej przemianie – nawet jeśli podjęta została z myślą o jakiejś konkretnej sprawie, daje czas na pogłębienie relacji z Bogiem i wykuwanie postawy synowskiego posłuszeństwa wobec woli Bożej i Jego planu miłości – na wzór Syna Bożego, który „został wysłuchany dzięki swej uległości.” Wtedy Dobry Ojciec, który przecież wie, czego nam potrzeba, wpierw nim o to poprosimy (por. Mt 6,8), może bez przeszkód spełniać obietnicę daną nam przez Jego Syna: „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni” (J 15,7).
Owocu tego jednak nie da się „przyspieszyć” przez namnażanie takich czy innych modlitw, czy poszukiwanie „najbardziej skutecznych” tekstów. Nie zastąpią one organicznego wzrostu życia Bożego w sercu człowieka, podobnie jak dziewięć kobiet nie urodzi dziecka w miesiąc.