Diakonia – słowo odmieniane w naszym Ruchu na różne sposoby i przy różnych okazjach. Jesienią ubiegłego roku ten temat podjęła Kongregacja Diakonii. Owocem jej prac jest dokument „Diakonia miejscem formacji i posługi w Ruchu Światło-Życie i poprzez Ruch Światło-Życie”.
Diakonia jest przyjęciem współodpowiedzialności za Ruch oraz dzieło, które on realizuje w Kościele i w świecie. Warto dostrzec wokół siebie osoby, które oddają swoje życie i wszystkie siły na diakonię Ruchu Światło-Życie. Są one żywym świadectwem ofiarności i wierności. Pomimo tego aktualne są wciąż pytania, które słyszy się na różnych spotkaniach oazowych: dlaczego diakonie są słabe, mało dynamiczne, często kilkuosobowe?. Dlaczego tyle osób kończących formację podstawową nie dochodzi do tego etapu? Dlaczego zapału czy sił starcza na rok może dwa?
Diakonia nie może być pojmowana tylko jako grupa do zadań specjalnych czy nawet miejsce, gdzie podejmuje się konkretne działania i gdzie znajduje upust aktywizm jej członków. I choć można doszukać się w materiałach Ruchu konkretnych celów i zadań, jakie powinna sobie stawiać każda diakonia, to w istocie chodzi najpierw o właściwą postawę oddania i miłości oraz o pragnienie realizowania powołania do bezinteresownej służby.
U progu mojej posługi animatorskiej przeżywałem KODA w Krościenku, na Kopiej Górce. Prawdziwym darem łaski był czas spędzany na Namiocie Spotkania w Kaplicy Chrystus Sługi na kontemplacji znaków, które malowały obraz życia Jezusa uniżonego, oddanego Ojcu, gotowego spełniać Jego wolę. To była moja pierwsza szkoła diakonii. Przez lata bycia w diakonii Ruchu przekonałam się, że nie ma takiego etapu, na którym człowiek mógłby powiedzieć, że dorósł do diakonii. Ciągle muszę pokonywać stereotypy, fałszywe przekonania, przezwyciężać lenistwo, uprzedzenia, oczyszczać intencje. Wydaje się wręcz, że to warunkuje dalsze trwanie w tej postawie, przeciwdziała zniechęceniu, wypaleniu. I tu jest miejsce na ciągłe wracanie do korzeni, do źródeł.