Miałem okazję wielokrotnie spotykać się z ojcem Franciszkiem Blachnickim pod koniec lat siedemdziesiątych i na początku osiemdziesiątych.
Wraz grupą przyjaciół mieliśmy wtedy chrześcijański zespół muzyczny DEOdecyma (dziesięciu dla Boga), byliśmy ewangelikami i w owych czasach dużej posuchy duchowej - jeździliśmy po wielu kościołach po całym kraju starając się wskazywać na jedyną Nadzieję, którą jest Jezus Chrystus. Przyjmowali nas jedynie tylko ci najbardziej otwarci i ...odważni księża. Pewnego razu dostaliśmy zaproszenie do Krościenka. Od razu spotkaliśmy się z gospodarzem miejsca, Ojcem Franciszkiem Blachnickim. Był bardzo bezpośredni, otwarty, przyjazny, dla każdego miał czas, kochał ludzi - już po kilku zdaniach widzieliśmy jego pasję, by pozyskać Polskę dla Chrystusa. Pasję i zarazem praktyczne podejście. Wskoczyliśmy na tę samą długość fali... To nie były jakieś teoretyczne dyskusje - każda rozmowa kończyła się konkretem i ustaleniem kolejnego terminu...
Pierwszy koncert w Krościenku? Mieliśmy dobre nagłośnienie, ale dobre do kościołów... W amfiteatrze - nasze głośniczki były na pełnej mocy, wychodziliśmy z siebie - no cóż, przyjęcie było wspaniałe! Wywarło to na nas naprawdę wielkie wrażenie Bożego działania, także w kolejnych dniach, gdy jeździliśmy do kolejnych dolin odwiedzać rozproszone grupy, gdzieś w stodołach, śpiących na sianie, z bardzo prostymi posiłkami - a tak szczęśliwych, otwartych przeżywających odkrycie osobiste Chrystusa... Było wtedy na oazach trochę Amerykanów - oni także przeżywali niezwykły czas! Prawdziwe przebudzenie...
Kolejnym razem w Krościenku trafiłem akurat na moment, gdy pod górkę podjechała czarna wołga z kilkoma smutnymi panami... Nigdy nie zapomnę, jak Ojciec stojąc na balkonie prowadził z nimi rozmowę, której przysłuchiwała się (i żywo reagowała) około setka młodzieży. Panowie mówili: „Nie macie zezwolenia, by tu cokolwiek organizować”. Odpowiedź: „A dlaczego nie? przecież dawno wysłaliśmy pisma”. „Nowy budynek (kaplica) się zawali, nie jest dopuszczony”. Odpowiedź: „Jestem pewny, że jest solidny”. Padły słowa: „Ostatni raz tak ciemiężyło ludzi gestapo, po co przyszliście, co wam robimy?” No cóż, nie mieli dobrej odpowiedzi, więc zaplombowali kaplicę - którą zaraz po ich wyjeździe procesyjnie otwarto ku wielkiej uciesze zebranych... Wtedy była to naprawdę wielka odwaga...
Raz też przywiozłem do Krościenka Pastora Mike'a MacIntosha, (który później w latach 2004 i 2006 był głównym mówcą na Festiwalu Życia w Wiśle). Dzielił się swoim potężnym świadectwem nawrócenia przed przepełnionym amfiteatrem, wprowadzony przez Ojca. Porywające wystąpienie, którego nigdy nie zapomnę... tysiące rąk w górze... A potem, gdy wracaliśmy samochodem do Wisły na kolejne nabożeństwo w kościele katowickim - mieliśmy „ogona”, aż do samej furty...
Ojciec Franciszek Blachnicki był bardzo otwarty na szczerą współpracę z innymi biblijnie wierzącymi chrześcijanami z innych wyznań. Wyprzedzał swoją epokę co najmniej o jakieś 20 lat... Wrogiem dla niego było zeświecczenie, zniewolenie systemu i zakłamanie, a nie inne denominacje... Ewangelizując, mówiąc tylko o Chrystusie - byliśmy w „jednej drużynie”.
Potem spotykaliśmy się jeszcze w Lublinie, gdzie jego wizja mnie zaszokowała! Ja mam wielkie marzenia - jego były jeszcze znacznie większe... Siedem domów, plany wielu nowych centrów w innych miastach - by ludzie mogli poznać osobiście Chrystusa...
Jak bardzo się cieszę, że po wielu latach nadal blisko współpracujemy z Ruchem Światło-Życie w wielu projektach - na przykład w świetnym internetowym projekcie ewangelizacyjnym www.szukajacBoga.pl - modlimy się o siebie, stanowimy bliską rodzinę. Nie są to puste słowa. Jedność w Chrystusie jest faktem!