Wielu ludzi w swoim portfelu nosi zdjęcie najbliższych osób. Tak jakby pragnęli najczęściej jak tylko mogą przypominać sobie wizerunek swoich ukochanych. Często z dumą pokazują innym swoją żonę, męża, czy też swoje dzieci. Podobnie wielu z nas, katolików, nosi przy sobie obrazki ulubionych świętych, ludzi, którzy pociągają nas swoim przykładem, są dla nas wzorcem szlachetnego, pięknego życia i głębokiej więzi z Jezusem.
Tak też jest z podobiznami tych ludzi, którzy wywarli na nas wielkie wrażenie, których pamiętamy z naszej niedawnej codzienności, a których uznano za Sługi Boże i dziś są kandydatami na ołtarze. W naszym środowisku jest to Jan Paweł II, ojciec Franciszek Blachnicki, a z czasem może będą inni, np. ks. Wojciech Danielski.
Chrystus Pan przeszedł przez życie dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła (por. Dz 10,38), przezwyciężył śmierć i na to życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię (por. 2 Tm 1,10). Odtąd stał się najdoskonalszym wzorem dla każdego ze swoich uczniów, którzy w mocy łaski zdobywają zdolność mądrego i świętego życia.
Jezus Chrystus jako prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek wziął na siebie nasze grzechy, zapłacił nasz dług miłości i jako jedyny Pośrednik między Bogiem i ludźmi wstawia się nieustannie za nami. On zapewnia nam nieustannie wylanie Ducha Świętego, które uzdalnia nas do życia Jego Ewangelią (por. KKK 480; 667). Tylko On jest w stanie udzielać nam łask wewnętrznych, takich jak np. usynowienie, usprawiedliwienie, wiara, łaska uświęcająca, zjednoczenie z Bogiem czy przebaczenie grzechów.
Maryja, święci, ludzie żyjący na ziemi, czy dusze czyśćcowe, mogą jedynie wypraszać nam ten rodzaj łask Bożych. Oni są dla nas także darem Bożym (tzw. łaską zewnętrzną). Przez przykład swego życia lub słowo pobudzają nas do nawrócenia, a przez swoją modlitwę wspierają nasze wysiłki w umiejętnym korzystaniu z łask Bożych.
Wdzięczna pamięć o ludziach, którzy radykanie żyli Ewangelią pozwala nam korzystać z czynionego przez nich dobra. Skoro ich życie stało się wyrazistym znakiem naśladownictwa Chrystusa, to i my możemy naśladować ich umiłowanie Boga i bliźniego. Możemy też liczyć na ich wstawiennictwo - zwłaszcza w tych dziedzinach, w których szczególnie objawiała się ich świętość.
Tę zdolność udziału we wspólnocie dóbr nazywamy tajemnicą świętych obcowania. Jest ona duchową łącznością i wzajemną wymianą darów duchowych, istniejącą między wiernymi na ziemi, zbawionymi i duszami w czyśćcu. Wpółudział we wspólnocie świętych staje się wszędzie tam, gdzie jest miłość, będąca źródłem i fundamentem wspólnoty świętych.
Pięknie ukazują to prefacje o świętych:
W zgromadzeniu Świętych jaśnieje Twoja chwała, bo dzięki Twojej łasce zdobyli zasługi, które nagradzasz. W ich życiu ukazujesz nam wzór postępowania, przez ich wstawiennictwo udzielasz nam pomocy, a we wspólnocie z nimi dajesz nam obiecane dziedzictwo. Umocnieni przez tak licznych świadków, toczymy zwycięski bój z wrogami zbawienia, aby osiągnąć razem ze Świętymi niewiędnący wieniec chwały, przez naszego Pana Jezusa Chrystusa (I prefacja o świętych nr 70);
Przez wspaniałe świadectwo życia Twoich Świętych obdarzasz swój Kościół nową mocą i dajesz nam dowody swojej miłości. Przykład Świętych nas pobudza, a ich bratnia modlitwa nas wspomaga, abyśmy osiągnęli pełnię zbawienia (II prefacja o świętych nr 71).
Kiedyś oficjalne stwierdzenie heroiczności cnót kandyda-ta na ołtarze w procesie beatyfi- kacyjnym było początkiem rozszerzania się wiedzy o jego świętości. Wiadomość rozchodzi-ła się w Kościele miesiącami, a nawet latami. Dzisiaj informacje rozchodzą się lotem błyskawicy, to często kwestia godzin, a nawet minut. Życie świadków wiary jest za ich życia prześwietlane przez media. Im znaczniejsza pozycja, jaką dana osoba zajmuje w społe-czeństwie, im wyrazistsza jest jej świętość, tym większe towarzyszy jej zainteresowanie.
Godzina śmierci takich osób dla wielu staje się początkiem myślenia o nich jako o tych, co są jeszcze „bliżej Pana Boga” niż byli za życia. Zaczyna się myśleć, że mogą wyprosić nam niejedną łaskę. Nierzadko owocem naszej prośby jest wydarzenie, które w cudowny sposób przemienia sytuację osoby, za którą się wstawialiśmy. Stanowi ono niejako Boże potwierdzenie dla przykładu wiary, jaki swoim życiem pozostawił nam Sługa Boży i skuteczności orędownictwa za jego przyczyną.
Paradoksalnie, w świecie reagującym coraz bardziej alergicznie na Boga i jego naukę, przykład życia wielu chrześcijan i ich kontrastujące świadectwo głębokiej relacji z Panem Jezusem, pozwala niejako „zobaczyć” kolejne wcielenia Ewangelii. Przez takie swoiste obcowanie ze świętymi, towarzyszenie ich zmaganiom o autentyczne i żywe świadectwo wiary i umiłowania Boga, sama świętość staje się bliższa współczesnemu człowiekowi. Pokazywany w mediach współczesny święty jest na wskroś ludzki, a przez to dla nas kimś bardzo bliskim, kimś niejako „z sąsiedztwa”. Każdy proces beatyfikacyjny, czy kanonizacyjny ma za zadanie obiektywnie wykazać, że dany kandydat na ołtarze cechował się w życiu heroicznością cnót i że Pan Bóg potwierdził to dokonaniem cudu za jego wstawiennictwem.
Przyglądając się scenom biblijnym, chociażby tej, w której setnik z Kafarnaum przychodzi do Jezusa prosić o uzdrowienie swojego sługi, czy tej w której Marta prosi Bożego Syna o wskrzeszenie swojego brata Łazarza, dostrzegamy klasyczny przykład modlitwy wstawienniczej. Wiara z jaką wypowiadają swoją prośbę jest niejako podstawą do „uaktywnienia” Bożej mocy, która objawia się cudem. I tu jest odpowiedź na pytanie dlaczego do zakończenia procesu beatyfikacyjnego czy kanonizacyjnego potrzeba potwierdzonego cudu dokonanego za wstawiennictwem kandydata do chwały ołtarzy.
Kościół dlatego czeka na cud dokonany za wstawiennictwem kandydata na ołtarze, aby zobaczyć, czy Chrystus tak bardzo zachwycił się jego czy jej wiarą, jak wiarą chociażby setnika, oraz czy wiara ta była tak pełna i właściwa, jak w przypadku Marty. Jeśli tak - moc Boża zadziała wzbudzona przez wiarę przyszłego błogosławionego czy świętego. Chrystus dokonuje cudu zachwycony wiarą swoich przyjaciół, którzy proszą Go w naszych intencjach. Dlatego właśnie Kościół czeka na cud, aby ostatecznie uznać świętość człowieka (Janusz Pyda OP: Zadziwienie Pana Boga czy koniecznie musimy wierzyć w cuda?, W drodze 2007/6).
To nie my, swoim wysiłkiem i przekonaniem wykazujemy czyjąś doskonałość w wierze i w praktykowaniu zasad Ewangelii. My „jedynie” wyrażamy to swoje przekonanie, gdy modlimy się za wstawiennictwem tych osób, których życie zostało poddane badaniu kanonicznemu. Modlimy się o znaki, które na mocy świadectwa Boga pozwolą zobiektywizować świętość kandydata na ołtarze, czyli jego radykalne, heroiczne życie w świetle drogowskazów Bożego prawa. To Pan Bóg niejako sam „kanonizuje”, potwierdzając wiarygodność Sługi Bożego w świetle tego przykładu życia, jaki dał nam w Jezusie Chrystusie! W ten sposób pośrednio modlimy się także o jego beatyfikację, czy kanonizację.
Trwa kanoniczne badanie heroiczności wiary i życia w jej świetle naszego Ojca, Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Niezbędnym dopełnieniem tego kończącego się procesu jest cud dokonany za Jego wstawiennictwem. Wdzięczni za tego człowieka, za jego życie i posługę dla Królestwa Bożego jako dzieci charyzmatu Światło-Życie, winniśmy naśladować jego umiłowanie Chrystusa i gorliwość w diakonii na rzecz Kościoła. Winniśmy też modlić się za jego wstawiennictwem o Boże potwierdzenie jego świętości, aby nasze subiektywne przekonanie decyzją Papieża nabrało obiektywnego charakteru i stało się początkiem krzewienia jego publicznego kultu w całym Kościele.