Po rozgromieniu armii Kedorlaomera (w. 15n) Abraham wracał na południe w glorii zwycięzcy (w. 17). Na jego spotkanie wyszedł król Sodomy, ten sam, który wcześniej skrył się do dołu na smołę i czekał w nim, aż wrogowie ograbią miasto i wezmą do niewoli część jego mieszkańców (w. 10-12). Obecność króla Sodomy zostaje jednak przyćmiona wejściem na scenę Melchizedeka (w. 18).
Melchizedek („mój król jest sprawiedliwy”) był królem Salem (czyli Jeruzalem – miasta, które było mieszkaniem Boga – Ps 76,3) i jednocześnie kapłanem Najwyższego. Pojawiający się nie wiadomo skąd król-kapłan był dla starożytnych postacią bardzo tajemniczą. Stary Testament widzi w nim figurę Dawida i Mesjasza (Ps 110). W Nowym Testamencie Melchizedek jest typem Chrystusa-Arcykapłana (Hbr
5-7). Rabini utożsamiali go z Semem, synem Noego, a część Ojców Kościoła widziało w nim samego objawiającego się Syna Bożego. Św. Cyprian w chlebie i winie (w. 18) dostrzegał zapowiedź Eucharystii. Współcześnie uważa się Melchizedeka za jednego ze sprawiedliwych nie-Żydów, którzy podobnie jak Rachab, Rut, Naaman czy trzech Magów, rozpoznali działanie Boga w historii Narodu Wybranego.
Melchizedek wyprawił królewsko-sakralną ucztę (1 Sm 1,24; 10,3; 16,20), by podziękować Abrahamowi i Bogu za ocalenie. Jego postawa z jednej strony uczy nas stosownej do naszych możliwości gościnności, z drugiej pokazuje, że ci, którzy doświadczyli dobroci, powinni sami okazywać dobroć. Melchizedek nie tylko pobłogosławił Abrahama (w. 19), ale także Boga (w. 20). Błogosławić Tego, który Sam jest źródłem błogosławieństwa, to znaczy uznawać działanie Jego Opatrzności. Tora uczy nas, by w każdym spotykającym nas wydarzeniu widzieć zamysł Boga. To Najwyższy powinien otrzymywać chwałę za wszystkie nasze sukcesy, gdyż bez Niego niczego byśmy nie dokonali. Abraham, szanując kapłaństwo Melchizedeka, oddał mu należną Bogu dziesięcinę. Okazywanie wdzięczności jest prawem naturalnym. Jeżeli doświadczamy łaski Boga, dobrze jest wyrazić naszą wdzięczność jakimś specjalnym aktem pobożnej dobroczynności (Prz 3,9), a oddanie dziesiątej części naszych dochodów jest na to dobrym sposobem. Jeżeli tylko Jezus jest naszym królem, powinniśmy oddawać Mu we władanie nie tylko dziesięcinę, ale także wszystko, co posiadamy.
Zupełnie przeciwną postawę reprezentuje król Sodomy. Mimo że Abraham miał prawo do całości zdobytego na wojnie łupu, ten, pomijając wszelkie grzecznościowe formuły, przedstawił patriarsze swoje żądania (w. 21). Taka egoistyczna niewdzięczność, połączona z postawą roszczeniową, była charakterystyczna dla Sodomitów (19, 4-9).
Abraham odmówił przyjęcia wojennej zdobyczy (w. 22n). Zrobił to nie z arogancji, ale dla większej chwały Bożej. Prawdopodobnie wyciągnął naukę ze swojego spotkania z Faraonem (12,10-13,1) i przekonał się, że tylko Bóg może obdarzyć go bogactwem (12,2). Abraham, znając moralność króla Sodomy, przewidział propagandowy użytek, jaki zrobi on z faktu, że Boży wybraniec wziął cokolwiek z łupów (w. 23). Abraham nie chciał nic z bogactwa grzesznego miasta, gdyż miał po swojej stronie Tego, który zapewnia niezliczone dobra. Abraham udowodnił też tym samym, że nie prowadził wojny dla zysku. Gdyby przyjął te prawnie należne mu bogactwa, szybko rozniosłyby się pogłoski, że pod pretekstem ratowania bratanka szukał własnej korzyści. Jan Kalwin zauważa, że często sprawiedliwa przyczyna staje się tylko pretekstem do tego, żeby toczyć wojnę dla zysku. Dotyczy to nie tylko władców tego świata, ale i nas samych. Czy wyruszając na nasze małe prywatne wojny (w słusznej sprawie), czynimy to dla chwały Bożej czy własnej?
Z części łupu Abraham dał jednak zapłatę swoim pomocnikom (w. 24 por. Mt 10,10). Do tego faktu nawiązuje w swoich notatkach John Wesley, założyciel kościoła metodystycznego. Jego zdaniem na przykładzie Abrahama Tora uczy nas, że Ci, którzy dla większej chwały Bożej dobrowolnie godzą się na ograniczenia własnej wolności, składając różnego rodzaju ślubowania, nie powinni żądać takich ograniczeń od bliźnich ani tym bardziej osądzać ich za to, że takiego ślubowania nie złożyli. Nie można samego siebie czynić standardem do mierzenia innych ludzi. Aner, Eszkol i Mamre nie byli zobowiązani ślubami Abrahama, nie mieli też udziału w jego obietnicy (12,2).