Trwanie w gniewie bywa wygodne
Trudno nam przebaczyć i darować winę także dlatego, że odpuszczając bliźniemu nieraz czujemy się upokorzeni. Bo przecież kogoś, kto łatwo przebacza się nie szanuje, wiadomo, że można sobie z nim na wiele pozwolić. Natomiast kogoś, kto długo się gniewa, darzymy respektem i kilka razy zastanowimy się, zanim go znów czymś urazimy. Gdy przebaczamy, czujemy się słabi. Gdy się mścimy, gdy robimy wszystko, by winowajca poniósł należyte konsekwencje, czujemy, że sprawiedliwości stało się zadość, rośnie nasza samoocena, odczuwamy przewagę lub choćby mściwą satysfakcję. Gniew znosi bezsilność, daje chwilowe poczucie władzy, rozkosznego tryumfu nad tym, który przeciwko nam wystąpił. Nie przebaczając trzymamy go w szachu, oczekujemy, że będzie ciągle prosił o przebaczenie, nieustannie rozpamiętywał swoją winę. Krótko mówiąc, chcemy zafundować mu nasz prywatny ziemski czyściec. Cóż z tego, że naznaczona przez nas pokuta czasem znacznie przewyższa przewinienie…
Nieprzebaczenie to często także po prostu obrona, stosowana z lęku przed kolejnym zranieniem. Gniew chroni przed bólem, znieczula. Moja przyjaźń, miłość, otwarcie się na kogoś, zaufanie zostało nadużyte, zniszczone. Już więcej nie chcę pozwalać się ranić. Boję się, że moja wyciągnięta ręka zostanie ponownie ugryziona, a przebaczenie wykorzystane przeciwko mnie. Obawiam się, że skrucha winowajcy okaże się fałszywa, a moją skłonność do pojednania weźmie on za zachętę, zgodę na dalsze postępowanie w bolesny dla mnie sposób. Nie chcę zresztą, by moja krzywda uszła mu na sucho. Chcę, żeby cierpiał jak i ja cierpię. Nie chcę brać na siebie całego ciężaru tego krzyża, chcę jego brzemię z kimś dzielić. Choć czasem kończy się i tak, że próbuję winowajcę do krzyża jego winy już na zawsze przybić…
Natknęłam się gdzieś na zdanie: „Tam gdzie nie chce się przebaczyć, powstaje mur, a od muru zaczyna się więzienie”. Jest to więzienie, w którym w jednej celi miotają się zarówno winowajca jak i jego ofiara. Gdzie poczucie winy, ból i nieokiełznane pragnienie pomsty kotłują się niczym w piekielnym tyglu; w którym ofiara niepostrzeżenie przemienia się w gnębiciela... W rozważaniach Małżeńskiej Drogi Krzyżowej na Wielki Post pt. „Miłość Miłosierna” Aleksandra Kołaczyk ze Wspólnoty Świętej Rodziny pięknie obrazuje jak długotrwałe nieprzebaczenie zamyka winnego w niewoli jego winy, przybija winowajcę do jego występku niczym gwoździe Chrystusa do krzyża. W stacji jedenastej pisze:
Żono (Mężu), to wydarzyło się wiele lat temu. Żałowałem i żałuję. Mówisz, że przebaczyłaś. Jednak w trudnych chwilach wyrzut powraca jako ostateczny argument w naszych sporach. Powraca przytłaczające poczucie winy. Zamieram w bezruchu, nie mogąc oderwać się od dawnych grzechów, od przeszłości. Nie mogąc niczego zmienić. Przybity do swej winy, sparaliżowany brakiem miłosierdzia tracę oddech i nadzieję na szacunek w twoich oczach. Jezu, którego związały z krzyżem nie Twoje lecz nasze winy. Jezu, któremu nie okazano miłosierdzia, naucz nas prawdziwie przebaczać i o przebaczenie prosić.
Trwanie w gniewie bywa wygodne. Dopóki bowiem żyje we mnie złość i poczucie uzasadnionego żalu, dopóki rozdrapuję ranę i wzbudzam w sobie ciągle świeżą niechęć, nie muszę zastanawiać się nad sobą, nad swoim współudziałem w całej tej historii. Nie muszę podejmować refleksji nad swoją części winy. I stopniowo zaczynam wierzyć, że jej po prostu nie ma. Współmałżonek, który zdradził albo ten, który pije jest bezapelacyjnie winny, wszyscy to potwierdzą. Zbyteczne więc jest szukanie mniej bezpośrednich niż przyrodzona mu słabość czy egoizm przyczyn jego upadku. Jest to też potencjalnie niebezpieczne, można by przecież stanąć oko w oko z koniecznością wzięcia współodpowiedzialności za zaistniałą sytuację, uznania się współwinnym popełnionego przez drugiego grzechu. A wtedy pojawiłby się wstyd… Gniew zamyka człowieka na szukanie winy w sobie.