Czasem ludzie mnie pytają: Czy nie chciałaby siostra mieć dziecka? Czy nie szkoda siostrze, że nie ma swoich dzieci?
Odwiedzając rodziny naszej parafii w dzień Wigilii, weszłam do pewnego domu, gdzie mama przygotowywała do uroczystości swoją kilkuletnią córeczkę.
– Jaka śliczna dziewczynka!– powiedziałam.
– Tak, siostro, a jaka jest podobna do swojego taty!– odpowiedziała mama z zachwytem.
– Proszę zobaczyć fotografię mojego męża – dodała.
Miała w sobie taką radość, jakiej nie widziałam wcześniej u żadnej mamy patrzącej na dziecko. To nie była duma matki, to nie było chwalenie siebie…
Jej córka jest piękna i sprawia jej taką radość, ponieważ jest bardzo podobna do jej męża… Matka przeżywa pełnię swojego macierzyństwa jako owoc płodnej miłości małżeńskiej. Pełnia miłości małżeńskiej wyraża się w pragnieniu – chcę być matką twoich dzieci! Wtedy miłość matki jest wolna od zaborczości, jest czystym obdarowywaniem, oddawaniem miłości otrzymywanej w relacji z umiłowanym. Jan Paweł II pisze o tym w liście „Mulieris dignitatem” (pkt. 18) - "Wzajemny dar osobowy w małżeństwie otwiera się na dar nowego życia. (…) Dar wewnętrznej gotowości na przyjęcie i wydanie na świat dziecka jest związany ze zjednoczeniem małżeńskim, które winno stanowić szczególny moment wzajemnego obdarowywania się sobą ze strony kobiety i mężczyzny".
To jest istota bycia matką – przekazać z siebie życie w miłości. Nie chodzi o to, by posiadać dziecko.
Czasem ludzie mnie pytają: Czy nie chciałaby siostra mieć dziecka? Czy nie szkoda siostrze, że nie ma swoich dzieci? Odpowiadam: Oczywiście! Każda kobieta nosi w sobie pragnienie rodzenia, obdarzania życiem, miłością, czułością. Najpełniej realizuje to w kontakcie z dzieckiem.
– To smutne – powiedziała, słysząc to, moja nastoletnia uczennica – byłaby siostra dobrą mamą.
– Popatrz, Marta, Twoja mama jest taką wspaniałą kobietą, byłoby pięknie, gdyby inne dzieci mogły ją mieć za mamę… czy to jest smutne, że jest mamą tylko waszej czwórki a nie innych dzieci? Byłyby z nią przecież takie szczęśliwe.
– Ale siostra nie ma swojego dziecka…
– Tak, ale mogę być mamą dla was, moich uczennic, moich wychowanek.
Nie wiem czy zrozumiała. Na pewno zamyśliła się nad tą sprawą i nad swoim powołaniem. Zrezygnowałam z tego, by rodzić dzieci, ale pragnę być matką. Zrozumiałam tę różnicę kilka lat temu. Papież Jan Paweł II napisał w Adhortacji apostolskiej o życiu konsekrowanym „Vita consecrata” (pkt. 57): "Kobiety konsekrowane są w bardzo szczególny sposób powołane do tego, aby przez swoje poświęcenie, przeżywane w pełni i z radością, być znakiem czułej dobroci Boga dla ludzkości oraz szczególnym świadectwem tajemnicy Kościoła, który jest dziewicą, oblubienicą i matką."
Zrozumiałam, że tylko doświadczenie czułej miłości Boga może dać siłę i zdolność do obdarzania innych czystą czułością, matczyną czułością, wyrażającą się zarówno w gestach jak i całej postawie troski, pamięci, prowadzenia, napominania i pocieszania. Po prostu rodzenia i kształtowania w nich dobra, prawdy, piękna, miłości, służby.
„Jaka ona podobna do taty…” Te słowa noszę w sercu jak ewangelię. W tych, których spotykam na co dzień, chcę widzieć oblicze mojego Oblubieńca (por. Mulieris dignitatem pkt. 21). Zdanie tej szczęśliwej żony i matki wydaje mi się parafrazą słów Jezusa Cokolwiek uczyniliście jednemu z najmniejszych Mnie uczyniliście. Chcę widzieć Jego twarz w dzieciach i ludziach starych, w kobietach i mężczyznach, do których jestem posłana. Nie ma znaczenia, czy dzieli nas różnica wieku wystarczająca, by być dla nich matką biologiczną, czy nawet jest to ktoś ode mnie starszy… Jeśli oczekuje mojej dobroci, dam ją jako siostra i matka chcąc zobaczyć oczy mojego Oblubieńca, oczekującego odpowiedzi na Jego miłość. On obdarował mnie całym sobą i takiej odpowiedzi oczekuje.
Błogosławiona Marcelina Darowska – założycielka sióstr niepokalanek i twórczyni niepokalańskich szkół – pisała: wychowanie stwarza człowieka moralnie, wychowanie to dzieło miłości. Zanim została zakonnicą, wychowującego dziewczęta, była także żoną i matką. Pisała więc te słowa z doświadczenia macierzyństwa biologicznego i duchowego. Matka chce nie tylko widzieć podobieństwo dziecka do ukochanego, ale wkłada wysiłek całego swojego życia, by to podobieństwo w nim kształtować. Uczestniczy przez to w stwarzaniu w nim nowego człowieka na obraz Jezusa. Pierwszym zadaniem jest tu modlitwa i ofiara w ich intencji. Podobnie jak św. Paweł pisał o duchowych zmaganiach: „w bólach was rodzę…”
Przy dzisiejszym kryzysie demograficznym w Europie, czasem może przyjść pomysł, by żałować potencjału płodności kobiet konsekrowanych. Jezus odpowiedziałby na to – jak Judaszowi żałującemu drogocennego olejku wylanego na stopy Mistrza – „zostaw ją…”. Jan Paweł II wyjaśnia ten problem: "Dla tych, którzy otrzymali bezcenny dar szczególnego naśladowania Pana Jezusa, jest oczywiste, że można i należy kochać Go sercem niepodzielnym i że można poświęcić Mu całe życie, a nie tylko niektóre gesty, chwile czy działania. Rozlanie drogocennego olejku – znak czystej miłości, nie podyktowany żadnymi względami, jest dowodem bezinteresowności bez granic, która wyraża się przez życie oddane całkowicie miłości Chrystusa i Jego służbie, poświęcone Jego Osobie i Jego Mistycznemu Ciału. To, co ludzkim oczom może się wydawać marnotrawstwem, dla człowieka, który w głębi swego serca zachwycił się pięknem i dobrocią Chrystusa, jest oczywistą odpowiedzią miłości, radosnym dziękczynieniem za to, że został dopuszczony do szczególnego poznania Syna i do współudziału w Jego Boskiej misji w świecie (Jan Paweł II, Vita Consecrata, 104)."
Szczególnym rodzajem macierzyństwa jakie może spełniać każda kobieta, a więc i kobieta konsekrowana, jest jej zadanie wobec mężczyzn. Papież Jan Paweł II pisze o tym, że mężczyzna musi pod wieloma względami uczyć się od matki swojego ojcostwa (Mulieris dignitatem, 18). Myślę, że nie tylko biologiczne macierzyństwo, ale także duchowe, wynikające właśnie z innej konstrukcji duchowej i psychicznej kobiety, wskazuje na to specyficzne wyzwanie. Mamy, przez świadectwo postawy wobec życia, wobec człowieka, wobec Boga, uczestniczyć w rodzeniu męskości mężczyzny. Refleksja taka zrodziła się we mnie podczas tegorocznej uroczystości Wniebowzięcia Matki Bożej i medytacji tekstu Apokalipsy.
Niewiasta porodziła syna – MĘŻCZYZNĘ
Bóg uczynił – stworzył człowieka z gliny
tchnął i powstał MĘŻCZYZNA
doświadczający braku...
Z jego boku Bóg uczynił NIEWIASTĘ,
która dopiero ma zrodzić MĘŻCZYZNĘ.
Pełnia męskości, pełnia mężczyzny
staje się dzięki kobiecie, jest rodzona przez kobietę.
W bólach i mękach rodzenia.
Kiedy kobieta powstawała,
Bóg uśpił mężczyznę.
Wtedy stworzył kobietę, która ZDRADZIŁA
Boga i mężczyznę.
Teraz kobieta obleczona w słońce
– czystość, piękno i miłość
– w Chrystusa –
w bólach i mękach
ZRODZIŁA:
Boga i mężczyznę
Boga dla mężczyzny
Boga w mężczyźnie.
Nowy obraz mężczyzny w nim,
nowy obraz Boga,
kobiecy...
(Jak Maryja i Jan pod krzyżem).
Wtedy mężczyzna rodzi się PASTERZEM
mocnym,
posłanym paść narody
i porwanym do Boga.
Ona ma miejsce na pustyni,
nie zatrzymuje mężczyzny.
On – potomstwo NIEWIASTY–
staje się WOJOWNIKIEM
walczącym z wielkim smokiem.
Ona – wielki znak,
obleczona w słońce,
ze skrzydłami orła,
na pustyni
woła i rodzi.
Syn MĘŻCZYZNA –
WOJOWNIK i PASTERZ
walczy i chroni.
Błogosławione łono, które Cię nosiło – zawołał ktoś z tłumu czcząc Matkę Jezusa. A On odpowiedział, podkreślając inny wymiar macierzyństwa: Owszem, ale także błogosławieni, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je i w innym miejscu Kto pełni wolę Ojca mojego ten mi jest (...) matką. Kiedy żyję słowem, kiedy staje się ono treścią mojego życia, staję się matką Słowa, ucząc się od pierwszej Matki Słowa. To przedziwne, mam być matką Jezusa, mogę być matką Jezusa. Idąc tą drogą z Matką i za Matką Słowa, słyszę jak mówi także do mnie: „Oto syn twój”, oto twoje dzieci…