W naszej rodzinie często w niedzielę po południu organizujemy „modlitwę uwielbienia Jezusa”.
Mam kilka „żelaznych” zasad, które pomagają mi przeżywać ten dzień inaczej niż pozostałe. Jeszcze nie mam swojej rodziny, więc to takie pomysły własne i jednoosobowe ;)
Po pierwsze wszystko, co mam do zrobienia na następny tydzień, staram się zrobić w sobotę – tak, by w niedzielę nie czuć presji, że jeszcze coś mam przygotować do pracy, jeszcze coś przeczytać, jeszcze coś wydrukować itd. Może nie są to jakieś wielkie przedsięwzięcia, ale wbrew pozorom uwolnienie się od takich drobiazgów na ten jeden dzień daje bardzo dużo i jest źródłem pokoju i otwarcia na inną rzeczywistość. Nie jest to łatwe – odłożyć wszystko, czego się nie zdążyło zrobić na poniedziałek rano. Ale staram się nie zaczynać nawet pracy :) Uczy to planowania. Kiedyś było łatwiej nie pójść do sklepu w niedzielę, bo po prostu był nieczynny. Teraz muszę zaplanować, że w niedzielę nie kupuję, więc wszystko powinnam zgromadzić w sobotę. I podobnie z pracą, praniem, sprzątaniem itd. Nawet z SMSami do współpracowników. Poza tym budzenie się w niedzielę w wysprzątanym, przygotowanym jakby na świętowanie domu, od razu nastraja do robienia rzeczy niecodziennych.
Po drugie staram się wyspać, ale nie wylegiwać do południa w łóżku, by ten czas niedzielny nie był poświęcony mnie i żebym go nie zmarnowała na lenistwo.
Po trzecie w niedzielę po prostu ładnie się ubieram. Zakładam rzeczy, których nie „wycieram” na co dzień w domu czy w pracy. Czeszę się i czasem nawet podmaluję nieco, nawet jeśli jedynym wyjściem poza mieszkanie jest tego dnia wyjście do kościoła i nawet jeśli są srogie mrozy – tak że mojej niedzielnej sukienki ani trochę nie widać spod zimowego płaszcza i szalika.
Po czwarte staram się tego dnia ograniczyć wszelkie media – TV, radio, internet – a jeśli już czegoś słucham, to też jakoś nie pasuje mi tego dnia słuchać byle jakiego popu czy pustych komentarzy w radiu. Włączam muzykę klasyczną, filmową, czasem chrześcijańską, jakieś nie mainstreamowe radio – coś bardziej „godnego” tego dnia. W moim domu rodzinnym tradycją niedzielną jest obejrzenie Anioła Pańskiego z Rzymu i czytanie po niedzielnej mszy gazet przyniesionych z kościoła :) – gazety parafialnej, „Gościa Niedzielnego” itp. – ja również mam ten zwyczaj mieszkając teraz poza domem. Nawet jeśli nie kupię w niedzielę gazety, to staram się tego dnia zajrzeć do jakiegoś katolickiego miesięcznika czy czegoś podobnego.
Po piąte – jedzenie i picie tego dnia też staram się robić bardziej świąteczne. Niedzielny obiad nie jest oczywiście niczym odkrywczym, ale do niego można dołożyć np. picie kawy w tych „lepszych” filiżankach. A mój narzeczony ma wdrukowany schemat, że w niedzielę to musi być deser, więc na niedzielę przygotowuję też zazwyczaj jakieś ciasto albo inny smakołyk. To też świętowanie :)
I ostatnia rzecz – staram się tego dnia nie przeżywać w samotności. Trochę po to, by nie przeznaczyć go dla siebie i swoich własnych przyjemności; trochę dlatego, że w ciągu tygodnia nie ma czasu na odwiedzanie ludzi. A poza tym jakoś niedziela kojarzy mi się z serdecznością, pomnażaniem miłości, dobra, radości, jakąś wspólnotą ducha – dlatego często w niedzielę przyjmuję gości na kawę w tej „lepszej” filiżance albo odwiedzam kogoś, kogo od dawna nie widziałam. Ponieważ przygotowuję się do ślubu, niedziela jest też czasem duchowego przygotowania dla mnie i mojego narzeczonego. Czasem słuchamy jakiejś konferencji o życiu razem, czasem pochylamy się nad jakąś częścią liturgii sakramentu małżeństwa. Idziemy razem do kościoła – i to takiego, w którym wiemy, że Msza święta jest pięknie przygotowana, także ze służbą liturgiczną, ze scholą, która śpiewa godne tej Mszy pieśni – i że kaznodzieja też jest przygotowany do wyjścia do ludzi. Wyobrażam sobie, że gdy będę miała już dzieci, to one będą moją maleńką wspólnotą, z którą tego dnia będę zacieśniać więzy, dzielić się wiarą i radością.
To wszystko bardzo pomaga mi wyróżnić ten dzień spośród pozostałych i przeżywać go po prostu inaczej.
Łucja
Moje świętowanie to czytanie „Gościa Niedzielnego”. Zawsze wracamy z tą gazetą z Kościoła, najstarszy syn często jako pierwszy, jeszcze w samochodzie, szuka dla siebie nowinek naukowych. Ja staram się przed obiadem przekartkować tematy, zaś po obiedzie zasiadam do dokładnej lektury. Tygodnik żyje jeszcze cały tydzień, pożyczają go także moi rodzice ale dla mnie czas popołudnia niedzielnego jest szczególny. Często artykuły dotykają mnie na tyle, że stają się swoistą modlitwą.
Od pewnego czasu praktykujemy także zapraszanie znajomych do siebie lub „zapraszanie się do nich” na popołudniową niedzielną kawę. Zazwyczaj są to znajomi z naszego kręgu Domowego Kościoła. Spotykamy się przy stole, który ma być przedłużeniem stołu eucharystycznego i świętujemy niedzielę. Rozmawiamy o życiu ale także o Bożych sprawach, czasami rodzą się nowe pomysły, co możemy dobrego i Bożego uczynić dla siebie i dla innych.
Moim marzeniem jest nauczyć się świętować z dziećmi. Na razie udaje nam się czasami siadać do dużego stołu do obiadu. Chciałabym aby był to wspólnie z nimi spędzony czas, najlepiej aktywnie: rowery, basen, łyżwy. Ideałem byłaby także rozmowa o niedzielnej Ewangelii, jak ją wcielać w życie – ale to w sferze pragnień tymczasem.
Agnieszka
W centrum niedzieli jest oczywiście Eucharystia na którą podążam do kościoła parafialnego. Przeważnie w godzinach przedpołudniowych.
Zwyczaj uczestnictwa w Mszy św. parafialnej a nie w naszej kaplicy – choć kapłan jest na miejscu – przyjął się od pewnego czasu na Kopiej Górce. Do głębszego jej przeżycia przygotowuję się poprzez rozważanie czytań, zarówno podczas czwartkowego spotkania w małej grupie, jak i po I nieszporach niedzielnych w naszej wspólnocie.
Po wyjściu z kościoła zwykłam kupować „Gościa Niedzielnego” (wspólnego dla nas domowniczek), którą to gazetę czytam już w drodze powrotnej (!). Oczywiście czytam ją, jeśli wracam sama. Najczęściej jednak powrót jest okazją do porozmawiania z naszymi sąsiadkami.
Po powrocie z kościoła zasiadamy do wspólnego obiadu, który jest przygotowywany wspólnie: jedna przewodzi, inne przygotowują sałatki lub deser. Stół oczywiście nakryty odświętnie. Siedzimy przy nim dłużej.
Bywa, że wyjeżdżamy z koleżanką do którejś z sąsiednich parafii, po południu, wiążąc to z obejrzeniem kościoła lub zwiedzeniem okolicy.
Po obiedzie w swoim pokoju zapalam przed ikoną lampkę. Zwyczaj ten podpatrzyłam u Joli w Carlsbergu. Kiedy do niej przychodziłam, często przed ikonami, rozstawionymi nawet na podłodze, paliło się kilka światełek.
Już w sobotę staram się zadbać o jakieś odświętne akcenty w najbliższym otoczeniu. Nie potrzeba wiele: może to być świeży bukiet kwiatów, a zimą gałązka sośniny włożona do flakonu, ciekawa serwetka położona na stole, filiżanka, której używam tylko w wyjątkowe dni.
Komputer odstawiam, chętnie jednak coś czytam, słucham muzyki (najczęściej jako tła do lektury). Staram się też wyjść na krótki choćby spacer. Nasze najbliższe otoczenie nie bardzo temu sprzyja. Zimą czy jesienią droga jest mokra a nawet śliska, zabłocona (po sąsiedzku wielkie stado owiec), a teren nierówny. Ale obchodzę przynajmniej okolicę Kopiej Górki, a dłużej pozostaję na terenie amfiteatru, gdzie nawet przy zimowej czy w ogóle nieciekawej pogodzie jest zacisznie, przygrzewa słońce. Spacer łączę z medytacją (modlitwą) w plenerze. Amfiteatr świetnie się do tego nadaje. Można wyjść na wyższe jego partie, a roztaczające się piękne i rozlegle widoki pozwalają z szerszej perspektywy spojrzeć na to, co było treścią ostatnich dni. Tam chętnie odmawiam różaniec, rozmyślam… Wokół cisza, chyba, że rozpocznie się psi koncert, ale i on się kiedyś kończy.
Świętowania dopełnia także strój – inny niż ten wkładany na co dzień.
Krystyna
Odkąd pracuję w niedziele, mój tydzień stoi na głowie. Bywa, że najciężej pracuję właśnie w niedzielę. Wyboru nie mam, bo studenci zaoczni nie przyjadą na zajęcia w tygodniu. Nie mogę też odmówić prowadzenia takich zajęć akurat w niedzielę, a nie np. w sobotę.
Na Mszę idę w drodze do pracy (i tu też są całe kombinacje z miejscem i godziną, o Mszy w parafii w ogóle nie ma mowy), bo jeśli wybiorę się na nią po powrocie, to po prostu przesypiam całość.
Życie komplikuje się również dlatego, że większość bliskich mi osób właśnie niedziele ma wolne i tylko wtedy mogliby się spotkać.
O uczestnictwie w rejonowych dniach wspólnoty nawet nie wspomnę, bo nie ma o czym.
Miałam dwie możliwości: przeżywać niedziele w pracy z poczuciem krzywdy, żalu i winy, albo jako służbę na rzecz ludzi, z którymi się stykam na płaszczyźnie zawodowej. No i wybrałam drugą opcję. A odpoczynek, intensywniejsze bycie z rodziną, dłuższą modlitwę – przekładam na inne dni tygodnia.
Agnieszka
Dla mnie przez długi czas ważnym elementem niedzieli była medytacja ignacjańska. Ostatnio adoracja Najświętszego Sakramentu. W każdym razie jest to „Dzień Pański”, a więc minimum 30 min. modlitwy dobrze robi :)
Ponadto bardzo lubię spędzać czas z rodziną na grach planszowych.
W niedziele mamy obiad rodzinny, na którym staramy się wszyscy być i – zazwyczaj wieczorem – modlitwę. Są to nieszpory lub modlitwę spontaniczna. Jest to dla mnie ważne, zwłaszcza że w tygodniu często wymijamy się w domu i rzadko jesteśmy wszyscy razem.
Z dzieciństwa dobrze wspominam wspólne spacery.
Od kilku lat trzymam się dosyć rygorystycznie zasady niewykonywania prac niekoniecznych. Zdarzało mi się pisać prace na poniedziałkowe zajęcia w poniedziałek rano. Koszty nieraz są duże, ale mam też komfort, że odpocznę. Mogę w tym czasie zająć się hobby, na które nieraz brakuje mi czasu – książki i gra na gitarze.
W niedzielę też staram się czytać prasę i zorientować się w ważnych wydarzeniach społeczno-politycznych, czego też nie robię w tygodniu.
Marek
W naszej rodzinie często w niedzielę po południu (jeśli nie odwiedzamy babci lub cioci) organizujemy „modlitwę uwielbienia Jezusa”.
Gramy całą rodziną na wielu instrumentach: mąż – skrzypce, akordeon, harmonijka ustna, ja czyli żona – gitara, tamburyno, Maciuś (6 lat) – skrzypce, Marysia (dwulatka) –bęben, tamburyno, grzechotki. Tańczymy, śpiewamy i radujemy się. Świetna zabawa. Polecamy.
Lubimy także rodzinne gry planszowe typu: Bitwa pod Grunwaldem, Farmer, Gra misyjna o Afryce i inne…
Nina, Tadeusz, Maciek i Marysia
Niedziela jest dla mnie dniem szczególnym. Jest przede wszystkim dniem uwielbienia i dziękczynienia Bogu za wszelkie otrzymane łaski, a z każdym dniem czuję, że jest ich więcej. Niedzielę staram się rozpocząć jutrznią, gdyż niedzielne jutrznie są pełne uwielbienia należnego Bogu, a nasze słowa nigdy tak pięknie i w pełni nie wyrażą jak teksty biblijne z jutrzni. W niedzielę staram się, by moja modlitwa była przepełniona uwielbieniem i dziękczynieniem, gdyż o prośbie pamięta się zawsze i ona zwykle dominuje w naszych modlitwach, a o uwielbieniu – najważniejszej i najmilszej Bogu modlitwie – tak często zapominamy. Wypowiadając słowa psalmów i pieśni pochwalnych przewidzianych na niedziele w Liturgii Godzin próbuję świadomie „podpisywać” pod uwielbieniem i dziękczynieniem, jakie one wyrażają. W ciągu dnia staram się także w aktach strzelistych, nuconych pieśniach i odmawianych modlitwach oddawać Bogu cześć i chwałę.
Niedziela to także dzień wspólnej, rodzinnej Eucharystii. Jest dla mnie wielką radością i błogosławieństwem, jeśli nie ma przeszkód, takich jak choroba któregoś z dzieci, byśmy mogli wszyscy, tj. ja, mąż i troje naszych dzieci uczestniczyć w niedzielnej Mszy Świętej. Jeszcze większą radością jest móc ten dzień przeżywać z Jezusem w sercu. I Jezusa nieść innym ludziom.
Niedziela to także dzień, który przeznaczamy na spotkania rodzinne z dziadkami naszych dzieci (tj. naszymi rodzicami) oraz pradziadkami, których mamy szczęście wciąż mieć tu na ziemi i których obecność jest dla nas bardzo ważna i wiele z niej czerpiemy.
Niedziela to również dzień odpoczynku, niepodejmowania prac domowych, takich jak pranie, sprzątanie itp. Tego dnia najczęściej chodzimy na obiad do moich Rodziców, ale jeśli akurat jesteśmy w domu staram się, by obiad przygotować dzień wcześniej, by w niedzielę mieć więcej czasu na odpoczynek z moją rodziną – ruch na świeżym powietrzu, rozmowę z mężem, grę i zabawę z dziećmi.
Niedziela to wreszcie dzień, który jako początek nowego tygodnia staramy się z mężem zakończyć dialogiem małżeńskim. Dialog staje się podsumowaniem minionego tygodnia i wspólnym planowaniem rozpoczynającego się tygodnia. Dialog małżeński w niedzielę ma dla mnie ogromne znaczenie. Jest szczególnym darem w tym błogosławionym dniu. Gdy dzieci pójdą spać, stajemy razem przed Bogiem i umacniamy naszą jedność w Nim.
Bogu niech będą dzięki za każdą niedzielę naszego życia, za każde wspomnienie Jego Męki, Śmierci i Zmartwychwstania w niedzielnej Mszy Świętej; za każdą Komunię Świętą tego dnia; za każdą chwilę przeżywaną z moim mężem i dziećmi w uwielbieniu i dziękczynieniu Boga, we wspólnym, dobrym odpoczynku. Chwała Panu!
Maria