Im bardziej my, rodzice, naśladujemy Boga, który dał nam przykład daru z siebie, tym bardziej będziemy w stanie nakazać posłuszeństwo naszym dzieciom
Niewiele uwag irytuje nas tak bardzo jak stwierdzenie „bądź posłuszny”; a jednak posłuszeństwo odgrywa ważną rolę we wszystkich relacjach chrześcijańskich, szczególnie w relacji między nami a Bogiem.
Być może tak wiele osób obrusza się na określenie „bądź posłuszny”, ponieważ nie rozumie katolickiego znaczenia tego sformułowania. Wszyscy myślą, że posłuszeństwo oznacza narzucanie autorytarnej, opartej na strachu relacji między dwoma nierównymi stronami. Ale kontekst katolicki jest zupełnie inny. Bp John LeVoir i ks. Richard Hogan, streszczając nauczanie Jana Pawła II o małżeństwie i rodzinie w książce Covenant of Love zauważają, że posłuszeństwo jest relacją „osób o równej godności”. Jak to możliwe? Być może w zrozumieniu pomoże przykład zaczerpnięty od św. Ambrożego, jednego z Ojców Kościoła.
Św. Ambroży rozmyślając nad fragmentem z Pisma Świętego: „Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję” (J 15,14), zauważył, że przyjaciele nie rozkazują sobie, ponieważ gdyby to robili, ich relacja nie byłaby przyjaźnią, a relacją przełożonego z podwładnym (rozkazującym i tym, komu rozkazuje). Co mógł mieć na myśli Jezus łącząc naszą przyjaźń z Nim z posłuszeństwem Jemu? Św. Ambroży uświadomił sobie, że Jezus mówił o nowym rodzaju posłuszeństwa, opartym na przyjaźni, a nie lęku; „posłuszeństwie”, które oznaczało wzajemne przewidywanie i zaspokajanie swoich potrzeb. Posłuszeństwo widziane w tym świetle jest w rzeczywistości jedną z form relacji bliskości, w której osoby z troskliwością odczytują nawzajem swoje potrzeby i w miłości je zaspokajają, bez proszenia, a już z całą pewnością bez proszenia dwa razy. To jest sedno prawdziwego chrześcijańskiego posłuszeństwa.
Nakazuj posłuszeństwo poprzez dawanie siebie
Takie rozumienie posłuszeństwa jest wyzwaniem dla każdego z nas. Oczywiście chrześcijańskie posłuszeństwo jest dobre i pożądane, a jednak nie możemy żądać posłuszeństwa od siebie nawzajem (nie możemy też wymuszać go od kogoś zrzędzeniem, marudzeniem, pogróżkami, biciem czy manipulacją), jeżeli ma to być prawdziwe chrześcijańskie posłuszeństwo. Tak naprawdę istnieje tylko jeden sposób „nakazania” posłuszeństwa dzieciom przez chrześcijańskich rodziców: tak samo jak nakazuje to nam Jezus przez przykład służby płynącej z miłości.
Św. Tereska, Mały Kwiatek, napisała w Dziejach duszy, że nigdy nie chciała postępować wbrew rodzicom, ponieważ ze względu na ich miłość i postawę służby wobec niej czuła się zobowiązana do najlepszego zachowania, nic innego nie wchodziło w grę. Jej posłuszeństwo było logiczną i spontaniczną reakcją na wspaniałomyślną, pełną miłości służbę rodziców. Rodzice Tereski wzorowali się na Zbawicielu. Jezus Chrystus „nakazuje” nam posłuszeństwo przez całkowite oddanie siebie. Jeżeli jesteśmy Mu posłuszni, nasze posłuszeństwo jest tylko logiczną i spontaniczną reakcją na Jego całkowity dar z samego siebie. Dzieci śpiewają w jednej z piosenek: „Sercem kocham Jezusa, On pierwszy ukochał mnie”. To samo sedno posłuszeństwa, do którego ofiarowania zaprasza nas Chrystus – nasza pełna miłości odpowiedź na to, że On pierwszy nas ukochał.
Chrześcijańscy rodzice muszą „nakazać” posłuszeństwo dzieciom tak samo jak Chrystus nakazuje je nam, tak samo jak rodzice św. Tereski nakazali je swemu „Małemu Kwiatkowi” — będąc dla dzieci darem z siebie w zaspokajaniu ich potrzeb, reagowaniu na krzyk i płacz, ofiarowując wspaniałomyślnie czas, ciało, siły i miłość, i prowadząc je do czynienia w rewanżu tego samego. Obawy, że „rozpieścimy” nasze dzieci kochając je w taki demonstracyjny i wszechogarniający sposób, są równie absurdalne jak powiedzenie, że Jezus „rozpieścił” nas przez swoją mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Oczywiście, że to zrobił! A teraz nakazuje nam, byśmy Go naśladowali i uczynili to samo. Dla chrześcijanina władza rodzicielska nie płynie z faktu, że Bóg postawił nas ponad naszymi dziećmi. Władza rodzicielska bierze się z tego, że Bóg uczynił nas odpowiedzialnymi za służenie Swoim dzieciom, które na pewien czas powierzył naszej opiece.
Bezpieczna więź: źródło chrześcijańskiego posłuszeństwa
Gordon Neufeld w książce „Hold On to Your Kids”, podkreśla, że posłuszeństwo jest zakorzenione w czymś, co się nazywa „bezpieczną więzią”. Bezpieczna więź nie jest zależnością. Jest to wiedza, że – jak ujmuje to Neufeld – „jesteś odpowiedzią na moje pytania”. Innymi słowy, dzięki twojej pełnej miłości obecności i wspaniałomyślnej służbie wiem, że znasz moje serce, i dlatego chcę odczytywać twoje myśli i poddawać się twoim radom, gdyż z doświadczenia wiem, że angażujesz się w pomaganie mi w odnalezieniu Bożych i skutecznych sposobów zaspokojenia moich potrzeb, nawet jeśli wymaga to od ciebie poniesienia pewnych kosztów. Oczywiście dokładnie w taki sam sposób Bóg „nakazuje” posłuszeństwo swoim dzieciom. Im bardziej jesteśmy przekonani, że Bóg jest całkowicie oddany pracy dla naszego dobra, tym chętniej i radośniej szukamy Jego woli i Jego planu dla naszego życia i poddajemy się tym planom; powodowani nie lękiem, ale przekonaniem, że On naprawdę ofiarowuje nam drogę do prawdy i obfitego życia (por. J 14, 6). Im bardziej my, rodzice, naśladujemy Boga, który dał nam przykład daru z siebie, tym bardziej będziemy w stanie nakazać posłuszeństwo naszym dzieciom.
Podczas gdy wielu rodziców kojarzy bezpieczną więź jako mającą coś wspólnego z niemowlętami, jest ona czymś o wiele większym. Twoja zdolność do zaszczepienia dziecku chrześcijańskiego posłuszeństwa jest bezpośrednio uzależniona od twojej zdolności do utrzymania bezpiecznej więzi z dzieckiem w każdym wieku i na każdym etapie jego życia, przez stanie się osobą najbardziej wyczuloną na potrzeby dziecka, która jest w stanie najlepiej pomagać mu w uzyskaniu zaspokojenia tych potrzeb. Twoje dziecko automatyczne zaofiaruje posłuszeństwo (a także empatię) temu, do kogo będzie najbardziej przywiązane, czy będzie to rówieśnik, opiekunka czy ty. Rodzicielstwo będące darem z siebie to proces, przez który rodzice poznają serce dziecka w każdym wieku i na każdym etapie rozwoju, aby dziecko zawsze przychodziło najpierw do rodziców po miłość, prowadzenie i kształtowanie. Jak będziesz odkrywać czytając tę książkę, bezpieczna więź ostatecznie przejawia się w twojej umiejętności sprawienia, że dziecko chce być bardziej podobne do ciebie niż do rówieśników czy kogokolwiek innego. Oznacza to oczywiście, że musisz wykonać pracę nad sobą niezbędną do stania się godnym naśladowania przykładem. Oznacza to również, że musisz chcieć stworzyć ze wszystkimi dziećmi taką relację mistrz-uczeń, że będą chciały podążać za danym przez ciebie przykładem. Ta dynamika sprawia, że rodzicielstwo będące darem z siebie jest przemieniającym, pełnym łaski doświadczeniem zarówno dla rodzica, jak i dla dziecka.
Bezpieczna więź kontra rozpieszczanie
Istnieje duża różnica między tym, co nazywamy rodzicielstwem będącym darem z siebie, a rozpieszczaniem dziecka. Może się wydawać, że rodzice rozpieszczający dzieci służą im bezinteresownie, ale oni nigdy nie oczekują, że dziecko zrobi wiele – jeśli w ogóle coś zrobi – by odwzajemnić się służbą rodzinie. Ojciec czy matka będący darem z siebie bezinteresownie służą dziecku z intencją zainspirowania go i nauczenia, jak bezinteresownie służyć innym – najpierw rodzinie, potem wspólnocie, Kościołowi i światu.
Psalm mówi: „Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył?” (Ps 116, 12). Ten urywek Pisma Świętego można przyjąć za wzór posłuszeństwa w życiu rodzinnym. Gdy rodzice kochają dzieci tak, jak Bóg kocha ich samych, wyprzedzając i zaspokajając ich potrzeby hojnie i radośnie, dzieci czują się zobowiązane do ofiarowania w zamian posłuszeństwa, tak jakby mówiły: „Cóż oddam wam Mamo i Tato za wszystko, co mi wyświadczyliście?”. To nie jest jakiś wydumany, nierealny ideał. To widzialna rzeczywistość; mieliśmy zaszczyt wielokrotnie być jej świadkami w naszym życiu zawodowym i osobistym. Jest to zjawisko potwierdzane również przez badania psychologiczne dotyczące relacji między rodzicami a dziećmi. Z punktu widzenia psychologii wspaniałomyślna, płynąca z miłości służba rodziców wobec dziecka buduje zarówno bezpieczną więź, jak i wzajemne zrozumienie. A ponieważ dziecko ceni sobie mocną relację zbudowaną przez troskliwego, wspaniałomyślnie kochającego rodzica, będzie – podobnie jak św. Tereska – czuć odrazę do zrobienia czegoś, co sprawiłoby przykrość rodzicom. Podobnie takie dziecko będzie szybko korygować swoje zachowanie, gdy rodzice wskażą uchybienie.
Niestety, nasz świat stawia wiele przeszkód więzi łączącej rodziców i dzieci, ich wzajemnemu porozumieniu i niweczy chrześcijańskie posłuszeństwo, logicznie wypływające z tej relacji. Zerwanie więzi jest celem i korzeniem tego, co Jan Paweł II nazywał „kulturą śmierci”. Każdego dnia świat, w którym żyjemy, próbuje kusić rodziców pomniejszaniem roli bezpiecznej więzi i porozumienia z dziećmi, zaczynając od zmuszania niemowląt do „wypłakania się” i „ćwicząc” je w dostosowaniu się do planu zajęć dorosłych, a potem stawiając naszą pracę i zaangażowanie społecznie wyżej niż dany nam przez Boga obowiązek budowania rodziny dającej poczucie bezpieczeństwa i otaczanie jej miłością. Jednak, jak zauważył Jan Paweł II, Księga Rodzaju uczy, że obowiązek kochania został nam dany zanim został stworzona praca. Rodzice mogą uzyskać ze strony dziecka prawdziwe, chrześcijańskie posłuszeństwo i postawę służby tylko wówczas, gdy w tym dziecku, na poziomie fizycznym, emocjonalnym, psychicznym i duchowym, istnieje trwałe przekonanie o tym, że rodzice je kochają. (Oczywiście tak samo jest z naszym powolnym, nieustannym nawracaniem się, by być bardziej posłusznymi Bogu).
W jaki sposób chrześcijańscy rodzice mogą przekonać dziecko o tej miłości? Poświęcając mu z pozoru ogromną ilość czasu spędzanego z nim sam na sam; szanując potrzeby dziecka, o których nam mówi, szczególnie gdy wydają się niemądre; ucząc dziecko wyrażania siebie i swoich emocji we właściwy sposób (aby nie robiły tego w sposób niewłaściwy), a także pokazując dzieciom, jak są dla nas ważne poprzez chęć poświęcenia kariery i pozycji społecznej dla dobra rodziny. To, na ile nasze dzieci będą nam okazywać chrześcijańskie posłuszeństwo, jest wprost proporcjonalne do tego, na ile potrafimy służyć im w sposób wyżej opisany, a nawet o wiele bardziej. Poprzestawanie na czymś mniejszym jest równoznaczne z przekształceniem relacji, która powinna być oparta na pełnym bliskości posłuszeństwie, w nieustanną walkę o dominację nad życiem i zachowaniem dziecka.